Rozdział 41

1.6K 47 4
                                    

- Sprawdźcie to. - Wszyscy wyjęli swoje telefony i zaczęli szukać. Po niecałych 3 minutach odezwał się Michał.

- Mam to. Jakiś starszy facet zgłosił się na policję w Szardży. Łamanym angielskim prosił o tłumacza, coś mówił o jakiś zaginionych.

- Kiedy to było?

- Dzisiaj, kilka godzin temu. - Odpowiedział poważnie Michał. Aż mi się zrobiło gorąco.

Wojtek wziął swój telefon i gdzieś zadzwonił. Gadał po arabsku, więc nie miałam pojęcia o czym była rozmowa.

- Shakar. - Rozłączył się. - Miejmy nadzieję, że coś to pomoże. Zwijamy się.

W drodze powrotnej przerwałam ciszę.

- O czym z kim gadałeś?

- Z kimś kto ma dojście do policji w całych Emiratach... Powiedział, że wyśle mi dokumenty związane z tamtą osobą. Później zobaczymy co dalej. - Na jego telefon przyszło jakieś powiadomienie. - Sprawdź co to. - Powiedział. Odblokowałam telefon i weszłam w wiadomość. Tekst był po arabsku, więc nic z tego nie rozumiałam. Jednak było tam zdjęcie jakiegoś mężczyzny. Chwilę mi zajęło, zanim poznałam osobę na zdjęciu.

- To nasz kierowca. - Powiedziałam drżącym głosem.

- Jesteś pewna?

- Tak, to na pewno on.

- Odpisz mu... Q-U-T-I-L.

- A co to znaczy?

- Zabij.

- Ojej... - Zrobiłam co mówił. I "wyślij". - Przyspieszony kurs arabskiego, od ładnych słów zaczynamy...

- A chcesz się nauczyć? To zapraszam na kilka lat do ciapków. - Puścił mi oczko.

- Nie, dzięki...

Kiedy wróciliśmy do domu i rozpakowaliśmy zakupy, Wojtek zapytał.

- Idziemy na trening? Do wieczora jeszcze sporo czasu.

- Jasne, chętnie Cię zleję.

- Oj, niedoczekanie...

Przebraliśmy się i poszliśmy na siłownię, gdzie klasycznie zaczęliśmy od biegu. Potem trochę poćwiczyłam ciosy. Wojtek miał bardzo podobną technikę do Damiana. Wszystko robił tak płynnie i lekko. Prawie jak w tańcu. Swoją drogą, musiał dobrze tańczyć.

- Zdążysz się ogarnąć w 2 godziny?

- Czemu w 2?

- Jakoś tak około 21 chciałbym wyjechać...

- To już jest tak późno?? - Krzyknęłam.

- Widzisz, jak przy dobrej zabawie czas szybko leci. - Puścił mi oczko.

- Leć na górę się ogarnąć.

- A Ty?

- Zaraz przyjdę.

Wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę wyjścia. Na schodach minęłam się z tatą Wojtka, więc uprzejmie się uśmiechnęłam.

- Słyszałem, że macie plany na wieczór? - Odezwał się do mnie.

- Noo, tak, wychodzimy... Gdzieś. - Odpowiedziałam.

- Uważaj na niego. - Zniżył głos.

- Co?

- Lubi wypić, a to się nieraz źle kończy. Po prostu uważaj... - Zobaczyłam Wojtka na dole schodów. W kilka sekund znalazł się przy mnie i mnie objął. Był spięty. Czyli pewnie zły.

WycieczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz