31 sierpnia 838r.
Uściskałam matkę i wskoczyłam do wozu w którym czekała już na mnie Petra. Siedziało tam też kilka innych osób w naszym wieku, głównie chłopcy i tylko jedna dziewczyna oprócz nas. Wszyscy mieli wielkie plecaki i torby co tłumaczyło, dlaczego, mimo dosyć sporych rozmiarów wozu siedziało w nim tak mało ludzi. Jedni wyglądali na przerażonych, ktoś z zapałem zagadywał swojego sąsiada, a dwaj chłopcy z przodu, tak jak ja, byli widocznie podekscytowani. Trochę się stresowałam, ale było to nic w porównaniu do Petry. Dziewczyna zawsze była trochę nieśmiała, dlatego mogę jej wybaczyć. Wóz był kryty płachtą, więc specjalnie usiadłam z tyłu, żeby mieć dobry widok. Gdy przekroczyliśmy bramę Trostu przez dłuższą chwilę nie widziałam nic prócz kamiennej ściany, więc postanowiłam porozmawiać z Petrą, nie poruszałam jednak żadnych prywatnych tematów, bo w końcu były tam też inne osoby :
-Stresujesz się ?
-A nie widać ? Oczywiście, że tak. Nie mów, że ty nie
-Stresuje się, ale myślę, że idzie to bardziej w stronę podekscytowania. Wyluzuj kobieto. Przecież właśnie na to czekałaś ponad rok.
-Boję się, że coś zepsuję. Łatwo ci mówić, ty zawsze zachowujesz się jakby nic cię nie obchodziło. W tym wypadku wychodzi ci to jednak na dobre.
-To niezdrowe, żeby się tak wszystkim przejmować, nie ważne jak bardzo czegoś żałujesz lub bardzo się czymś martwisz nic z tego, nie zmieni tego co było, ani tego co będzie
-Może masz rację - dziewczynie przestawił się humor jak w zegarku - Nie myślmy o tym, trochę pojedziemy, a ja nie chcę spędzić tego czasu martwiąc się, więc... o czym chcesz pogadać ?
-Jeszcze nie wiem, ale wczoraj usłyszałam taki żart, że padniesz. Pastor mówi z ambony : Nasze trzy boginie Maria, Rose i Sina są tak zszokowane złą sytuacją tego świata, że aż je zamurowało - Petra parsknęła śmiechem podobnie jak kilka innych osób w wozie, które musiały podsłuchać naszą rozmowę.
-A wy co podsłuchujecie
-Nie my podsłuchujemy tylko wy drzecie ryja
-Ja mam ryja, tak ? A ty to niby co ? - odkąd matka nauczyła mnie walczyć, zaczęłam czuć się pewnie, może zbyt pewnie
-Lepiej startuj do ludzi bardziej swojego wzrostu, bo jeszcze stanie ci się krzywda.
-Ty też się lepiej tego trzymajNie zamierzałam dać się tak łatwo poniżyć, wprawdzie jak na razie walczyłam tylko z matką, która była mojego wzrostu, a on przewyższał mnie o ponad pół głowy. Jednak ona walczyła lepiej niż jakikolwiek facet którego spotkałam, więc jeśli nie jest jakiś ponadprzeciętny to powinnam dać mu radę. Rzuciłam mu triumfalne spojrzenie, on też nie wyglądał na takiego co by odpuścił. Założę się, że właśnie wtedy Petra w myślach przezywała mnie największą idiotką za to, że wszczynam bójki z większymi, w sumie to nigdy tego nie robiłam. Czyżby już zaczynała mi się udzielać atmosfera rywalizacji ? Kto wie, ale to naprawdę śmieszne uczucie kiedy startujesz do takiego wielkiego chłopaka i się go nie boisz. Myślę, że doszło by w końcu do tych rękoczynów gdyby nie krzyk woźnicy :
-E ! Smarkacze, spokój tam bo was wysadzę i piechotą dojdziecie sobie do obozu. Jak się nie będziecie wlec to może nawet byście zdążyli
Rzucił mi mordercze spojrzenie, ale ja byłam rozbawione tą sytuacją. Nie czekając na żadną odpowiedź z jego strony posłusznie wróciłam na swoje miejsce obok. Jej również nie dałam dojść do głosu tylko rzuciłam :
-Chyba zaczyna mi się tu podobać, a my nawet nie jesteśmy jeszcze na miejscu
Reszta drogi przebiegła dosyć spokojnie. Rozmawiałam sobie tylko z Petrą o jakiś głupotach, okazjonalnie rzucając okiem na chłopaka, któremu wcześniej się stawiałam. Nie żywię do niego najmniejszej urazy, byłam tylko ciekawa czy on też. W sumie to robiłam to trochę z nudów, bardzo lubię rozmawiać z Petrą, ale ta sytuacja była dosyć nietypowa, więc ciężko było mi zadowolić się typową rozmową. Od czasu do czasu nawiązywałam z nim kontakt wzrokowy, ale on wcale nie wydawał się na jakoś specjalnie naburmuszony, wymieniliśmy się też parę razy uśmiechem, więc chyba jednak nie narobiłam sobie wrogów. Niedługo później dotarliśmy na miejsce. Wszyscy pozbierali, swoje torby i wyszli z wozu. Woźnica pomachał nam na pożegnanie i odjechał. Było popołudnie. Na miejscu powitał nas jakiś mężczyzna i poprosił o wpisanie się na listę ja dostałam ją pierwsza. Była pusta to znaczy, że chyba dojechaliśmy tu pierwsi. W trakcie gdy reszta się podpisywała po górce zaczął zjeżdżać kolejny wóz. Ten podobnie jak nasz był osłonięty płachtą, więc nie widziałam kto siedzi w środku. Petra oczywiście nie raczyła przecisnąć się na początek kolejki więc, musiałam na nią czekać. Z braku lepszego zajęcia obserwowałam zbliżający się pojazd. Podpisywanie się zajęło im tak dużo czasu, że wóz podjechał już na miejsce i zaczęli z niego wysiadać ludzie. Rozumiem, że kadeci kończą naukę wcześniej niż normalni uczniowie i na dodatek często przychodzą tu ci co sobie z nauką nie radzą, ale żeby się tak długo podpisywać. Na litość boską. Gdy Petra w końcu dopchała się do listy i jako ostatnia ją podpisała, facet, który nas przywitał kazał za sobą iść, że niby nas zaprowadzi gdzie mamy spać. Szkoda, bo chciałam popatrzeć na tych co wysiadali. Szliśmy kawałek, aż doszliśmy na jakiś płaski fragment terenu rzadko porośnięty trawą :
-To tutaj - wszyscy mieliśmy na twarzy minę w stylu. To są chyba jakieś jaja - Do baraków wprowadzicie się dopiero jutro po wykluczeniu wszystkich wypierdków, którzy nie mają tu szans - po czym odszedł.
Tutaj wszyscy są prostoduszni i mówią to co myślą. Właśnie takiego środowiska mi brakowało. Bałam się, że nie odnajdę się w takim miejscu, ale przychodzi mi to o wiele łatwiej niż bym się kiedykolwiek spodziewała. Gdy wszyscy przestali w ciszy przeżywać to, że będą spać na ziemi, zabrali się za rozpakowanie śpiworów. Po chwili facet przyprowadził kolejną grupkę osób, powiedział im to samo co nam i wyszedł. wydawali się tak samo zdziwieni jak my, ale szybko otrząsnęli się i zabrali do rozpakowywania swoich bagaży. W sumie to mogłam już wtedy do kogoś zagadać, bo liczba osób na polanie zaczęła się stopniowo zwiększać, ale mi jakoś specjalnie nie chciało się nikogo zagadywać. Nie wiem dlaczego, ale podróż jakoś bardzo mnie wycieńczyła. Padłam na śpiwór zakładając ręce za głowę i cicho zaśmiałam się wspominając sytuację z wozu. Potem poszłam skorzystać z łazienki. Jak wróciłam to nikogo na polanie nikogo nie było, ale zobaczyłam, że szli gdzieś, więc szybko dogoniłam ich i przecisnęłam się do Petry, żeby zapytać o co chodzi :
-Gdzie idziemy ?
-Mamy dopasować sobie mundury
-Jak dla mnie spokoMężczyzna wprowadził nas do wielkiego magazynu i zaczął wyciągać jakieś pudła, ściągnął dwa i zawołał :
-Te są dla dziewczyn, a te dla chłopaków
Wszyscy rzucili się na pudła z szaleńczą dzikością. Nie chciałam być gorsza, więc też to zrobiłam. Po chwili wszyscy mierzyli już to co pierwsze wpadło im w ręce, w sumie to ja też nie spojrzałam co trzymam tylko włożyłam na siebie kurtkę, by po chwili zorientować się, że wyglądam w niej jak w prześcieradle. Nie wiem gdzie ja miałam oczy jak ją brałam, ale mniejsza z tym. Po chwili i tak wszyscy pozamieniali się tym co mieli, dlatego po kilku minutach każdy miał coś co na niego pasowało. W tym czasie mężczyzna pościągał z półek buty, spodnie i inne szpargały. Po jakimś czasie wszyscy w końcu dopasowali sobie ubrania, ale dostaliśmy polecenie, żeby ubrać je dopiero jutro. Wróciliśmy na polanę, a ja złożyłam mundur w schludną kosteczkę i położyłam się na śpiworze. Pogadałam trochę z Petrą, a potem kazali wszystkim iść spać. W końcu jutro wielki dzień.
CZYTASZ
Humanity's Strongest Woman 【Attack on Titan】
FanfictionWszystko szło jej świetnie. Pierwsze miejsce w klasie. Wrodzony talent do trójwymiarowego manewru. Zarezerwowane miejsce w Żandarmerii. Jednak gdy kilka miesięcy przed egzaminami do korpusu przypisane zostają trzy nowe osoby cały ten misterny plan w...