Rozdział 3

4.9K 187 12
                                    

Dzisiaj jest środa, a co za tym idzie? Dzień meczu. Od wczoraj stresuję się jak cholera, bo wiem, ile ten mecz znaczy dla dziewczyn. Dla mnie zresztą też. Wiem, że jesteśmy świetnie przygotowane do niego i damy z sobie wszystko, żeby tylko wygrać. W sumie to jeszcze chyba nie wspominałam dlaczego tak nienawidzimy drużyny z Poznania. No cóż... Zaczęło się pięć lat temu, kiedy nasze drużyny pierwszy raz ze sobą grały w finale. Ja wtedy nie byłam jeszcze w drużynie, ale wiem jaka jest sytuacja, wszyscy w szkole wiedzą. Ich atakująca, kiedy dostała piłkę od razu ją przebiła na naszą stronę. Była to piłka meczowa i to dla nas. My nie byłyśmy w stanie odebrać tego ataku, bo myślałyśmy, że był to aut, a nie był. Ale nasza ówczesna pani trener zauważyła, że dotknęła ona siatki. Zarzekała się, że tego nie zrobiła i taka decyzja została. Mimo tego błędu i tak wygrałyśmy, a po meczu, dziewczyny poszły pogadać z tamtą drużyną. To miała być taka rozmowa na luzie i one zapytały się o to dotknięcie, tyle że przeciwna drużyna nie zrozumiała naszego przyjaznego podejścia do nich i zaczęła nas obrażać. Po prostu to, że przegrały wpłynęło jakoś na ich ego. Od tej kłótni minęło już dużo czasu, a my o tym pamiętamy i one też. Mam wrażenie, że nasz spór będzie się jeszcze toczył i toczył przez długie lata. No ale przecież nic na to nie poradzę. Ja pierwsza ręki nie wyciągnę, mimo że jestem kapitanem. Jednak dzisiaj zamierzamy z nimi wygrać i pokazać, kto jest tutaj lepszy. Przez cały rok mamy mnóstwo meczów, ale żaden nie liczy się tak bardzo, jak właśnie ten dzisiejszy. Jesteśmy już z dziewczynami na boisku i prowadzimy rozgrzewkę, po drugiej stronie są nasi dzisiejsi rywale. Nasza drużyna jest nastawiona bojowo i z własnego doświadczenia wiem, że to nam tylko pomoże. Po jakiś dwudziestu minutach zawołał nas trener. Za chwilę miał się już zacząć mecz.

- Dziewczyny, zaraz zacznie się mecz. Wiem, że jest on dla was bardzo ważny i chcecie go wygrać. Wierzę, że Amelia bardzo dobrze was poprowadzi jako kapitan i pamiętajcie, że macie w niej wsparcie, tak samo jak we mnie, ok? Jesteście drużyną, wygrywacie i przegrywacie razem. Tu nie ma miejsca na indywidualności. Widzę, że zrobiłyście ogromny postęp od naszego pierwszego spotkania. Pamiętajcie, że najważniejsze jest zaufanie do reszty drużyny. Jeden błąd pociąga kolejny i kolejny, dlatego nie popełniajcie ich. Kasia pamiętaj co ćwiczyliśmy na zagrywce, a Marta przy przyjęciu, niech każda skupi się na tym na czym powinna. Jestem z was bardzo dumny. Powodzenia i wygrajcie to! - wszystkie wystawiłyśmy ręce do środka i krzyknęłyśmy jednocześnie nasz okrzyk.

- Mogę coś powiedzieć? Nieważne i tak powiem. - zaśmiałam się ze swojej własnej głupoty i kontynuowałam dalej. - Oglądałam wczoraj mecze z nimi z ostatnich lat i są dwie zawodniczki, które mają problem z przyjęciem. Zapamiętajcie numer dwa i dziewięć, okej? Jeśli coś nam nie pójdzie po naszej myśli, to celujcie na nie, bo one sobie z tym nie poradzą, szczególnie ty Kaśka. Wiem jaką bombę potrafisz zasadzić. A teraz rozbijmy tą drużynę! - byłam dumna ze swojej drużyny, mimo, że jeszcze nawet nie zaczęłyśmy grać. Dla mnie i tak wygrałyśmy, bo nie ma nic lepszego od drużyny, która skoczyłaby za tobą w ogień.

Pierwszy gwizdek i pierwszy serwis. Zaczynają nasze przeciwniczki, co jest minusem dla nas, ale liczę, że to właśnie teraz zdobędziemy pierwszy punkt. I tak się stało. Po perfekcyjnym przyjęciu Marty i rozegraniu ze strony Ewy, zaatakowałam piłkę prosto w środek boiska i zdobyłyśmy pierwszy punkt. Najważniejszy nie jest sam atak, tylko przyjęcie. Od tego wszystko się zaczyna i od tego zależy jak piłka będzie leciała. I tak po kilkunastu minutach, pierwszy set okazał się dla nas przegrany. Nie mam pojęcia co się z nami stało, ale chyba uległyśmy jakiejś presji.

- Co się dzieje? Paulina co z kolanem? Dasz radę grać? - kiwnęła głową na nie. Przy bolku źle stanęła i musiała zejść w połowie seta, a za nią weszła Ania. Myślałam, że teraz już wejdzie na boisko, ale nie da rady. - A wy spinać dupsko i wygrać to! Za Paulinę dalej będzie grała Anka. Dobra, idźcie już i wyrzućcie wszystkie myśli, okej?

Musiałyśmy się zmobilizować i wygrać ten mecz. Kolejny trzy sety miały należeć do nas. Zaczęłyśmy walczyć o zwycięstwo. W zeszłym roku wygrały one, więc teraz nie mogłyśmy na to pozwolić. Nie mogłyśmy na to pozwolić, bo wtedy cała szkoła przegra, nie tylko my. Skupiłyśmy się całkowicie i drugiego seta już wygrałyśmy. W całym meczu było 1:1, czyli remis. Musiałyśmy jeszcze wygrać dwa sety. Cały mecz trwał już godzinę. Dziewczyny były zmęczone, ale wiedziały o co grają, dlatego ignorowały to. Po krótkiej przerwie wróciłyśmy na boisko. Tego seta zaczęłyśmy źle, wręcz bardzo źle. Przegrywałyśmy dziesięć do czterech. To było aż sześć punktów różnicy, a była moja kolej na zagrywce. Bałam się, że mogę powiększyć przewagę rywalek. Już miałam zagrywać, kiedy usłyszałam gwizdek oznaczający przerwę. Podbiegłyśmy do trenera i czekałyśmy na to co powie. Ku naszemu zdziwieniu on nie powiedział nic. Miałyśmy czas, żeby napić się i żeby chwilkę odpocząć. Potrzebowałam tego. Dzięki temu zyskałyśmy więcej siły, żeby pociągnąć to spotkanie do końca. Teraz mam szansę, żeby poprawić nasz wynik. Stanęłam w odpowiednim miejscu i czekałam na gwizdek sędziego. Po usłyszeniu go, podrzuciłam piłkę i z całą siłą jaką miałam, przebiłam piłkę na drugą stronę. Na moje szczęście na przyjęciu stała zawodniczka z numerem dwa, nie planowałam celować na nią, ale tak wyszło. Nasza różnica zmalała do pięciu punktów i znowu ja byłam na zagrywce. Przebiłam piłkę na drugą stronę. Piłka zatrzymała się na taśmie, na dosłownie dwie czy trzy sekundy i przeleciała na stronę przeciwniczek. Nie spodziewały się, że przejdzie i nie zdążyły podbiec do tej piłki. Tylko cztery punkty różnicy do nadrobienia. Kolejny dźwięk gwizdka i kolejny serwis należący do mnie. Tym razem zagrywka była lżejsza. Dziewczyny z przeciwnej drużyny przyjęły piłkę, rozegrały i zaatakowały, ale nasze środkowe zatrzymały ją i piłka wylądowała w boisku przeciwniczek. Zostały trzy punkty. Znowu stanęłam w odpowiednim miejscu i znowu z całą siłą zaserwowałam piłkę. Przyjęły ją, ale była to piłka przechodząca i znowu nasza środkowa popisała się świetną techniką, bo od razu przebiła ją w pole drugiego zespołu. No to teraz jeszcze dwa punkty. Po mojej zagrywce znowu przyjęły piłkę i wykonały całą tą akcję, na ich nieszczęście nasza libero przyjęła piłkę i miałyśmy okazję na kontrę. Zdobyłyśmy kolejny punkt. Jest dziewięć do dziesięciu, więc przegrywamy tylko jedynym punktem. Jestem gotowa na zagrywkę, ale za mocno ją wykonuję, bo wyleciała poza boisko. Dwa punkty różnicy. Czyli piłka po ich stronie. Ich rozgrywająca, która teraz znajduje się na zagrywce, trafia w siatkę. 10:11 i zagrywka dla nas. Po serii zepsutych zagrywek, zarówno po naszej stronie, jak i po stronie drużyny przeciwnej, zyskałyśmy prowadzenie w meczu i wygrałyśmy kolejnego seta. Poczułam jak spada mi kamień z serca. Prowadziłyśmy w całym meczu 2:1. Został nam tylko jeden set do osiągnięcia naszego celu. Drużyna przeciwna chyba straciła wiarę, że wygra, podejrzewałam nawet, że się poddały. Wiem, że to tylko szkolne rozgrywki, ale to też jest sport. W sporcie nikt się nie poddaje, nigdy i w żadnej sytuacji. Po dwudziestu kilku minutach mecz się skończył wygraną dla nas, pokonując Poznań 3:1. Dziewczyny cieszyły się jak szalone, ja z resztą też. Udało nam się je pokonać. Wygrałyśmy to i to było najważniejsze.

Wywiad · Tomasz FornalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz