Akt 30 - Noc pełna wrażeń

595 42 17
                                    

Upiorów przybywało. Żołnierze Henselta, na widok zjaw, uciekli. Tiernan również pierwszy raz walczyła z czymś innym niż człowiek, wyjątek stanowiły nekkery, na które się często natykała w trakcie swych podróży. Nie walczyła nigdy z wampirem, wilkołakiem czy innym cholerstwem, chociaż czytała o nich i nawet je widziała, będąc towarzyszką Geralta z Rivii. To naprawdę był inny przeciwnik niż człowiek, ale ginęły tak samo szybko. Może bycie wiedźminem nie było takie złe? Chociaż zabijanie prawdziwych potworów nie dawało jej takiej radości jak zabijanie potworów w ludzkiej skórze.

- Teraz, Henselt!

Król wbił włócznię w pierś przywołanej czarownicy, ukrócając jej męki. Tiernan dyszała, a upiory zniknęły wraz z całą złą magią, jaką do tej pory wyczuwała. Ciężar klątwy spadł z jej barków. To była wada jej zdolności, ta magia oddziaływała na nią zbyt intensywnie. Popatrzyła po polu walki, uznając, że jest względnie bezpiecznie. Henselt tryskał dumą i radością, że wkrótce położy łapy na Aedirn, prowadząc swoją armię na Vergen.  

- Rzeczywiście byłaś całkiem użyteczna - rzucił Henselt, posyłając krótkie spojrzenie kobiecie.

Tiernan skinęła głową.

- Dziękuję za twoją pochwałę, Wasza Wysokość. 

Gdy odwrócił się plecami, by móc napawać się zwycięstwem nad klątwą, kobieta pokazała mu język. Geralt pokręcił głową, czym się nie przejęła. Chciała oddać mu srebrny sztylet.

- Zatrzymaj, tobie może się jeszcze nie raz przydać.

Kawałek srebra w świecie pełnym potworów? Czemu nie pomyślała o tym wcześniej! Henselt zaprosił Geralta wieczorem na wspólne picie tryumfalnego trunku. Tiernan nie poczuła się urażona tym, że została pominięta. Pomimo nalegań Geralta została jeszcze na miejscu egzekucji. Podeszła do ogromnego koła, do którego trzy lata temu została przybita Sabrina Glevissig. Żałowała, że nie było jej wtedy tutaj. Patrzenie jak magowie płoną sprawiało jej radość... tylko czemu nie odczuwała jej teraz? Zdzira znów spłonęła... Krzyki, przekleństwo.

Zanim odejdzie stąd, zostało jej jeszcze do zrobienia jedno. W obozie kaedweńczyków był trzymany elfi jeniec. Nie był tak skatowany jak Ciaran, ale był w niewoli. Scoia'tael może bywali wrzodem na rzyci, prawie jej nie zabili, ale zdecydowała się go jakoś uwolnić. Po zmroku, mówiła sobie. Kiedy słońce skryło się za horyzontem, cień opadł niczym kurtyna na obóz kaedweńczyków, Tiernan wkroczyła od tylnej bramy, ubrana w ciemny płaszcz. Musiała jakoś wywabić dwóch strażników z daleko od elfa. Miała się tym zająć, kiedy nie usłyszała cichego jęku - dla ludzkiego ucha niedosłyszalny. Skryła się między namiotami, dostrzegając nieznaną postać.

Postanowiła ją śledzić, aż zniknęła w tunelu. Powinna ostrzec Geralta i króla, że ktoś niepożądany pląta się po dolnym obozie. Wkroczyła do górnego obozu, ale wtedy zauważyła, że wszyscy strażnicy w tej części są martwi. Pomiędzy ciałami stało dwóch mężczyzn w zbrojach podobnych do Letho.

- Jesteście królobójcami - warknęła, dobywając broni. 

Odwrócili się w jej stronę.

- Czy udzielono wam zgody na audiencję u króla? - Uniosła brwi.

Wiedźmin w kapturze ruszył w jej stronę. Poruszał się naprawdę szybko, w porę zablokowała mieczem jego ostrze. Siłę też miał ogromną. Odepchnęła go od siebie kopnięciem, by kucnąć przed atakiem drugiego napastnika. Kiedyś stanęła przed wiedźminem z zamiarem zabicia go - był nim właśnie Geralt. Wtedy zobaczyła, jakim trudnym jest on przeciwnikiem. Walka z dwoma wiedźminami... ją trochę przerastała.

Tiernan | Vernon Roche ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz