Rozdział 60

1.3K 42 7
                                    

Obudziłam się. Wojtek dalej spał. Teraz nie byłam w rozsypce. Teraz byłam zła. Bardzo zła. Delikatnie się wyplątałam z jego objęć i cicho poszłam na górę. Mieszkało tu tyle osób, a były momenty, w których na prawdę było tu ciężko kogokolwiek spotkać. Założyłam wygodne, sportowe ciuchy, po czym zeszłam na dół. Chciałam iść na siłownię się rozładować, jednak przypomniało mi się, co jest powodem serii nieszczęśliwych wypadków. Zawróciłam więc, i udałam się do wyjścia. Po cichu wyszłam z domu i czym prędzej pobiegłam do szopy. Nie wiem, czego się bałam, ale nie chciałam, żeby chłopcy mnie zobaczyli. Otworzyłam drzwi. Kobieta siedziała w kącie, przytulona do faceta. Zeskoczyłam na dół, oboje na mnie spojrzeli.
- Wstawaj. - Warknęłam, patrząc na faceta. Ten powoli się podniósł. - Podejdź tu. - Posłusznie podszedł, chociaż nie było widać, żeby się bał. Był raczej obojętny, albo nawet lekko rozbawiony, że dziewczyna o głowę niższa od niego mu tak rozkazuje. Kiedy podszedł, od razu dostał strzała w twarz. - Myślałeś, że ujdzie Ci to na sucho?! - Wrzasnęłam do niego. - Mój chłopak leży teraz nieprzytomny, postrzelony przez psa. Wczoraj długo walczyliśmy o jego życie. - Zanim facet się wyprostował, dostał drugi raz.
- Ma na co zasłużył! - Krzyknął wypluwając krew z ust.
- Miało być bez żadnych sztuczek. Jakbyś się go słuchał, już byś był z nią w domu, a teraz tu tkwicie i raczej szybko stąd nie wyjdziecie.
- A co Ty możesz, jeśli się orientuję, nie Ty tu rządzisz gówniaro. - O nie, tego było za wiele. Złapałam go za koszulkę i docisnęłam do ściany, na co cicho jęknął, a kobieta zakryła usta dłonią.
- Póki go nie ma, ja tu jestem najważniejsza. Więc ja zdecyduję, czy Cię zabić teraz, czy później. - Odepchnął mnie. No nie wierzę. Przez kolejną serię moich ciosów w twarz i brzuch, padł na ziemię. Wtedy dostał jeszcze kilka kopniaków.
- Proszę Cię zostaw go! Proszę! - Usłyszałam krzyk kobiety. Spojrzałam na faceta. Skulony, leżał na ziemi, jego twarz pokrywała niemalże w całości jego krew.
- Pizda. - Rzuciłam w jego stronę. - A ciekawe, co zrobię z Tobą. - Odeszłam kilka kroków od faceta, w stronę kobiety.
- Nie, nic jej nie rób, proszę, niedługo urodzi, zostaw ją... - Jęczał facet.
- O nie nie. Za bardzo mi podpadłeś. - Może to nie było najlepsze rozwiązanie, ale podeszłam do kobiety i z całej siły przyłożyłam jej z pięści w twarz. Wtedy ledwo co podniósł się jej mąż. Bez większej trudności pchnęłam go na ścianę i znów zaczęłam go okładać. Z każdym moim ciosem, dodatkowo odbijał się od ściany. W pewnym momencie musiałam go przytrzymać, żeby nie upadał i nie odbierał mi przyjemności z tłuczenia go. Kobieta cały czas płakała. - Przez Twoją głupotę, mój chłopak prawie zginął!
- To nie jego wina, przestań, proszę! - Krzyczała kobieta.
- Nie jego wina? A niby kurwa czyja? - Puściłam gościa, który z impetem uderzył w podłoże. - Policja przyjechała za nim. To przez niego nasz człowiek rozjebał się o drzewo i to przez niego mój chłopak został postrzelony. Tuż kurwa nad sercem. - Tu kopnęłam faceta, który głośno jęknął.
- Proszę, zostaw go, on już jest słaby...
- Nie ma kurwa takiej opcji. - Przykucnęłam nad facetem i obróciłam go na plecy. Zaczęłam go tłuc po żebrach, z zamiarem ich połamania. Już nawet ze mną nie walczył.
- Czego od nas chcesz?! - Krzyknęła płacząc. - Pieniędzy? Damy wam pieniądze. Co tylko chcecie, tylko zostaw go już, proszę! - Na moment się od niego oderwałam.
- Nie rozumiesz. - Westchnęłam. - Jedyne, czego chcę, to żebyście poczuli mój ból, kiedy stałam nad nim, kiedy umierał, kiedy nie mogłam nic zrobić.
- Przecież wszystko będzie dobrze, on się obudzi i będziecie dalej razem, szczęśliwi...
- Nie wiadomo, czy się obudzi. Przez tego skurwysyna.
- Ale...
- Ale życie to nie jest bajka. Mówię to do was obojga. Jeśli on się nie obudzi, wykończę was oboje, razem z dzieckiem w największych męczarniach, jakich nawet nie możecie sobie wyobrazić. Zanim skonacie po wielu dniach męki, osobiście wytnę z Ciebie Twojego małego pasożyta i najpierw wykończę jego, żebyście się na to napatrzyli i żeby was to jak najmocniej kurwa bolało. - Ruszyłam do wyjścia, po drodze jeszcze raz kopiąc faceta. - Więc lepiej zacznijcie się modlić o pierdolony cud, żeby Wojtek się obudził. - Wyszłam stamtąd mocno trzaskając drzwiami. No ładnie się popisałam...

<Wojtek>

Obudziłem się... Gdzieś. Mega mnie bolała klatka. Zobaczyłem na niej kawałek bandaża, posklejanego plastrami. W tym miejscu bolało najbardziej. Powoli wróciły do mnie wspomnienia z... Wczoraj? Ile ja spałem? Coś zakuło mnie w płucach, więc kaszlnąłem kilka razy. Ała. Drzwi się otworzyły i z impetem wpadł Adam.
- Stary! Ty żyjesz! Obudził się!! - Zaczął wrzeszczeć.
- Nie drzyj się tak, głowa mnie boli. - Uciszyłem go.
- Ty już umarłeś, a teraz znów żyjesz! Niesamowite!! Chłopaki!!
- Na chuj się tak drzesz. - Za moment w pokoju już byli chyba wszyscy. Najbliżej mnie stał Rafał, Michał i Adam. - Heej, jak ręka? Nieciekawie wyglądała z tym szkłem wystającym z każdej strony. - Odezwałem się do Rafała, widząc jego zabandażowaną łapę.
- Nie jest źle. Twoja rana postrzałowa wyglądała gorzej. - Zaśmiał się. Wtedy sobie przypomniałem o czymś cholernie ważnym.
- A gdzie moja dziewczyna?
- Całą noc była przy Tobie, pewnie poszła na górę. Zaraz po nią pódję. - Powiedział Michał.
- Całą noc tu siedziała?
- Spała przy Tobie. Co jakiś czas przychodziłem sprawdzić, czy wszystko z Tobą okej, a ona cały czas była. Tylko rano zniknęła, więc pomyślałem, że poszła na górę.
- Jasne...
Jednak Michał wrócił bez niej.
- Dobra, nie mam pojęcia, gdzie ona może być.
- Jak to nie masz pojęcia? - Powiedziałem biorąc głębszy oddech. Natychmiast tego pożałowałem, bo poczułem mocny ból w klatce.
- Spokojnie spokojnie. - Powiedział podchodząc do mnie.
- Znajdźcie ją. - Wychrypiałem.

<Emilka>

- Hej, co tu robisz? - Usłyszałam głos Adama, na co gwałtownie podskoczyłam ze strachu. - Wszyscy Cię szuka... Co do...
- Co? - Spytałam nie wiedząc o co mu chodzi.
- Jesteś cała we krwi... Co się stało?
- A... Oh... Em... - Nie wiedziałam, co powiedzieć. - Miałam drobną sprzeczkę z naszymi gośćmi... Dość dobitnie im wytłumaczyłam, że jak Wojtek się nie obudzi, oni już też nie... Trochę mnie poniosło...
Adam niepewnie otworzył drewniane drzwi. Zakrwawiona kobieta siedziała obok męża, który się nie ruszał, co dostrzegłam zza pleców Adama.
- No, ładnie Cię "trochę" poniosło... - Powiedział z szeroko otwartymi oczami.
- A co się stało, że mnie szukałeś?
- Wojtek się obudził.
Nie powiedział nic więcej, bo nie zdążył. Miałam wrażenie, że lecę, a nie biegnę. Nie wiem, czy Adam mnie gonił, czy nie, wpadłam do domu, odbijając się od ściany, zostawiając na niej krwawe ślady. Ile sił w nogach pobiegłam do pokoju, ignorując pytające spojrzenia chłopaków. Kiedy tam weszłam, Wojtek już siedział na łóżku i rozmawiał z Michałem. Zatrzymałam się obok Michała, nie wiedząc, czy mogę dotknąć mojego chłopaka. Spojrzałam pytająco na Michała, który tylko z szeroko otwartymi oczami kiwnął głową.
- Hej Wojtek... - Powiedziałam cicho podchodząc do niego. Usiadłam obok na łóżku i mocno się wtuliłam w jego bok. Miałam ochotę się po prostu na niego rzucić, ale bałam się, że zrobię mu krzywdę. Objął mnie równie mocno i pocałował w czubek głowy.
- Hej słońce. - Motyle zawirowały mi w brzuchu. - Co Ci się stało?
- Tłumaczyła temu debilowi, przez którego to się stało, że jeśli się nie obudzisz, ciężko będzie z nim i z jego rodziną. - Do pokoju wszedł Adam.
- Ale żyje ten facet? Nie chce mi się już go ratować. - Spytał Michał przewracając oczami.
- Nie wiem, widziałem tylko jak leży bez ruchu, przy swojej kobiecie, która też dość mocno krwawiła. - Wojtek odsunął mnie od siebie.
- No, ładnie Cię poniosło. Teraz będę się bał z Tobą przebywać. - Zaśmiali się wszyscy.
- To nie ważne. Najważniejsze, że się obudziłeś. - Znów mocno go przytuliłam.

WycieczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz