Przypadkiem

192 3 0
                                    

- Przepraszam, że marudzę.

Niemal przez cały lunch Władek pilnował siebie i swoich popieprzonych emocji, które urządzały sobie jakieś dzikie imprezy po rozstaniu z Maćkiem. Z jednej strony tęsknił za byłym na tyle, że gdyby tylko zadzwonił i powiedział "wiesz, głupio wyszło, ale może do siebie wrócimy?", on by już czekał na progu z kawą i niedzielnym obiadkiem. Z drugiej zaś pragnął poznać kogoś nowego, z kim mógłby zapoczątkować nowy związek albo chociaż przeloty romans, byleby na krótką chwilę poczuć się docenionym i wartościowym. Na jakim polu? To już go mało obchodziło.

Wszystko było względnie dobrze, dopóki Darek nie powiedział mu o umowie z Romą. Irracjonalna nadzieja zabłysnęła w jego głowie jak czerwona lampka. Jednak, jakimś cudem, udało mu się opanować na tyle, by nadal myśleć o nowopoznanym mężczyźnie wyłącznie jako o sąsiedzie, co najwyżej dobrym koledze. Tyle. Nic więcej. A wspólny obiad to nie grzech, ani tym bardziej zaczątek romansu... Prawda?

Więc po jaką cholerę ten niezwykle przystojny, wysportowany i serdeczny facet przesunął dłonią po jego ramieniu? I to jeszcze tak... spokojnie. Jak gdyby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem i wcale nie sprawiła, że Władkowi zrobiło się gorąco, a serce nie zabiło szybciej.

No po co mu to!?

- Darek Janicki powinien być wyłącznie szczęśliwy, a ja tu... Ale presja jest czasem tak duża, że psychika mi siada.

- To akurat potrafię zrozumieć.

- Też odczuwasz presję w pracy?

- Nie, ale ja też miewam doły.

Doły... Delikatnie powiedziane! Od zawsze traktował swój organizm po macoszemu, ale odkąd rozstał się z Maćkiem, całkowicie zaniedbał swoje zdrowie. Pił więcej alkoholu, tego mocniejszego również, niewiele jadł, a jakakolwiek aktywność fizyczna poszła w odstawkę. Jego dzień był monotonny do bólu - praca, alkohol, praca, alkohol i w sumie niewiele więcej. 

Jednak to noce były najgorsze. Zaczynały się od porządnej lampki wina albo szklanki whiskey i zazwyczaj nie kończyło się na jednej porcji. Tym sposobem podpity lądował z laptopem w łóżku i przeglądał zdjęcia z Maćkiem - mimo że wykasował niemal wszystkie zdjęcia z komórki (oprócz tego z wakacji w górach, na którym Władek szczerzył się jak głupi, gdy Maciek całował go w policzek), to pozostawały jeszcze te na komputerze. Jego ulubione. Te, na których byli wszyscy razem - on, Maciek i Kajtek, a czasem i reszta rodzinnej zgrai. Te z czasów studiów, robione jeszcze analogiem, a potem wywołane na urodziny Władka (kilka lat później je zeskanowali, by zostały dla potomnych). Również te, których nie ośmieliłby się nikomu pokazać - nie dlatego, że były one pod względem fizycznym zbyt intymne (choć i takich było kilka), ale z racji emocjonalnego przywiązania Władka do konkretnych momentów, a nawet ujęć. Nikt nie wyglądał tak dobrze po przebudzeniu jak Maciek. Nikt nie patrzył się na Władka z taką miłością jak on, kiedy zaparzał mu w weekendy po ciężkim tygodniu kawę z dodatkiem kardamonu w idealnych proporcjach... 

Do czasu. Wszystko do czasu. 

Maciek też przesuwał dłońmi po jego ramionach. Tyle że inaczej. Jakby bardziej... Jakby bardziej władczo. Nie miał szorstkich dłoni, wręcz przeciwnie - były delikatne, ale pewne. Potrafił przekazywać nimi swoje emocje, nie musiał przy tym nic mówić. A Władek już wiedział. Przez te dłonie Władek nie raz, nie dwa tracił zmysły - ostatnim razem w noc ich rozstania. Wtedy paliły go żywym ogniem, bo okazało się, że nie tylko on był nimi dotykany.

Nie chciał wkręcać się zbytnio w znajomość z Darkiem, jednak tym razem pozwolił sobie na ustępstwo i snucie dziwnych przemyśleń. Już podczas lunchu dostrzegł, że jego dłonie może i są zadbane, ale mimo wszystko szorstkie i chropowate. Widać, gra w piłkę nie wymagała wyłącznie użycia nóg. A gdy ten przesunął ręką po jego ramieniu, to, mimo marynarki, w zasadzie usłyszał tę szorstkość. Spracowana skóra zahaczała o mikroskopijne cząstki materiału, przez co mogła wydać się nieprzyjemną w dotyku.

Kartki z kalendarzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz