- Centralny po zmroku jest chyba bardziej niebezpieczny niż ustawki po meczach drugoligowców.
- Bywałeś?
- A mało to razy za gówniarza się chodziło? Młody i głupi byłem, więc łaziłem z kumplami, którzy do świętych nie należeli. Był taki jeden mecz z Lechem Poznań. Wtedy mocno spadł w tabeli... Zamknęli nas w takich klatkach, żebyśmy się nie pozabijali nawzajem. Nie pamiętam, co krzyczeli poznaniacy, ale myśmy mieli taką przyśpiewkę: "Lech z Poznania, ród wspaniały, same kurwy i pedały"...
- Boże, Darek! - Władek aż się zapowietrzył, ale mimo wszystko na jego ustach błąkał się lekki uśmiech. - My nie jesteśmy sami na tym peronie...
- Ale wystarczająco daleko, żeby tamci - Darek kiwnął głową w stronę rodziny z dwójką dzieci. - nas nie usłyszeli.
Władek pokręcił głową z niedowierzaniem. Trzy światy z nim miał... A jednak był ciekawy, jak ta ustawka z Lechem się potoczyła.
- I co dalej? Pokrzyczeliście sobie jak małpy w ZOO, a potem...?
- Widzisz tę bliznę? - Darek wskazał palcem na ledwo widoczny ślad za uchem.
- No... - odpowiedział Władek i zbliżył się do partnera, chcąc dotknąć tego miejsca. - Już kiedyś cię miałem zapytać, skąd to masz, ale zapomniałem. Czym dostałeś?
- Butelką. Po Lechu oczywiście.
Władek prychnął i zakrył usta dłonią. Chciało mu się śmiać jak cholera, ale jakoś głupio mu było rżeć o czwartej rano na zapyziałym dworcu. Poczuł na swoich biodrach ręce Darka, za chwilę jego głowę na ramieniu. Jakoś tak pogawędki o chuligańskich wybrykach sprawiły, że poczuł się nieco bezpieczniej. Co z tego, że Darek nikomu nie dał w mordę od dobrych kilku, a może i kilkunastu lat - nie przeszkadzało mu to.
Mężczyzna przymknął oczy i oparł policzek o głowę Darka. Marzył o tym, by wrócić do łóżka. Ile by dał, aby odespać te ostatnie kilka nocy, podczas których ślęczał nad dopracowaniem swojego odczytu. Ta cholerna konferencja w Berlinie na samym początku wydawała się świetnym pomysłem, możliwością zgarnięcia dodatkowych inwestorów. Tyle że część znaczących przedsiębiorców się wycofała, a roboty przybywało. Jak już zaczął, to musiał to skończyć, nie mógł zostawić Mateusza sam na sam z projektem. Jako jedyni z Polski dostali zaproszenie na ten międzynarodowy kongres, więc nie było mowy o strzeleniu focha i pozostaniu w Warszawie.
Doskonale wiedział, jak wyglądają takie sympozja - przez pierwsze godziny wszyscy udają, że są poważnymi ludźmi i każdy wygłoszony referat jest na wagę złota. Potem towarzystwo się stopniowo wykruszało, żeby potem skończyć w zadymionej knajpie przy kuflu piwa. To właśnie wtedy dochodziło do zaciętych kłótni, a czasem i rękoczynów. Władek znał to z autopsji. Pamiętał, jak pewnego razu musiał wręcz siłą odciągać Maćka od jednego z doktorów, który nie zgadzał się z jego tezą. Byli na najlepszej drodze nie tylko do ostrej wymiany zdań, ale i ciosów. Naprawdę nie chciałby powtórki z rozrywki. Z Maćkiem wiedział jak postępować, z Mateuszem... niekoniecznie.
Jednak, aby kompletnie się nie zanudzić, Władek uznał, że może połączyć przyjemne z pożytecznym. Ta "przyjemność" miała na imię Darek, którego wyciągnął do Berlina razem z nim. Przecież nie będzie przez cały tydzień przesiadywał w auli i wysłuchiwał dyskusji - mózg naukowca też musi się odciąć od górnolotnych przemyśleń. A obecność jego partnera dawała cień szansy na to, że nie wróci do Warszawy z wymęczonym, wypranym umysłem.
Na peronie oznajmiono przyjazd pociągu. Władek otrząsnął się i odsunął od partnera. Zerknął w stronę ruchomych schodów, lecz na ich szczycie nikogo nie zauważył.
CZYTASZ
Kartki z kalendarza
Fiksi PenggemarKrótkie fiki z jedynym słusznym pairingiem w polskich serialach w roli głównej - Władkiem i Darkiem. Tytuł inspirowany postem na FB, nie chcecie wiedzieć jakim. Obrazek z Internetu - daję Wam wolną rękę w interpretacji "kto jest kto". Wstyd jak stąd...