Wrócili do domu już kilka dni temu. Tony i Pepper skupiali całą swoją uwagę na małym Robercie, przez co Loki spędzał całe dnie snując się po domu.
- Tony włącz telewizor.- Powiedziała zdenerwowana Pepper wchodząc z dzieckiem na rękach do pokoju.
- Co się stało?- zapytał Tony sięgając po pilot.
- Sam musisz to zobaczyć.
Gdy tylko włączył się telewizor speaker zaczął ogłaszać najnowsze wiadomości.
- Światem wstrząsnęła wiadomość o śmierci pierwszego w historii Avengera - Steva Rogersa. Kapitan Ameryka poległ podczas tajnej akcji w Szwajcarii. Przyczyny śmierci wciąż nie są znane. Na razie nie wiadomo nic o pogrzebie...
- Powinniśmy pójść. - Oznajmiła Pepper z załzawionymi oczami.
- Ja tam nigdy śmiecia nie lubiłem. - Skomentował Loki.
Stark poczuł coś w rodzaju szczęścia. Nienawidził Kapitana całym sercem i jego śmierć była mu na rękę.
- Tony nie wiem co między wami zaszło, ale powinniśmy pójść. Dziś rano przyszła wiadomość o miejscu i godzinie pogrzebu. Z początku myślałam, że to pomyłka, ale teraz już wiem o co chodzi.
Wtedy mały Robert zaczął płakać i Pepper wyszła z salonu, aby zająć się dzieckiem.
- Powinieneś pójść. - Odezwał się Loki.
- Wiem. Dla opinii publicznej. Powiem kilka słów o tym jaką to wielką startą jest dla świata śmierć tego idioty.
- Prawidłowo.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza.
- Może powinieneś pojechać ze mną? - zapytał Tony.
- Chciałem raczej zaproponować, że popilnuję dziecka czy coś...
- O nie! Nie ma mowy! - zaprzeczył stanowczo Tony. - Nie zostawię Cię samego z moim dzieckiem.
- Myślałem, że już sobie bardziej ufamy.
- Do Ciebie zawsze podchodziłem z rezerwą.
- Uznam to za komplement. - uśmiechnął się Loki.
Następnego dnia zdecydowali, że Pepper powinna zostać w domu z Robertem, a Tony i Loki pojadą na pogrzeb. Ceremonia nie była jakoś wyjątkowo ciekawa, czy wzruszająca. Wszyscy agenci TARCZY i członkowie Avengers zebrali się, aby powspominać starego Steva. Tony wymigał się od wygłaszania mowy, tłumacząc, że jest w rozsypce emocjonalnej po śmierci przyjaciela.
Po ceremonii Stark i Loki wyszli na krótki spacer po parku.
- To moja wina. - zaczął Tony.
- Co?
- Wtedy gdy Steve przyszedł pod dom prosić mnie o pomoc. To o tę misję chodziło.
- Oh
- Powiedział, że nie uda się beze mnie. I najwyraźniej słusznie.
- Gryzie Cię sumienie?
- Nie specjalnie. Chociaż... może trochę.
- Daj spokój.
Szli przez dłuższą chwilę w całkowitej ciszy.
- Właściwie to ja też chcę ci coś powiedzieć.
- Zamieniam się w słuch.
- Chyba powinienem się od was w końcu wyprowadzić.
Ta wypowiedź wstrząsnęła Tonym. Loki był wrzodem na dupie w ich codziennym życiu, ale po tym popołudniu które razem spędzili w pralni dużo się zmieniło.
- Oh.
- Powinniście cieszyć się teraz sobą i dzieckiem.
- Łał. Zaskoczyłeś mnie. To... kiedy chcesz wyjechać?
- Najlepiej zaraz. Mam nadzieję że w Asgardzie jestem w końcu mile widziany.
- Okej. W takim razie skoro prawdopodobnie już się nie zobaczymy.... - zaczął nieśmiało Tony.
- Tak?
- ....może skoczymy do hotelu co?
CZYTASZ
TOKI | frostiron
Fanfiction!CZYTAĆ Z DYSTANSEM! To fandiction powstało wyłącznie w celach humorystycznych. Ma być parodią tego typu opowieści. Początkowo miało nie zostać opublikowane, ale ze względu na dużą popularność wśród znajomych postanowiłam udostępnić moje "dzieło". R...