【Z pamiętnika kadetki. Część szósta - Ostatnia prosta】

114 16 0
                                    

24 grudnia 840 r.

Leniwie otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Przypomniałam sobie zdarzenia wczorajszej nocy. Zaraz, czy to nie był może sen ? Ta myśl sprawiła, że zeskoczyłam z łóżka i spojrzałam pod materac, pistolet dalej tam był. Czyli to prawda. Wzięłam go do ręki i chowając za plecami otworzyłam drzwi i spojrzałam przez nie. Wieża zegarowa wskazywała dziewiątą, nie wiem, o której wczoraj wróciłam, ale cała podróż do siedziby zwiadowców zajęła mi przynajmniej kilka godzin. Nie byłam jednak wcale zmęczona, czułam się jak po normalnej ilości snu. Weszłam z powrotem do domku i zamknęłam drzwi na klucz. Od teraz nie zostawię ich otwartych chyba ani na sekundę. Pistolet schowałam pod materac. Zorientowałam się, że mam na sobie wczorajsze ubrania, więc przebrałam się. Wyszłam z domku i zamknęłam go za sobą. Dostałam rozkaz żeby zachowywać się naturalnie, więc muszę iść na śniadanie. Nie spotkałam ich po drodze, ale to wcale mnie nie uspokoiło. Zrobiłam sobie kanapkę i filiżankę herbaty. Zabrałam to i usiadłam w jednym z rogów pomieszczenia, tak aby móc obserwować wejście. Po kilku minutach do jadalni weszła cała trójka, serce podskoczyło mi do gardła, ale zachowałam zimną krew. Nie spojrzałam nawet na nich i próbowałam skupić się na jedzeniu. Kątem oka dostrzegłam, że oni też odebrali śniadanie i usiedli w przeciwnym rogu jadalni, obok wejścia. Jeśli wyjdę przed nimi to będę musiała ich minąć. Po jakimś czasie uspokoiłam się również wewnętrznie, a ich widok już mnie nie przerażał. Dokończyłam posiłek odłożyłam tackę i skierowałam się w stronę wyjścia zahaczając o nich kątem oka. Oni odprowadzili mnie wzrokiem aż do wyjścia, ale nie powiedzieli nawet słowa. Poszłam z powrotem do baraku. Już czułam, że ten tydzień będzie mi się niemiłosiernie dłużył. Nie będę za bardzo mieć co robić, bo spacery po lesie i do meliny nie wchodzą w grę, a w domku nie mam za bardzo co robić. Chyba nie poproszę ich żebyśmy pograli w siatkówkę. Choć może to podchodziłoby pod zdobycie zaufania ? Przestaję już myśleć logicznie, to by było zbyt oczywiste. Gdy chciałam rzucić się na łóżko żeby odespać chociaż część dzisiejsze nocy, zobaczyłam, że leży na niej liścik. To niemożliwe. Przecież drzwi były zamknięte na klucz gdy wchodziłam do środka. Podniosłam go z łóżka i przeczytałam :

Nie przychodź do mnie na razie, bo byłoby to zbyt oczywiste. Jak pójdziesz zjeść obiad zostaw kartkę z wszystkimi informacjami od Erwina wtedy ja wezmę ją i przeczytam.

Instruktor

Kamień spadł mi z serca kiedy dowiedziałam się, że nie jest on od tamtej trójki. To miało więcej sensu, bo instruktor ma klucze do wszystkich baraków.

***

Spokojnie siedziałam w jadalni jedząc kolację, gdy do środka weszła trójka moich "znajomych". Podeszli do okienka i zabrali tacki z kolacją. Wymienili między sobą kilka szeptów i ku mojemu zdziwieniu dosiedli się do mojego stolika. Farlan usiadł obok mnie, a Levi i Isabel na przeciwko. Z godnie z poceniem Erwina miałam zachowywać się naturalnie, więc obdarzyłam ich średnio zdziwionym wzrokiem i wzięłam łyk herbaty. Mówić zaczęła Isabel, która była widocznie zniecierpliwiona :

-Naprawdę nic im nie powiedziałaś ?! - podparła się rękami o stolik i pochyliła w moją stronę
-Nie tak głośno idiotko - uciszył ją Levi
-Przynajmniej dla niej mógłbyś być miły - rzuciłam, biorąc łyk herbaty
-Kim ty jesteś żeby mi rozkazywać ? - Levi zdawał się nie być zadowolony tym, że najprawdopodobniej będziemy musieli współpracować
-Kimś kto zna wasz największy sekret - nie zrzucałam z twarzy obojętnej maski, mimo tego, że coś od środka mówiło mi, że pożałuję każdego słowa
-Levi, uspokój się - Farlan zdawał się być bardziej wyluzowany. Chłopak nie odpowiedział tylko wziął łyk herbaty - Załatwmy to na spokojnie. Chcieliśmy się zapytać czy naprawdę im nie powiedziałaś ?
-A jak ci się wydaje ? - musiałam grać jakby naprawdę nic z tego mnie nie obchodziło - Gdybym powiedziała, zwinęliby was jeszcze dzisiaj w nocy.
-Dlaczego im nie powiedziałaś ? - zagięła mnie, jeśli naprawdę chcę coś ugrać to zwykłe, nic mnie nie obchodzi już nie wystarczy. Muszę coś na szybko wymyślić
-Nie chcę się mieszać w nie swoje sprawy. Może wam ubliżę, ale na łowców głów to wy nie wyglądacie, po za tym nikt z tego środowiska nie zadałby sobie aż takiego trudu dołączając do korpusu. Jeśli zaszliście aż tak daleko to znaczy, że nagrodą jest coś na czym bardzo wam zależy, coś więcej niż pieniądze. Może czyjeś życie ? Gdyby to był ktoś na kim mnie by zależało sama nie wiem jak daleko bym się posunęła - przybrałam refleksyjną minę wypowiadając ostanie zdanie i wzięłam łyk herbaty
-Naprawdę wierzysz, że robimy to dla kogoś ? - mina Farlana zdradzała jak trafna musiała być moja hipoteza
-Już mówiłam. Nie wyglądacie na szaleńców, a normalni ludzie nie zabijają dla pieniędzy, chyba, że ich na coś potrzebują. Dlatego pozwolę wam zrobić co musicie
-Będziemy ci dłużni do końca życia - Farlan położył mi rękę na ramieniu i uśmiechnął się do mnie. Pora wprowadzić w życie krok drugi
-Ale...
-Ale ? - nie zdąrzyłam dokończyć, bo bezczelnie przerwał mi Levi
-Nie ma nic za darmo. Są rzeczy na których bardziej mi zależy niż życie Smitha – Farlan i Isabel nieco się zmieszali, a Levi wpatrywał się we mnie z jeszcze większą nienawiścią
-To czego chcesz ? Uprzedzam nie mamy żadnych pieniędzy – ciszę przerwał Levi
-Nic wielkiego. Chce zachować swoje miejsce
-To się da zrobić bez problemu – powiedział Farlan z wielką ulgą – Prawda Levi ? - brunet milczał - Prawda ?
-Ta, jasne. Wisi mi to
-I... przegrasz ze mną walkę. Publicznie – nie wiem czy w tym momencie chciałam siebie dowartościować czy go upokorzyć. Isabel i Farlan zaczęli się na niego wymownie patrzeć
-Coś jeszcze ? - zapytał brunet z irytacją
-Na razie tyle. Jak będę coś jeszcze chciała to na pewno się zgłoszę. To jak ? Dil ? - wyciągnęłam rękę w jego stronę. Uścisnął ją na tą symboliczną sekundę
-Dil

Humanity's Strongest Woman 【Attack on Titan】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz