Akt 5 - Niezapomniany wieczór

1.1K 69 5
                                    

Tiernan poprawiała pas przy spodniach, kiedy do jej pokoju zapukał wiedźmin. Nim odpowiedziała, Geralt wszedł już do środka. Szybko otaksował wynajęty pokój kobiety, z rozczarowaniem przyznając, że nadal była bałaganiarą. Wsunęła na nogę drugi but i już była gotowa do wyjścia. Wiedźmin przyjrzał się jej, odnosząc wrażenie, że coś jest nie tak. Jednak jego wiedźmińskie zmysły nie pomagały mu w rozszyfrowaniu tej zagadki.

Podążył za kobietą, która zeszła po schodach. W karczmie przy drzwiach czekał już Vernon, nieco zniecierpliwiony. Gdy oboje do niego podeszli, nie obdarzył Tiernan nawet przelotnym spojrzeniem. Wyszli na zewnątrz, a chłodny wiatr uderzył w, rozpaloną, od zaduchu w karczmie, twarz kobiety. Cofnęła się, by iść z tyłu za wiedźminem i dowódcą Niebieskich Pasów, po czym naciągnęła na głowę kaptur. Nie chciała rzucać się w oczy.

Geralt obejrzał się za nią. Rozumiał, że był to jeden z jej nawyków, aby pozostać niezauważoną. W jej definicji niezauważona, oznaczało bezpieczna. Nie mógł jej winić. Przeszłość odcisnęła na niej swoje piętno.

Przeszli przez spowite ciemnością Flotsam, mijając wielu już mocno odurzonych mieszkańców. Tylko pochodnie oświetlały drogę, którą podążali. Tiernan skrzywiła się, gdy do jej nozdrzy uderzył ostry smród wódki i ludzkich szczyn. Szczerze współczuła Geraltowi, ponieważ on znacznie intensywniej to odczuwał. Vernon przez całą drogę nie zwrócił na Tiernan najmniejszej uwagi, traktując ją jak powietrze. Jak uroczo, myślała. Stanęła obok Geralta, gdy obaj zatrzymali się pod strzeżoną bramą. Jeden ze strażników poprawił miecz przy pasie, kiedy drugi wyszedł im naprzeciw.

— Czego? — warknął.

Geralt mimo to nie dał się sprowokować, zachowując spokój.

— Komendant chciał mnie widzieć.

Tiernan wsunęła ręce do kieszeni, właśnie wtedy drugi strażnik ją dostrzegł i zaczął uważnie jej się przyglądać.

— Ej, ty — wtrącił się, stając między Vernonem a Geraltem. — Zdejmuj kaptur!

Vernon posłał jej wściekłe spojrzenie, ponieważ cały plan mógł spalić na panewce i to z jej winy. Wzruszyła ramionami i wykonała polecenie strażnika. Obaj poczuli się zmieszani, widząc przed sobą kobietę. Spodziewali się jakiegoś chłystka a nie... Strażnik, który zwrócił jej uwagę odchrząknął, wracając na miejsce.

— Też zaproszona?

— Są ze mną. Oboje — odpowiedział wiedźmin.

Żaden nie kwestionował tego. 

— Zostawcie broń.

— Dobrze jej pilnuj. Jest bardzo cenna — znów powiedział Geralt, zdejmując z pleców dwa miecze.

Tiernan i Vernon również złożyli broń, choć bardzo niechętnie. Mimo wszystko kobieta zachowała swój ulubiony sztylet w cholewie buta i domyślała się, że dowódca Niebieskich Pasów także był przygotowany na tę ewentualność. Strażnicy schowali broń do zardzewiałej skrzyni i otworzyli im bramę. I jeżeli Tiernan przeszkadzał uliczny smród alkoholu to teraz prawie się porzygała. 

— Z takim wojskiem Loredo nie obroni przystani przed pijanym drwalem, a co tu mówić o Iorwecie — burknął zirytowany Roche, wysuwając się naprzód.

Stoły uginały się pod ciężarem jedzenia i kufli wypełnionych po brzegi alkoholem. Prawie wszystkie miejsca zajmowali umundurowani lub bandyci, którzy nie byli przychylni dla oka. Wokół nich kręciły się prostytutki. Jedynie dobrze zorganizowaną tu rozrywką byli muzycy ustawieni za stołem, którzy grali skoczne melodie.

Tiernan zawsze uwielbiała takie dźwięki, dlatego nie raz prosiła Jaskra, by grał dla niej.

— Masz chyba obsesję na jego punkcie — rzuciła za jego plecami, badając wysokość murów.

Tiernan | Vernon Roche ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz