1

3.9K 217 20
                                    

  Drzwi do jednego z wielu przedziałów Hogwart Express otworzyły się z hukiem. Stała w nich średniego wzrostu szatynka, o brązowych oczach i szczupłej sylwetce. Jej włosy były rozczochrane, a na policzku był ślad odciśniętej poduszki, którego nie zdążyła zamaskować.

- Co się tak gapicie? - warknęła, patrząc na wszystkich spod byka. - Nienawidzę was! Co wy sobie myślicie?! - dodała, czterech chłopców spuściło głowy.

- Aurora, też się cieszymy, że Cię widzimy. - sarknął ciemnowłosy chłopak o szarych oczach, w których migały iskierki szczęścia. Dziewczyna prychnęła, siadając wkurzona koło szatyna z książką.

- Cieszycie się? To super, ale ja gdy pisałam do was to żaden mi nie odpowiedział! Ostatnia wiadomością było to, że Syriusz uciekł z domu! Ale odpowiedzi na pytania, gdzie jest, czy się dobrze czuje, co dokładnie się stało, lub czy w ogóle żyje, nie dostałam! - zgromiła wszystkich spojrzeniem, ale jej wzrok zatrzymał się dłużej na Syriuszu. Była zła, ale zarazem uspokoił ją widok chłopaka całego i zdrowego. Znała Walburga - nie osobiście, ale z opowieści Oriona i jego syna dowiedziała się, że kobieta ma mocną różdżkę. Cieszyła się, że chłopak w końcu zdecydował się uciec, ale czy tak trudno było do niej napisać chociaż krótką wiadomość, że wszystko jest w porządku? Najwyraźniej dla Syriusza tak. - Nawet ty Remusie... Wiedziałeś co się dzieje, prawda?

- Przepraszam, nie krzycz na nich. To moja wina. - westchnął czarnowłosy, bawiąc się dłońmi. Dziewczyna zdziwiła się słysząc w jego głosie skruchę, która była bardzo rzadko usłyszalna. Aurora skrzywiła się czując, że mięknie, obiecała sobie, że bez względu na to jakie bajeczki jej wcisną, będzie silna. Jak zwykle nie szło po jej myśli. Nie minęły trzy sekundy, a wszyscy stali w jednym wielkim uścisku. 

- Czy ja powiedziałam, że wybaczam? - prychnęła, cofając się o krok w tył, chłopcy wyglądali na zmieszanych widząc jej reakcję.

- No, wiesz, nie odskoczyłaś od nas. To dobra droga, powinnaś nią iść. - zaśmiał się wysoki brunet w okularach, które nie odejmowały mu uroku. Roztrzepał swoje włosy jeszcze bardziej, widząc, że jego przyjaciółka mu się przygląda z rozbawieniem.

- Uwaga, James Potter daje rady. - pokręcił głową Remus, a Aurora z Syriuszem i Peterem parsknęli śmiechem. Usiadła koło Lupina, marszcząc brwi na tytuł książki.

- Dałam taką książkę Lily na urodziny! Podoba ci się? - przegryzła wargę, przypominając sobie, że rudowłosa przyjaciółka nie chciała jej opowiedzieć o fabule. Przez tydzień łypała na nią podejrzliwie, a ona nie miała pojęcia o co może jej chodzić, na początku chciała nawet ją przeczytać, ale szybko zrezygnowała z tego widząc, że lektura ma ponad sześćset stron - dla niej była to liczba jak z kosmosu.

- Typowy romans. - wzruszył ramionami chłopak, widząc rozbawione spojrzenia posyłane w jego stronę, pokrył się czerwienią. - Znaczy nie znów taki typowy... Główny bohater książki, bardzo stara się o względy pewnej dziewczyna, która cały czas go odrzuca. Kiedy jej były wkracza do jej życia, wszystko się komplikuje. To tak w skrócie, bo jestem dopiero w połowie. - odchrząknął, Aurora uniosła brwi, przegryzając policzek od środka. Znała już przynajmniej wytłumaczenie, dlaczego Lily tak się zachowywała. 

Przez pół podróży cały przedział co chwila wybuchał śmiechem, Huncwoci byli naładowani pozytywną energią przez cały czas, wymyślali kawały (co jeden to głupszy), a uczniowie przechodzący koło nich albo uśmiechali się albo krzywili. Aurora w pewnym momencie wstała.

- Idę do Lily. Nie, James, zostajesz. - uprzedziła chłopaka, który już podchodził do wyjścia. Założył ręce na piersi, robiąc minę obrażonej księżniczki.

- Nie mów mi jak mam żyć. - fuknął, a Syriusz zaśmiał się głośno, co brzmiało jak szczekanie psa. Szatynka westchnęła, chwyciła Pottera za ucho i pociągnęła go na wystarczającą odległość od drzwi. 

- Pilnuj go, Lunio. - zaśmiała się, po czym wyszła z pociągu. Szeroki uśmiech nie ustępował z jej twarzy, dopóki nie przeszła koło przedziału uczniów z domu Slytherinu. Siedzieli w nim Severus Snape, Narcyza Black, Lucjusz Malfoy. Jedno miejsce było puste, ale wiedziała do kogo należało. Dziewczyna westchnęła na jego myśl, bo przypomniał jej o obietnicy, którą złożyła jego ojcu. Szybko odeszła, żeby jej nie zauważyli. To nie tak, że się bała, zwyczajnie nie chciała się kłócić. Na drodze napotkała Panią z wózkiem, przy której postanowiła się się zatrzymać. Przeczesała dłonią włosy, zahaczając o coś. Usłyszała jak cukierki rozsypują się o ziemię, co zwróciło jej uwagę. Nie patrząc kto był ich właścicielem zaczęła je zbierać, kiedy wszystkie zebrała (oczywiście z pomocą poszkodowanego), wstała na nogi. Widząc przed sobą wyższego od niej chłopaka, o ciemnozielonych oczach, bladej karnacji i czarnych włosach. Przełknęła ślinę, podając mu cukierki. 

- Przepraszam. - odezwała się zmieszana. Nie tak wyobrażała sobie ich pierwsze spotkanie. Jego twarz nie wyrażała nic, była obojętna, tak jak każdego Ślizgona. Aurora zdawała sobie sprawę z tego, że była to po prostu maska.

- Pewnie. - mruknął, przez chwilę tak stali, nie wiedząc jak się zachować. Aurora chciała jakoś zacząć rozmowę, wiedziała, że to była szansa. Nie umiała jednak wydusić z siebie słowa, a Regulus widząc, że dziewczyna chcąc coś dodać, nie odszedł. Wybawił ich głos Pani z wózkiem. Robinson przegryzła wargę, i skinęła chłopakowi głową. Black odszedł zdezorientowany. Gryfonka złożyła zmówienie, kiedy odeszła już od kobiety, przechyliła głowę.

- To było dziwne. - stwierdziła pod nosem, wchodząc do przedziału rudowłosej przyjaciółki. 

Look at your star ☆ Regulus Arkturus BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz