"Na dziecko"

191 4 2
                                    


– Znalazłeś tę czapkę?

– Nie... Cholera, przecież zawsze była na komodzie... O, dobra, mam!

Darek wyszedł z sypialni z na wpół ubranym Grzesiem na rękach. Władek przejął dziecko, by młodszy mężczyzna przygotował się do wyjścia.

– Chodź no tu, trzeba ci ją założyć. Grzesiu... Grzesiu, ale posłuchaj mnie. Na dworze jest zimno, jak będziesz latał z odkrytą głową, to znowu się pochorujesz...

Nie dość, że Grześ się wyrywał, to jeszcze zaczął krzyczeć niezadowolony z takiego obrotu spraw. Nie za bardzo rozumiał wujków – po co mu czapka, która drapie w uszy, spada na oczy przy bieganiu i do tego strasznie grzeje? Długie włosy nie wystarczą?

Władek westchnął ciężko i mruknął:

– Dobra, i tak cię nie spacyfikuję. Darek, jak już będziecie na dworze, to weź go jakoś urób, niech ją założy, bo rzeczywiście go przewieje i będziemy mieli problem.

– Jakoś damy radę, nie, młody? – Darek podniósł się do pozycji wyprostowanej po zawiązaniu butów i wziął od Władka chłopca.

– Tak! – odpowiedział z szerokim uśmiechem Grześ.

– Nie wiem, jak ty to robisz, że ciebie się słucha, a mnie to od wielkiego dzwona - Władek poczochrał dziecko po włosach, unosząc kąciki ust. – Wróćcie tak za godzinę, zupa już będzie.

– Ta jest! – odpowiedział Darek i pocałował partnera w policzek. – Lecimy, pa!

– No, cześć.

Władek zatrzasnął za nimi drzwi. Rozmasował kark, który dokuczał mu już od kilku dni, krzywiąc się przy tym. Nienawidził masaży, ale chyba będzie musiał się przełamać i zadzwonić do Julity. Już współczuł Darkowi. Był w pełni świadomy tego, jak bardzo nieznośny i jęczący był po zabiegach. Że go boli, że coś mu strzyka, że jeszcze trochę i do grobu...

Przeciągnął się i poczłapał do kuchni, rozgarniając po drodze klocki na dywanie. Już raz miał przez nie bliskie spotkanie z podłogą, jakoś nie pragnął powtórki z rozrywki. Zastanawiał się, kto tego brzdąca tak rozpieścił – Beata czy jej matka?

Wyjął z lodówki warzywa, z szafki wyciągnął blender i westchnął nad całą tą wystawką ulokowaną na blacie.

– No to do roboty.

***

– Grzesiu, ale bądź ostrożny!

Dziecko jakby nie usłyszało słów Darka – poleciało do nowo poznanych kolegów siedzących w piaskownicy. Świeciło słońce, nie padał deszcz, a że był listopad... Na to akurat nie zwracano uwagi, zamki z piasku można było budować o każdej porze roku.

Darek przez chwilę przypatrywał się z uwagą chłopcu. Nieco bał się puszczać go samopas, jednak z drugiej strony przecież nie będzie nad nim sterczał dwadzieścia cztery godziny na dobę, a tym bardziej za nim biegać. Wylata się, wyszaleje, pokrzyczy i załatwi te wszystkie swoje dziecięce sprawy, to może pójdzie spać wcześniej...

Marzenie ściętej głowy.

Z westchnieniem usiadł na lekko rozklekotanej ławeczce. Co jakiś czas zerkał na wrzeszczącą grupkę dzieci, w której, rzecz jasna, znajdował się również Grześ. Nieco od nich odstawał wiekiem i wzrostem, ale najwidoczniej całkiem dobrze się bawił, biorąc pod uwagę fakt, że krzyczał co najmniej tak głośno jak reszta. Na razie wszystkie zęby miał całe, krwi na twarzy Darek nie zauważył, więc wyciągnął komórkę i zaczął przeglądać wiadomości sportowe.

Kartki z kalendarzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz