Akt 11 - Poszukiwanie Iorwetha

587 32 10
                                    

Już o świcie Geralt i Triss szukali sposobu na poradzenie sobie z kejranem. Z jakiegoś powodu Merigold starała się trzymać z dala od de Tancarville, która doskonale udawała, że nie ma pojęcia o amnezji wiedźmina. Tiernan zamówiła pieczoną rybę na śniadanie i dołączyła do nich, witając się serdecznie z Geraltem, i ignorując Triss.

— Nie wolno jej ufać. Uwielbia manipulować ludźmi i jest bardzo przebiegła — tłumaczyła mu Triss.

— Jak prawie każda wiedźma — prychnęła Tiernan, opierając się o stół. — Ale raz muszę przyznać Merigold rację. Sheala jest jedną z potężniejszych czarodziejek i ma dość lepkie uszy, niemożliwe, by nie wiedziała o twojej pamięci. Pytanie, co ona knuje. 

— Cokolwiek to jest, może poczekać — mruknął wiedźmin, powoli zbierając się do wyjścia. — Mam kilka spraw do załatwienia. Dostałem dość nietypowe zlecenie.

— Jakie? — zaciekawiła się Tiernan. 

Zapadła chwilowa cisza, kiedy kelnerka przyniosła zamówienie kobiety. Ryba obsypana przyprawami wyglądała w miarę apetycznie, a od wczoraj Tiernan prawie nic nie jadła. Nie bawiła się sztućcami. Złapała dłonią za rybę i po prostu się w nią wgryzła, na co Merigold wywróciła oczami z niesmakiem.

— Niejaki Vencel Pugg chciał, abym pomógł mu udowodnić, że handlarz kadzidłami zatruwa swoich klientów — wyjaśnił Geralt.

— Och, to całkiem ciekawe zlecenie. Jeżeli chcesz, mogę się nim zająć za ciebie, a ty i wiedźma zajmiecie się kejranem, co ty na to?

Triss i Geralt spojrzeli po sobie. To wcale nie był głupi pomysł. Po co mieli zwlekać, skoro od razu mogli udać się do Cedrica — elfa mieszkającego we wsi tuż za murami Flotsam? Tiernan zresztą i tak nie miała, co robić. Kadzidła nie były tak ważnym zleceniem, jak wczorajsze polowanie na endriagi czy nekkery. 

— Zgoda. — Geralt skinął głową. — Spotkamy się później. Vencel przebywa przeważnie w porcie.

Oboje wstali, Triss i Geralt, wyszli z karczmy, pozwalając Tiernan zjeść śniadanie w spokoju. Poza nią w karczmie przebywały jeszcze trzy osoby. Nigdzie nie było widać Jaskra i Zoltana, co wydawało się dziwne jak na nich. Nie było dnia, którego by nie zaczynali od spotkania w karczmie przy dobrym napitku. 

Po posiłku wróciła do swojego pokoju, by się przebrać w bardziej odpowiedni strój. Zielona koszula z poprzedniego dnia nadawała się tylko do wyrzucenia, dlatego tym razem zdecydowała się na czarną. Powinna sobie gdzieś zanotować, by w wolnej chwili udać się na rynek. Założyła ciemny płaszcz, pod którym skryła miecz przyczepiony do pasa, po czym sama opuściła karczmę. Dzisiaj pogoda nie była nawet w połowie tak piękna jak wczoraj. Niebo zaszło ciemnymi chmurami, a chłodny wiatr dął z podwójną siłą. Na szczęście jeszcze nie padało.

Tiernan przeszła przez główny plac, mijając szubienicę, na której jeszcze niedawno mieli zawisnąć Jaskier i Zoltan, rozejrzała się za straganem z kadzidłami. Zaczepiła otyłą kobietą w ciemnej sukni, która na jej widok zrobiła się nieco czerwona na twarzy.

— Jeżeli chcesz coś kupić u tego oszusta, to lepiej stąd odejdź! — krzyknęła, a kilka innych kobiet w jej towarzystwie przytaknęło jej.

— Oszusta? Szukam straganu z kadzidłami — odpowiedziała zaskoczona Tiernan.

— Ha! To właśnie tam! — Starsza kobieta wskazała palcem na drewniane stoisko znajdujące się wewnątrz starej szopy. — Jego kadzidła to trucizna! Ludzie uzależniają się od tego jak od fisstechu! Jeżeli możesz pomóc, by ten sklep zamknąć, mieszkańcy mogą ci sowicie zapłacić!

Tiernan | Vernon Roche ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz