Rozdział 11

3.8K 152 34
                                    

Tak jak przewidziałam, wizyta u dyrektora przebiegła bardzo dobrze. Pogadaliśmy, poplotkowaliśmy i napiliśmy się herbatki. Reszta najgorszego dnia w tygodniu minęła spokojnie i bez większych niespodzianek. Karolina nie męczyła mnie już pytaniami o Tomka. Jeśli już o nim mowa. Niespodzianką, którą dla mnie miał, był podwójny bilet na mecz jego drużyny. Mecz odbywał się w Radomiu i był w środę, czyli jutro. Nie dałam mu jeszcze odpowiedzi czy będę, bo musiałam to obgadać z rodzicami. Myślę, że mama się zgodzi, ale gorzej będzie przekonać tatę. I jeszcze jest sprawa drugiego biletu. Karolina nie pójedzie ze mną na pewno, bo w czwartek ma ważny sprawdzian z matematyki i musi się do niego przygotować. Nie rozumiem jej, bo ona tego nie potrzebuje. Spokojnie poradziłaby sobie i bez wcześniejszego powtórzenia. Jest wtorek wieczór, więc mam okazję pogadać z tatą o meczu, bo dzisiaj ma nocny dyżur. Muszę zdążyć przed jego wyjściem.

- Masz chwilkę? - odwrócił głowę od telewizora i kiwnął głową. Usiadłam obok niego na kanapie i zaczęłam mówić. - Jest sprawa. Jutro jest mecz i dostałam zaproszenie od Tomka. Mogłabym pojechać?

- Ale wcześniej ma do mnie przyjść i obiecać, że będzie trzymał ręce przy sobie. - zaśmiałam się, bo tata chyba nie do końca ogarnął o co chodzi.

- Nie powinno być z tym problemu, tym bardziej, że będzie na boisku.

- Oh! Czyli on gra?

- Tak. To jak?

- Proszę mi tu dokładnie, ze szczegółami opisać twój plan.

- Plan? Plan! No tak. - czasem naprawdę nie potrafię zrozumieć tego człowieka. Jakby był ze średniowiecza, albo z epoki kamienia. - Zaczyna się o 18.30, jest w Radomiu, przeciwnikiem jest drużyna z Gdańska. Mam dwa miejsca VIP i nie wiem kogo ze sobą wziąć.

- Możesz jechać, ale pod jednym warunkiem. - niech nie wymyśli nic głupiego, błagam. Ja wiem do czego on jest zdolny. - Bierzesz mnie ze sobą.

- Co? Żartujesz, prawda? - on tylko uśmiechnął się jeszcze bardziej.

- Przyda mi się trochę rozrywki. Zresztą może spokam jego ojca, to sobie skoczymy na piwko powspominać stare czasy.

- Dobra. Niech ci będzie. Ale w czwartek robimy sobie wolne? - też musiałam mieć z tego jakieś korzyści.

- Umowa stoi. - podaliśmy sobie dłonie i szczęśliwa pobiegłam do pokoju. Teraz muszę zadzwonić do Fornala i dać mu znać, że będę. Nie wiem tylko czy mówić mu o tym, że wraz ze mną, pojawi się mój ojciec. Po dwóch sygnałach, odebrał.

- Cześć. Mam dla ciebie dwie wiadomości: dobrą i złą. Zacznę od dobrej. - mała pauza, żeby podkręcić atmosferę. - Będę jutro na meczu.

- Świetnie! - jedno mam za sobą, gorzej z tą drugą sprawą. - Jeśli będziesz to wątpię, że coś jest teraz w stanie być złą wiadomością.

- No to słuchaj tego. - zrobiłam lekką przerwę i kontynuowałam. - Przyjadę razem z moim ojcem. - w słuchawce odpowiedziała mi cisza, Tomek przez chwilę nic nie mówił, ale to trwało tylko trzy czy cztery minuty.

- Nie będzie chyba tak źle, prawda?

- Nie, jeśli na tym meczu będzie twój tata. Wtedy sobie pójdą na piwo czy coś i będzie spokój. - zaśmiał się, a ja śmiało mogę przyznać, że ten dźwięk stał się moją ulubioną melodią. Poważnie.

- Załatwię to. Najważniejsze, że będziesz na meczu.

- Dlaczego?

- Nie wiem, myślę, że możesz przynieść mi szczęście.

Wywiad · Tomasz FornalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz