Rozdział 43

1.4K 39 0
                                    

Po kilku minutach wszedł Wojtek. Szeroko otworzył oczy, jak zobaczył dwie poskładane dziewczyny, i mnie, siedzącą na podłodze, bawiącą się w origami kawałkiem ręcznika papierowego.

- Co tu się..? - Zapytał.

- A próbuję złożyć statek, lub kapelusz, ale mi nie idzie. - Przygryzłam wargę nawet na niego nie patrząc.

- Ale... Chodzi mi o to. - Spojrzał na dziewczyny.

- Pomagam Ci pracować. Jak żyją to sobie je weź, tylko uważaj, ta zakrwawiona jest w Tobie szaleńczo zakochana, i miałam dość słuchania jej historii o tym, jak to się mnie pozbędzie, ona zajmie moje miejsce, i będziesz jej... No głupi papier!

- Nie wiedziałem, że jesteś taka agresywna. Może te treningi to nie był najlepszy pomysł?

- Gdyby nie był najlepszy pomysł, zamiast nich, ja bym była poskładana. - Wstałam i wyrzuciłam papier do kosza. Idź po chłopaków, ja udam, że flirtuję z ochroniarzem, a wy je wyniesiecie.

- Skąd w Tobie taka przebiegłość?

- Nie zamierzam starać się o miejsce w waszym gangu, ale te dwie mnie wkurzyły. A że mogłam im wlać bez konsekwencji, i jeszcze wam przy tym pomóc, to po prostu wykorzystałam okazję.

- Jesteś niesamowita. - Powiedział, co przypomniało mi sytuację, kiedy ja tak do niego powiedziałam.

- Wiem. - Odpowiedziałam.

Wyszedł z łazienki, a ja znów zostałam sama, z (mam nadzieję nie) trupami. Zamiast czekać na nich nie wiadomo ile, zabrałam się za czyszczenie krwi z twarzy Marleny. Miała wodoodporną szpachlę, więc jej "makijaż" nie ucierpiał podczas kontaktu z mokrym ręcznikiem papierowym. Albo po prostu nałożyła tyle tego na twarz, że zmyłam zaledwie pierwsze 16 warstw. Kiedy już wyglądała jak człowiek, ogarnęłam trochę podłogę dookoła niej. A chłopaki dalej nie wracali. "Co jest?" myślę, ale żeby się nie nudzić, zmyłam całą krew z płytek. Wtem drzwi się otworzyły.

- No na reszcie. - Powiedziałam, jednak był to ochroniarz. Przyłożył palec do ust, żebym się uciszyła. - Co jest? - Zapytałam cicho.

- Policja zrobiła nalot na klub. Wojtka ani chłopaków nie ma, ich auta też nie. Musieli się jakoś zmyć. Razem z resztą obsługi jakoś Cię stąd wydostaniemy, tylko nie panikuj i słuchaj się.

- A co z nimi? - Spojrzałam na dziewczyny.

- Olej je, pomyślą, że się pobiły.

- Co tu robi policja? - Zapytałam, kiedy szliśmy korytarzem.

- Czasem robią niespodziewane naloty. Łapią dużo pijanych nastolatków, dilerów i innych. - Weszliśmy na salę. Muzyka już nie grała, było słychać tylko gadanie ludzi. - Ja się za bardzo wyróżniam. Schyl się i idź do kelnerek, za bar.

Jakimś cudem, przeszłam niezauważona za tłumem. Cały czas widziała mnie kelnerka. Wychodząc po jakąś butelkę, która stała na stole, z kilkoma pustymi szklankami, wpuściła mnie za bar. Ja się nie wychylałam. Usiadłam na podłodze, serce mi waliło jak młot. Weszła za ladę z powrotem, zaczęła polerować szkło i ustawiać je w różnych miejscach, jak gdyby nigdy nic. Jakieś szklanki musiała schować pod ladę baru, więc ukucnęła.

- Zaraz ktoś wyjdzie z zaplecza, wejdziesz drzwiami tak samo jak tu, za bar. - Powiedziała szeptem, i wstała po resztę szklanek.

Ja w tym czasie po cichu przeszłam pod barem w stronę drzwi, które miały się zaraz otworzyć. I otworzyły się. Wyszła z nich kolejna dziewczyna, wpuszczając mnie do środka. W środku stał jakiś chłopak.

- Schowaj się za skrzynkami z piwem. Tutaj nie powinni wchodzić, ale lepiej dmuchać na zimne.

Weszłam za skrzynki, on pomógł mi się nimi zastawić. Uf, bezpiecznie...

WycieczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz