#41

4.6K 611 394
                                    

    Widząc, jak drobne ciało poruszyło się pod grubą kołdrą, momentalnie zerwał się ze swojego miejsca, żeby jak najszybciej znaleźć się przy łóżku. Ze zdenerwowania znów zaczął podgryzać wargi, jednak wystarczyło, żeby blade powieki drgnęły kilka razy, a następnie powoli się uniosły, żeby odetchnął z ulgą. Kucnął, dłonie układając na materacu, żeby następnie odszukać te należące do Taehyunga.

— Jak się czujesz? — spytał od razu, choć prawdopodobnie było to najbardziej bezsensowne pytanie, jakie w tamtym momencie mógł wymyślić i również młodszy zdawał sobie z tego sprawę.

— Jakby przejechała mnie ciężarówka jakiegoś oblecha po pięćdziesiątce, który później wypchał mnie sianem i postanowił zawiesić nad kominkiem — powiedział zachrypniętym głosem, przymykając ponownie oczy ze zmęczenia. —Wszystko mnie boli, a głowa zaraz wybuchnie... Co się stało?

Ledwie zdążył zapytać, a Jeongguk już wstawał z nerwowym śmiechem, żeby następnie oddalić się od łóżka na bezpieczną odległość. Właściwie trochę liczył na to, że może Kim nie będzie nic pamiętał, ale nie przemyślał tego, że w takim wypadku tak czy tak będzie musiał wyjawić mu prawdę. Ogólnie rzecz biorąc, był w dupie. I to bardzo głęboko...

— Wiesz, taka śmieszna sytuacja się stała — mruknął pod nosem, niby luzacko opierając się o zagłówek fotela, którego nigdy nie było w jego pokoju i Taehyung był tego w stu procentach pewien.

—To znaczy jaka? — dopytał, powoli się irytując. Chciał wstać z łóżka, jednak w zaledwie sekundę zrezygnował z tego pomysłu, bo kłujący ból przeszył jego plecy. — Pamiętam, że przyszliśmy do ciebie i się kochaliśmy, a później miałeś odprowadzić mnie do domu. Czemu mnie tam nie ma, tylko nadal jestem u ciebie? Cholera! Babcia się na pewno martwi! Dlaczego jest tak jasno? Już czwartek? Boże, co ze szkołą?!

— Spokojnie. Wie, że ciągle tu jesteś i dzisiaj nie mamy czwartku — mówił najłagodniej, jak potrafił, ale miał dziwne wrażenie, że niedługo może stracić życie. — Mamy już piątek, trochę dłużej sobie pospałeś.

— Co! — Taehyung wytrzeszczył oczy, czując się coraz bardziej zagubionym. — Jaki piątek?! W tej chwili masz mi powiedzieć, co się stało i dlaczego mam wrażenie, jakby ktoś rozorał mi plecy wyjątkowo ostrymi grabiami!

— No bo wiesz, jakby ci to powiedzieć... Poniekąd miałeś rozorane plecy, ale z pewnością nie przez grabie... —Jeongguk odchrząknął cicho, zerkając w bok, byle tylko nie natknąć się na palące spojrzenie młodszego. Był pewien, że gdyby tylko tamten mógł wstać, to już dawno rzucałby się na niego z pięściami. — Hyejin się na ciebie rzuciła, kiedy byłeś sam w korytarzu. Przypominasz sobie to?

I w tamtym momencie Taehyung naprawdę postarał się skupić i wytężyć swoje ostatnie przytomne komórki, żeby przypomnieć sobie tak nierealne wydarzenia, jak to, które opisywał mu brunet. Byłe pewien, że tamten po prostu zmyślał, jednak po kilku sekundach w jego głowie zaczęły pojawiać się niewyraźne wspomnienia, które z każdą kolejną sekundą stawały się coraz bardziej prawdziwe.

— Na Odyna — szepnął cicho, zakrywając usta dłonią, jednak zbyt gwałtownym ruchem, przez co syknął cicho z bólu. — Ona naprawdę to zrobiła... Ale dlaczego?

Pytającym spojrzeniem znów spojrzał na Jeongguka, który dostrzegł w jego oczach łzy. Naprawdę chciał do niego podejść i przytulić, zapewnić, że nic złego się nie stało, ale nie miał tyle odwagi. Nie mógł tego zrobić, kiedy wiedział, że przed młodszym było jeszcze najgorsze i szczerze chciał wierzyć w to, że może tym razem tamten go nie znienawidzi, gdy się dowie reszty.  

  — T-twój tata — zaczął znów, a jego głos zadrżał. — Pamiętam, że on też tam był. Mówił coś o jakimś naznaczeniu, że ty mnie naznaczyłeś. O co mu chodziło?

Wild side | vkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz