【Z pamiętnika zwiadowcy. Część trzecia - Rodziny się nie wybiera】

107 14 1
                                    

Śnili mi się Isabel i Farlan. Widziałam ich. Siedzieliśmy przy stole w jadalni obozu treningowego. Coś mówili, ale nie słyszałam ich głosów. Zaśmiałam się. Nawet własnego głosu nie mogłam usłyszeć. Nagle spojrzałam przed siebie. Na przeciw mnie siedział Levi, przyglądał mi się, ale jego wzrok nic nie wyrażał, był kompletnie obojętny. Zaczęło piszczeć mi w uszach, a dźwięk wzmagał się z każdą sekundą. Zatkałam uszy, ale to kompletnie nic nie dawało. Czułam, że głowa mi zaraz pęknie. Spojrzałam na Levi'a, dalej siedział nie wzruszony. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Nagle przeraźliwy pisk zamienił się w czyjś głos :

-Hej obudź się ! Jak zaraz nie wstaniesz spóźnisz się na trening - minęła chwila zanim moje oczy przyzwyczaiły się do dziennego światła i mogłam rozpoznać nachylającą się nade mną osobę. Była to Petra
-Co ? Która godzina ?
-Trochę po ósmej. Ja muszę lecieć, przyjdź jak najszybciej
-Dobra, dobra - od razu poderwałam się z łóżka, dziewczyna wybiegła z pokoju

Natychmiast wskoczyłam w spodnie i czystą koszulkę, a kurtkę od munduru trzymałam w rękach biegnąc do magazynu ze sprzętem. Szybko zaczęłam zapinać wszystkie paski. Robiłam to jak najszybciej się dało, ale dalej obawiałam się, że nie zdążę. Gdy byłam gotowa, natychmiast rzuciłam się w stronę pola treningowego wciągając po drodze na siebie kurtkę. Miałam dosyć dobrą kondycję, ale biegnąc całą drogę aż z magazynu na miejscu dostałam zadyszki. Oparłam się rękami o kolana i próbowałam uspokoić oddech :

-Spóźniłaś się - usłyszałam nad sobą znajomy głos - Mam nadzieję, że chociaż się wyspałaś i niczego nie zawalisz tym razem
-Też mam taką nadzieję. O której chcesz się dzisiaj spotkać ?
-Może być o szesnastej przyjdź na dziedziniec

Tym razem trening poszedł mi znakomicie. Po dobrze przespanej nocy dostałam dodatkowy zastrzyk energii, a moje ruchy były tak szybkie jak nigdy dotąd. Dostałam kilka komplementów od starszych zwiadowców nawet Erwin raczył się tam pojawić :

-Wróciłaś już do dawnej formy ?
-Oczywiście - zasalutowałam
-To bardzo dobrze, tak trzymać

***

Siedziałam razem z moją drużyną przy obiedzie, nawet Levi raczył się dosiąść. Nie czułam się już skrępowana w jego towarzystwie, więc mówiłam o tych rzeczach co zawsze. Jadłam dosyć łapczywie, bo ominęło mnie śniadanie i byłam bardzo głodna. To, że wróciłam do formy nie umknęło moim przyjaciołom, bo od razu zaczęli to wytykać :

-W końcu się wróciła stara Ana, już myśleliśmy, że coś się stało - powiedział Eld
-Potrzebowałam trochę czasu żeby otrząsnąć się po ostatniej wyprawie, ale już wszystko dobrze - Levi nie brał udziału w rozmowie tylko wszystkiemu uważnie się przysłuchiwał
-Pierwszy raz widziałem jak ktoś umierał, to na prawdę przerażające - westchnął Oluo
-Zaraz - Gunthera chyba coś oświeciło - Kapitanie, znałeś ich, prawda ? Naprawdę nam przykro
-Tak, znałem ich. Byliśmy przyjaciółmi - nie spojrzał nawet na niego tylko w spokoju pił swoją herbatę.

***

Była już prawie szesnasta, więc wybrałam się na dziedziniec. Gdy przyszłam na miejsce nie było go tam jeszcze, dlatego usiadłam na ławce by poczekać. Oparłam się o siedzenie i zamknęłam oczy. Rozkoszowałam się ciepłem sierpniowego słońca. W przyszłym tygodniu dostaliśmy trochę wolnego, więc będę mieć czas odwiedzić rodzinę. Czy ja mam jeszcze po co tam jechać ? Przecież to moja matka, nie wyrzuciłaby mnie za coś takiego. Chciałabym ją zobaczyć i moje siostry. Ja naprawdę ich kocham. Obiecałam, że wstąpię do Żandarmerii, że przeprowadzimy się do stolicy, ale nie dałam rady poświęcić tego na czym naprawdę mi zależało. Czy to znaczy, że ich nie kocham ? Z zamyślenia wyrwał mnie głos :

Humanity's Strongest Woman 【Attack on Titan】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz