Przez żołądek do serca

151 4 0
                                    

- Nie przeginasz czasem, Władek?

Nie odwrócił się od razu, jak na zawołanie. Najpierw westchnął i wzniósł oczy do nieba. No tak, naprawdę. Znów to zrobił. Trzeci dzień z rzędu. Potem przymknął powieki i zwrócił się do rozmówczyni.

- Ja nie mam kiedy podrapać się po dupie, a co dopiero zrobić obiad – mruknął wyraźnie zmęczony. – Jak nie złe oceny Kajtka, to nadgodziny. Jak nie problemy Sabiny, to rodziców. A jakby jeszcze tego było mało, to dwa tygodnie temu mój niemal dziesięcioletni związek rozpieprzył się w drobny mak.

- I przez tego gnoja teraz będziesz się zaniedbywał?

Władek w końcu zerknął na Beatę i rzekł z lekkim wyrzutem.

- Przestań. Nie nazywaj go tak...

- Masz rację – kobieta wstała od biurka i skrzyżowała ramiona na piersi. – Powinnam Maćka od gorszych zwyzywać. Przestań się wygłupiać! Co to ma być? Samobiczowanie?

Władek zerknął na trzymane w dłoniach kawę i sałatkę z supermarketu. Na klasyczny zestaw odkąd rozstał się z Maćkiem. Mniej więcej co dwa, może trzy dni urozmaicał sobie lunche zamianą sałatki na sushi lub tajskopodobnym daniem o wątpliwej świeżości. Jednak kawa nigdy nie szła w odstawkę. Czarna siekiera z dwiema kopiastymi łyżeczkami cukru była jedynym napojem, jaki ratował Władka przed rozpoczęciem pracy. Nieprzespane noce, ciężkie poranki po rozpamiętywaniu przeszłości, łzy złości i żalu oraz wieczorne popijanie procentów – to wszystko sprawiało, że nie rwał się do roboty. A pracować mimo wszystko musiał. Nie ze względu chociażby na brak pieniędzy na opłacenie czynszu. Był dużo istotniejszy powód, dla którego zwlekał się z łóżka niemal codziennie.

Beata urwałaby mu łeb, gdyby się nie stawił w Biomerze. Wtargnęłaby do jego domu i siłą zaprowadziła do laboratorium. I to jej się bał jak ognia, nie komornika.

Miał jednak wrażenie, że dzisiejsze przyjście do pracy nie było najlepszym pomysłem.

W gabinecie zapanowała cisza. Beata czekała na jakąkolwiek odpowiedź, lecz Władek nawet nie wiedział, co na to rzec. Najchętniej zawinąłby się w koc i tak przesiedział za biurkiem do siedemnastej, gapiąc się tępo w ścianę. Maciek kopnął go w dupę i przez to nawet tak proste czynności jak w miarę racjonalne żywienie sprawiały mu nie lada kłopot. Nie potrafił zmusić się do stania przy garach. Nie wyobrażał sobie gotowania wyłącznie dla siebie. Nie umiał tego robić samotnie. Maciek zawsze się gdzieś tam kręcił po kuchni. A to coś podsmażył, a to pokroił warzywa... A teraz? Tak samemu...?

- Jeśli jutro zobaczę cię po raz kolejny z tą pseudo-sałatą albo zestawem sushi, to od poniedziałku zacznę przynosić ci słoiki – Beata usiadła z powrotem do komputera. – Nie mogę pozwolić, by mój najlepszy pracownik się wykończył, bo firma upadnie.

- Dbasz o mnie tylko z zawodowego punktu widzenia – Władek uśmiechnął się niemrawo i odłożył „lunch" na swoje biurko. – Czy może gdzieś tam przebija się przyjacielskie podejście?

Beata parsknęła i pokręciła głową. Spojrzała się na Władka, któremu ostatnio daleko było do ideału.

- Jako przyjaciółka radzę ci, żebyś znalazł sobie faceta – rzekła i już miała zabierać się do pracy, lecz dodała jeszcze – Najlepiej kucharza.

***

- Darek?

Odpowiedziała mu cisza. Nasłuchiwał przez chwilę odgłosów domu, myśląc, że młodszy mężczyzna jest w toalecie, lecz niczego nie usłyszał. Ani spuszczanej wody, ani prysznica czy strumienia z kranu. Czyżby wyszedł? A-ale... Nie, to nie w jego stylu. Zawsze zostawał do rana, nigdy nie wychodził bez pożegnania. Czasami budził Władka, jeśli musiał wcześniej jechać na trening, ale nie wymykał się jak złodziej. Obejmował go w pasie, słodził mu przez moment, a potem całował w przedpokoju czy sypialni, jeśli Władek jeszcze miał z pół godziny snu. Dopiero wtedy wychodził. Może siedzi w ogrodzie...

Kartki z kalendarzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz