Dareczku

231 7 2
                                    

Bardzo proszę o przypomnienie sobie rozdziału pt. Nie muszę cię za nic przepraszać, który jest konieczny dla zrozumienia tego tutaj rozdziału, a co najmniej podrozdziału nr 2.

***

1.

Ale chata.

Wielka jak obora u Krzemińskich.

Tyle że Krzemińscy, sąsiedzi jego rodziców w Kopytkowie, w oborze nigdy nie mieli tak czysto. A tu...? Tu można było przejechać palcem po kloszu lampy, a później go wylizać - żadnego brudu, nic się nie lepiło! Cholera, sprzątaczka musiała mieć sporo do roboty, ale pewnie Darek płacił jej w grubej forsie. Bo facet by tego przecież nie ogarnął sam - ani nawet dwóch.

Józek rzucił się na wznak na łóżko, szczerząc się od ucha do ucha. Kurde, kumple mu nie uwierzą. Taki klub, takie miesz... Apartament! Jak w hotelu. Miękkie łóżko, kilkumetrowy sufit, lodówka wielkości szafy, ekspres do kawy, suszarka co wygląda jak pralka, samoopadająca deska od kibla, ogromny telewizor, a w zasadzie kino domowe, kuchnia jak trzy jego pokoje w Kopytkowie...

Chyba złapał Pana Boga za nogi. A przynajmniej najlepszego pomocnika Powiśla Warszawy.

No właśnie! Jeszcze ta Warszawa. Stolica. Potężne miasto z perspektywami, znanymi ludźmi i imprezami do rana. Zupełnie nie znał Warszawki, ale spokojnie, kilka dni i będzie po niej śmigał, koniecznie metrem! I te wielotysięczne stadiony, trzypasmowe drogi, oświetlony nocą Pałac Kultury...

Już czuł ten "vibe", ten niesamowity klimat i pragnienie poznania każdego skrawka stolicy. Darek pewnie nie raz, nie dwa odwiedzał jakieś fajne, ekskluzywne miejsca. Jeszcze trochę, a Józek też będzie się tak woził. Może już powinien się dowiedzieć, gdzie najpierw uderzać? Głupio by było wpaść bez zapowiedzi do jakiejś restauracji czy knajpy, nie będąc wcześniej w takich "podstawowych" miejscówkach. Napiłby się piwa. Ciekawe, jakie mieli browary w Warszawie...?

Józek poderwał się z materaca - stwierdził, że właściwie może już teraz się co nieco wywiedzieć. Otworzył drzwi swojej sypialni, lecz zamarł w progu, gdy usłyszał głos Władka dochodzący z parteru.

- Dareczku! Widziałeś gdzieś moją teczkę z Biomeru?

Kurwa, co?

"Dareczku"?

Co to za pedalskie zdrobnienie? Kto tak mówi do kumpla...? A może kuzyna? W sumie to Józek nie do końca wiedział, kim był dla Darka Władek, a nie chciał być wścibski. W każdym razie kimś tam dla niego był, pewnie nawet bliskim, bo raczej nie mieszka się wspólnie w tak odpicowanym domu, jeśli się kogoś dobrze nie zna. Za dużo tu rzeczy do podpieprzenia, żeby brać kogoś z ulicy na opłacenie czynszu.

No dobra, ale skąd ten "Dareczek"? Dziwne... Ale w końcu to Warszawa - pewnie ludzie tutaj nawet inaczej się do siebie zwracają. Dareczek... To co, od Władka niedługo usłyszy "Józeczku"?

- Dareczek nie wie, gdzie rzuciłeś swoje papiery - rzekł z dołu Darek. - W biurze nie masz?

- Na biurku nic nie znalazłem.

- A na łóżku?

- W sumie... - zastanowił się Władek i ruszył na górę.

Józek cofnął się do siebie i cicho zamknął za sobą drzwi. Usłyszał, jak Władek przechodzi koło jego pokoju i wchodzi do sypialni Darka. Przez chwilę nic się nie działo, cisza jak makiem zasiał, lecz Józek w końcu dosłyszał przytłumiony okrzyk Władka.

- Dobra, mam!

Władek zszedł na parter, zostawiając na górze nieco skonsternowanego Józka.

Dlaczego jego dokumenty znalazły się w sypialni Darka?

Kartki z kalendarzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz