Rozdział 61

1.3K 34 4
                                    

- Co z nimi zrobimy? - Zapytałam, kiedy weszliśmy na górę.
- Z kim?
- Z tymi przez których oberwałeś. - Powiedziałam przewracając oczami.
- Faceta zabijemy, a laskę sprzedamy. Nie orientuję się tylko w jakich cenach chodzą dzieci...
- Jesteś okropny.
- Niesamowity, okropny... Weź się zdecyduj. - Zaśmiał się.
- Wszystko na raz. Idę się wykąpać. - Nie czekając na odpowiedź pobiegłam do łazienki.
Czym prędzej zdjęłam z siebie zakrwawione ciuchy i wskoczyłam pod ciepłą wodę. Szorowałam właśnie dokładnie skórę głowy, kiedy poczułam coś na swoich biodrach. Podskoczyłam jak oparzona, ale po chwili poczułam coś również na plecach. Ręce Wojtka mocno mnie przyciskały do jego nagiego ciała.
- Co Ty robisz? Straszysz mnie... - Powiedziałam biorąc głęboki wdech.
- Przepraszam. - Zaczął mnie całować po szyi.
- Jak tu wszedłeś tak cicho? - Obróciłam się do niego.
- Jestem zdolny. - Zaśmiał się i mocno mnie pocałował. Po chwili mnie podniósł i przycisnął lekko do ciepłej ściany.
- Chyba nie powinieneś... Mnie podnosić...
- Daj spokój, nic mi nie będzie. - Szepnął mi do ucha i zaczął je ssać i przygryzać, na co cicho jęknęłam. Następnie przeniósł pocałunki na szyję, co wywołało przyjemny dreszcz. Obie ręce trzymał na moich pośladkach, ugniatając je co chwila. Po chwili zabrał prawą rękę, a ja poczułam coś gorącego i twardego w wiadomym miejscu. Bez pytania we mnie wszedł, jednak tym razem bardzo delikatnie. Otworzyłam na chwilę oczy, i zobaczyłam mały, czerwony ślad na jego opatrunku...
- Wojtek, przestań.
- Co jest? - Spytał zdziwiony.
- Krwawisz...
- Mówiłem, że nic mi nie będzie... Nie masz się czym przejmować w takim momencie?
- Martwię się, okej?
- Okej, rozumiem i doceniam, ale bez przesady. - Mocno mnie pocałował. I kontynuował.
Kiedy oboje doszliśmy, przez jakiś czas staliśmy jeszcze pod prysznicem, delektując się ciepłem i swoim towarzystwem. Po chwili woda przestała lecieć, a mnie otuliło coś miękkiego. Zaciągnęłam się zapachem świeżego ręcznika i dokładnie zaczęłam się wycierać. Wojtek zrobił to samo. Po chwili znów wziął mnie na ręce i wyniósł z pokoju. Położyliśmy się na łóżku, patrząc sobie głęboko w oczy.
- Druga runda? - Zaśmiał się. Jednak zanim zdążyłam odpowiedzieć, przerwało nam pukanie do drzwi. - Czy wy kurwa cały czas coś musicie ode mnie chcieć?! - Krzyknął sfrustrowany.
- To ważne.
- Nic nie jest ważniejsze od chwili, którą mi przerywasz. - Zaśmiałam się na jego słowa.
- Tamta laska zaczyna rodzić. - Wojtek oparł głowę o moje ramię.
- Ja pierdole... - Powiedział cicho. - Zaraz się tym zajmę. Zostawcie ją. - Krzyknął. Odpowiedzi już nie usłyszałam. - Widzisz, rządzenie wszystkimi jednak ma swoje minusy. - Pocałował mnie i wstał, po czym podszedł do szafy w poszukiwaniu ciuchów.
- Co z nią zrobicie?
- Urodzi sama, nie będę w to ingerował.
- A jak coś pójdzie nie tak?
- To umrze. - Wzruszył ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Nic mu nie odpowiedziałam. - Zaczekasz na mnie? Czy chcesz iść zobaczyć jak się rodzą dzieci?
- Chyba jednak zaczekam... - Odpowiedziałam zmieszana. W odpowiedzi usłyszałam śmiech i otrzymałam buziaka, po czym przystojniak zniknął za drzwiami.

<Wojtek>

Wyszedłem z domu. Kurwa, zimno. Dotarłem do drewnianego budynku. Byłem wkurwiony, że przerwali mi taką chwilę. Uspokoiłem trochę nerwy i wszedłem do środka. Kobieta leżała na ziemi i zwijała się z bólu. Karma suko - zaśmiałem się w myślach. Niech się męczy, nie będę jej pomagał. Usiadłem pod ścianą blisko wyjścia i wziąłem do ręki swój telefon. Zacząłem przeglądać Facebooka.
- Nie krzycz za głośno, bo mnie rozpraszasz... - Powiedziałem znudzonym głosem.
- Może się zamkniesz? - Warknął facet.
- Może grzeczniej? - Zaśmiałem się cicho, kiedy się zamknął.
Baba jęczała, krzyczała, wierciła się. Już mnie wkurwiała. A patrząc na zegarek w telefonie to dopiero pół godziny... Ciekawe ile jej to zajmie.
- Mówiłem Ci, żebyś się tak nie darła... - Trochę poskutkowało, bo na moment przestała.
Jednak po jakimś czasie to usłyszałem. Wrzask małego pasożyta. Ja pierdole. Też bym tak wrzeszczał, jakby kazali mi wychodzić z ciepłej pizdy. Brrr. Nie chciałbym mieć dzieci.
- Noo, zamknijcie go. Wkurwia mnie. - Facet zdjął z siebie kurtkę i przykrył nią małą, różową glizdę.
Serio rodzice tak kochają swoje dzieci? Jak mi było zimno, to musiało być na prawdę zimno. Temperatura na minusie jak sądzę. A może przestać być zimnym chujem i dać im coś do przykrycia? Hah, co ja gadam. Wszędzie było dość dużo krwi. Nie zazdrościłem dzieciakowi, że urodził się w takich warunkach. Ale winni są jedynie jego starzy.
- No i co? Po bólu.
- Pomóż jej, proszę. - Zapłakała kobieta. - Jest zimno, za zimno dla takiego dziecka.
- To już nie mój problem. - Wstałem i otrzepałem się z ziemi, na której siedziałem.
- Nie możesz nie mieć serca. To jest niewinne dziecko...
- Macie pecha. Nie mam serca.
- Proszę, albo z wychłodzenia umrze mój mąż, albo moje dziecko...
- Więc dokonaj odpowiedniego wyboru.

WycieczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz