Akt 41 - Obrady

363 31 21
                                    

- Wy żyjecie? - odezwał się w końcu Roche, jako pierwszy orientując się w sytuacji. Przez chwilę zapomniał, że wciąż podtrzymywał Tiernan, by nie upadła. - Myślałem, że Detmold i Henselt powiesili wszystkich, a pozostałych zabili.

Trzynastka pogładził się po wyjątkowym wąsie, kątem oka zerkając z dziwnym błyskiem w oku na półprzytomną kobietę. Roche niemal był mistrzem w rozpoznawaniu ludzkich emocji, zwłaszcza potrafił odgadnąć, co skrywały ludzkie oczy. A jeżeli się nie mylił, a nie mylił się nigdy... to Trzynastka spoglądał na Tiernan z ogromną wdzięcznością i ulgą.

- A to, że żyjemy to głównie zasługa naszej towarzyszki - powiedział za niego Silas. - Gdy się zjawiła i narobiła zamieszania, wykorzystaliśmy okazję. Krótki ją dla nas utrzymał. Uznał, że ktoś musi dalej walczyć za Temerię i Niebieskie Pasy. Gdy koleżanka - skinął na Tier - tylko wyszła, by rozmówić się z królem, my zaatakowaliśmy. Fenn został postrzelony przez chędożonego łucznika, zabraliśmy go i uciekliśmy. Pozostali zostali powieszeni lub zarąbani jak prosiaki.

- Niebieskie Pasy nie uciekają - warknął Roche, unosząc w ich stronę zaciśniętą pięść. - Wy nie uciekliście, do diabła. Niech wam to przez łeb nie przechodzi. Podjęliście walkę, a potem wykonaliście taktyczny odwrót, zapewniający przetrwanie i wykonanie misji.

Mężczyźni wydali z siebie przeciągły pomruk zadowolenia. Nie zawiedli. Przetrwali, a teraz zjawili się, gdy byli najbardziej potrzebni. Vernon Roche nie skreślił Pasów. Oni wciąż trwali. W mniejszym składzie, ale zawsze lepsze to niż nic. Nie zamierzał jednak dzielić się tym, co zrobił z Henseltem i Detmoldem w akcie zemsty i wściekłości. Dał upust emocjom, ukarał winowajców... zrobił to, czego chciał królobójca. Ale jego ludzie zostali pomszczeni i śmiali się teraz w zaświatach.

Roche podszedł do Trzynastki i podał mu kobietę, której niewielką różnicę robiło, kto ją trzymał. Nogi miała jak z ołowiu i coraz bardziej ciągnęły ją ku ziemi. Czuła się, jakby nie spała od wielu dni. I w sumie była to prawda. Ani razu nie zmrużyła oka, od kiedy została porwana. Nie pozwoliła stracić sobie czujności choćby na sekundę. Nie w samym legowisku jadowitych żmii. 

- Zabierzcie ją na Persivala, niech Ves się nią zajmie - wydał rozkaz. - Ja muszę dokończyć pewne sprawy. Po wszystkim bądźcie gotowi do odpłynięcia.

- Tak jest! - krzyknęli jednocześnie.

Dowódca Niebieskich Pasów posłał krótkie spojrzenie kobiecie, upewniając się, że zostawia ją w dobrych rękach. Ba, lepszych nie było! W końcu to byli jego ludzie, a ich wybierał samodzielnie. Może i mieli awanturniczą, nieraz niechlubną przeszłość, ale swoimi czynami pod jego dowództwem zasłynęli jako wielcy bohaterowie, których historia będzie jeszcze sławić. Tiernan nie spojrzała na niego, dopóki się nie odwrócił. Wbiła wzrok w jego plecy. Jakoś przywykła do patrzenia na cudze plecy. Wszyscy odchodzili lub ją wyprzedzali, a ona zostawała na samym końcu...

Geralt, Letho, teraz Roche...

- A niech mnie licho, ale cię poszarpało. Chciałbym zobaczyć tego drugiego - parsknął śmiechem Trzynastka.

- Wyglądasz jak upiór - dopowiedział Fenn, przyglądając się jej uważnie. - To twoja krew?

- Nie - mruknęła słabo.

Fenn wydał z siebie pełen podziwu gwizd. Całą trójką, jak wierna obstawa, prowadzili Tiernan. Im bliżej byli obrad, które właśnie się odbywały, tym większą potrzebę kobieta odczuwała, by tam być. A im dalej byli od miejsca, w którym zamordowała swego dawnego pana, tym zdrowiej się czuła. Nigdy więcej nie będzie oglądała się przez ramię. Tym razem była naprawdę wolna. Łzy napłynęły jej do oczu. Wolność. Dla tego uczucia dopuściła się wielu okropności, a teraz mogła wyjechać i zacząć wszystko od nowa.

Tiernan | Vernon Roche ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz