Wałęsa

163 9 5
                                    

Polecam przejrzeć rozdział „Jemioła / Kluski", ponieważ są w niniejszym rozdziale odniesienia do niego.

***

Zastrzeli Koseckiego. Dzisiaj jakimś cudem tego nie uczynił, ale jeśli jutro znowu zrobi mu taki maraton, to cała ta firma spłonie. Kto to widział, żeby zaganiać człowieka do roboty na dwanaście godzin i to jeszcze w przerwie między Świętami a sylwestrem?!

Zamiast wylegiwać się na plaży, sącząc słodkiego drinka, siedział za biurkiem w firmie i siorbał czarną lurę bez smaku.

Chociaż Darek trochę wypocznie. Wystarczająco się nastresował przez ostatnie kilka tygodni, dlatego należał mu się porządny odpoczynek. Szkoda, że nie nad brzegiem morza... A-a może i lepiej. Pojechałby sam na te cholerne wakacje, poznałby na miejscu jakiegoś przystojnego obcokrajowca z sześciopakiem na brzuchu... Nie byłoby to wcale takie trudne, bo Władek, widząc ciało partnera, czasami zastanawiał się, jak udało mu się poderwać takiego faceta. Na co?

Uśmiechnął się do siebie, wyjmując kluczyki ze stacyjki. Wiedział na co. Darek nie raz, nie dwa prawił mu takie komplementy, że Władka bolały policzki od ciągłego uśmiechania się. Za inteligencję, za oczy, za piękny uśmiech, za...

Koniec tego dobrego, zbytnio się rozmarzył. Wysiadł z samochodu i wszedł do windy. Normalnie pokonałby te kilka pięter pieszo, ale praca tak mu dała w kość, że mógłby paść gdzieś po drodze. Spojrzał na siebie w lustrze windy. Przygładził włosy, które sterczały mu na wszystkie strony. Dotknął bolącego pryszcza, który wyskoczył mu na skroni kilka dni temu. Przejechał dłonią po zaroście, który hodował od wczoraj... Cholera, posiwiał. I to całkiem konkretnie.

Na szczęście, zanim zdążył się załamać, winda zatrzymała się. Marzył, by rzucić się na kanapę. Miał nadzieję, że Darek wstawił kolację i otworzył butelkę wina. Może namówi go na masaż... Krótki, kwadrans nawet. Byleby zszedł z niego cały ten porąbany dzień.

- Cześć – rzucił od progu i zdjął ciężki płaszcz. – Jest coś do jedzenia? Jestem głodny jak wilk i chyba nawet zupką chińską bym się zadowolił, ale jednak wolałbym...

Zamarł w półkroku, gdy Darek wyszedł z łazienki. Aż się przeraził. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. A Darek? Darek wręcz przeciwnie – uśmiechał się szeroko (jak debil) i rozłożył ramiona w geście prezentacji.

- Jak ci się podobam?

- K-krewetki.

Tylko na tyle się zdobył. Na dokończenie kulinarnego pragnienia. Co za dzień... Myślał, że chociaż w domu będzie miał spokój. No szlag go trafi! Normalnie rzuciły torbę z laptopem na fotel, jednak tym razem on sam potrzebował tego mebla. Bo to, co zobaczył, było czymś przerażającym wręcz.

Ten prezent na gwiazdkę był chorym pomysłem.

- Co? – zaśmiał się Darek, podchodząc do Władka, bardzo z siebie zadowolony. – Zamurowało z wrażenia, nie?

- Nawet się do mnie nie zbliżaj – Władek wyciągnął przed siebie rękę, nie chcąc by Darek się nad nim pochylił jeszcze bardziej. – Nie... Nie, Darek, nawet nie próbuj... Odejdź mi stąd... Nie...!

Władek, mimo że dosłownie zapierał się rękami i nogami, nie zważając na to, że brudził podeszwami spodnie dresowe partnera, nie zdołał się jednak uchronić przed... przed...

Przed tym wąsem. Potężnym jak na Darka wąsem.

No to już wiedział, dlaczego po wigilii zapuszczał brodę. By się nad nim pastwić i doprowadzać do histerii. Przecież nie wytrzyma z nim - wąsem i jego właścicielem - pod jednym dachem, nie mówiąc już o wspólnym łóżku. Skoro nawet nie mógł patrzeć na to cholerstwo, to o żadnych czułościach nie było mowy. Jednak Darek chyba nie za bardzo to rozumiał, bo pochylony usiłował za wszelką cenę dopaść ust Władka.

Kartki z kalendarzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz