Rozdział 18

2.1K 53 7
                                    

- Jak to.. Z Tobą? - Wyjęczałam.

- No tak. Z tym nie możesz tam spać. - Wskazał na moje ręce przykryte bandażem.

- A mogę z nimi chociaż porozmawiać?

- Zastanowię się. - Odparł po chwili.

Spędziliśmy tam kilka godzin. Wzdrygnęłam się, kiedy chłodne powietrze zaczęło muskać moją skórę.

- Zimno Ci? - Zapytał.

- Trochę..

- Chcesz wracać?

- Wiesz, że nie.

- To wracamy. - Mrugnął do mnie i wstał.

Leniwie się podniosłam i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Schodząc po schodach zatrzymał się na jednym z pięter.

- Co się dzieje? - Zapytałam.

- Wydaje mi się, że coś widziałem.. - Powiedział cicho.

Od razu dostałam gęsiej skórki i stanęłam bliżej niego.

- Chodź, sprawdzimy co to. - Stwierdził pewnie i pchnął mnie przed siebie.

- Ale Ty idziesz pierwszy! - Krzyczałam i stałam jak wryta.

- No niech Ci będzie, chodź. - Udawał obrażonego.

Szedł pewnie przez korytarz, a ja tuptałam za nim i zaglądałam w każdy pokój. Niektóre były puste, w innych stały resztki sprzętu medycznego, jakieś łóżka lub śmieci. Moja wyobraźnia zaczęła pracować na pełnych obrotach. W niektórych pokojach byli ludzie, w innych krew na ścianach, ktoś biegał po korytarzu. Najgorsze były dzieci. W końcu w jedym pokoju zobaczyłam zakonnicę. (tak, z horroru - przyp. autora.) Za dużo horrorów... Zdecydowanie za dużo.

- Widziałaś to?! - Krzyknął Wojtek.

- Nie, i nie chcę widzieć! - zamknęłam oczy i zasłoniłam je rękoma. Z tego stanu wyrwało mnie głośne BUUU!!! Próbowałam się wyrywać, ale z marnym skutkiem, bo mój oprawca mocno mnie trzymał za ramiona. Nie mogło się to skończyć inaczej jak moim płaczem i drżeniem, a jego śmiechem. Uderzyłam go wierzchem dłoni w brzuch i natychmiast tego pożałowałam. Tak błyskawicznej reakcji jeszcze nie widziałam. Złapał mnie za obie ręce i przycisnął do ściany, tak, że na moment straciłam oddech. Twarz miał zaledwie kilka centymetrów od mojej. Myślałam że się bałam kiedy mnie przestraszył. Teraz byłam zdecydowanie o wiele bardziej przerażona.

- Nigdy więcej tego nie rób. - Powiedział groźnie. Dostałam gęsiej skórki i dreszcz przeszył moje ciało. Serce mi chciało wyskoczyć z piersi. Nie byłam w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku, więc po prostu kiwnęłam głową. Zaraz po tym ścisnął moje ręce. Trzymał mnie za nadgarstki, które jeszcze były obolałe po spotkaniu z dzikiem, co spowodowało spory ból. Skrzywiłam się, ale nie wydałam żadnego dźwięku. Zaraz po tym mnie puścił.

- Idziemy. - Warknął i poszedł w stronę wyjścia.

Przez chwilę stałam oszołomiona i nie wiedziałam co mam zrobić. Czy uciekać, czy schować się w jakimś pokoju, czy iść za nim, i więcej się nie narażać.

- Idziesz czy mam Cię zanieść? - Krzyknął z końca korytarza.

Zaczęłam powoli przebierać nogami. W jednej chwili miał dobry humor, a tak łatwo było mu go zepsuć. Nie miałam pojęcia jak mogę załagodzić sytuację. Bałam się go, a tego nie chciałam. Przecież jak chciał to potrafił być miły. Wyszliśmy z budynku, usadowiłam się za nim na motocyklu i pojechaliśmy bez słowa. Wyjechał z tej leśnej drogi i już byłam przygotowana na zawrotną prędkość, kiedy się zatrzymał.

- Złaź. - Powiedział krótko. Chciał mnie zostawić? Nie chciałam schodzić. - No złaź. - Powiedział zniecierpliwiony.

Zeszłam po chwili. Już chciałam pytać, czy mnie zostawi, ale sam się wysunął na tył motocykla. Nawet w tym miejscu bez problemu dosięgał nogami do ziemi.

- Teraz wsiadaj. - Żartował? Miałam jechać?

- W sensie.. Że ja mam prowadzić?

- A nie chcesz spróbować? - zapytał.

Podeszłam i niezgrabnie wdrapałam się na maszynę. Podniósł sobie i mnie szybkę w kasku i zaczął tłumaczyć o co chodzi.

- Tu masz gaz, tu hamulec, tu sprzęgło. Na liczniki i inne duperele nie zwracaj uwagi. Ja Ci ruszę, a później już sama będziesz ogarniała.

Co on właśnie do mnie powiedział? Próbowałam to przetrawić, kiedy poczułam szarpnięcie i zaczęliśmy jechać. Kiedy trochę się rozpędziliśmy położył moje ręce na manetkach i mówił mi co robić. Proste jak jazda na rowerze. Tylko rower nie jedzie tak szybko i nie jest taki ciężki. Jechaliśmy powoli, ćwiczyłam wymijanie różnych przedmiotów, jazdę slalomem, przyspieszanie i zatrzymywanie. Dość szybko to opanowałam.

- Dobra, zmiana. - Powiedział po czasie.

- Czemu? - Zapytałam zasmucona. Podobało mi się.

- Lepiej żeby chłopaki nie widzieli że uczę Cię takich rzeczy. Wiesz, powinnaś siedzieć ze wszystkimi.

- Oh, no tak..

Zamieniliśmy się miejscami. I znów lecieliśmy tak szybko jak się da. Kiedy się zatrzymaliśmy od razu do nas podszedł facet, którego wcześniej nie widziałam.

- No i co z nią robisz?

- Zabieram do siebie. - Odpowiedział Wojtek. Spiął się, czyli się denerwował.

- A z jakiej paki? - Mnie też zaczynał denerwować, ale nic się nie odzywałam.

- Nie Twój interes.

- Mój mój. Kasa idzie po równo, a chłopaki też dopytują.

- To niech przestaną. - Jego głos był mieszanką obojętności i złości.

- No więc po co ją trzymasz? - Nie ustępował tamten.

- Bo ma rozjebane całe ręce i brzuch. Jak zdechnie od zakażenia to Ciebie pokroję i zostawię w lesie następnego. Zamknij ryj i się nie wpierdalaj. - Warknął Wojtek. On był przerażający. W jednej chwili miły a w drugiej chciał pozabijać wszystkich dookoła.

- Podoba Ci się. - Powiedział tamten, którego nie znałam.

Zamurowało mnie. Ja się mam podobać jemu? Chyba żartował. Nie wyobrażałam sobie tego w ogóle, przecież zaraz miałam zwiedzać kraje arabskie.

- A co, zazdrościsz? - Zapytał Wojtek z łobuzerskim uśmiechem.

- No jedną noc już z nią spędziłeś, też bym chciał spróbować. - Oblizał usta patrząc w moją stronę.

- Chcesz to sobie ją weź. - Powiedział obojętnie Wojtek.

Nie wierzyłam, że to usłyszałam. Tak łatwo chciał mnie oddać? W sumie byłam dla niego niczym, tylko towarem...

Nowo poznany mężczyzna zrobił krok w moją stronę, jednak natychmiast został powalony na ziemię. Przez moment nie wiedziałam co się stało.

- Co tam Patryczku, coś Ci przeszkodziło?

- Nie igraj ze mną, bo możesz tego pożałować króliczku.

Nagle jakby demon w niego wstąpił. Rzucił się na biednego chłopaka którego nazwał Patryczkiem. Nie miał szans wstać, od razu zasypał go grad ciosów. Kiedy jego twarz mało przypominała w ogóle cokolwiek Wojtek wstał.

- Masz szczęście że jest tu kobieta i się hamuję bo nie byłbym taki miły. Jeszcze raz mnie tak nazwij a Cię wypatroszę. - Splunął w jego stronę. Wysunął do mnie lekko zakrwawioną rękę. - Chodź. - Powiedział łagodnie. Kiedy podałam mu swoją dłoń, delikatnie ją złapał i pociągnął w swoją stronę, po czym ruszyliśmy do domu. Obróciłam się w stronę chłopaka, który powoli zbierał się z ziemi. - Nie obracaj się. - Szepnął mi we włosy. Posłusznie się obróciłam i mocniej ściskając jego rękę poszłam za nim do domu.

WycieczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz