Z mężem i...

264 5 0
                                    


– Nie, Darek, nie namówisz mnie.

– No przecież dobrze wyglądamy.

– Jak klony.

– A jakie przystojne...

Władek zerknął krzywo na partnera i ściągnął z siebie granatową marynarkę, która do złudzenia przypominała tę należącą do Darka. Przez sypialnię jakby przeszło tornado – koszule i części garnituru walały się po łóżku, a krawaty i skarpetki zajmowały całkiem sporą powierzchnię podłogi. Darek już zdążył się kilkakrotnie potknąć o porozwalane buty, prawie wyrżnął o drzwi, gdy zahaczył o sznurówki. Krwiak na czole nie był wskazany, a już na pewno nie w takim dniu jak ten.

Rozgarnął ubrania leżące na pościeli i usiadł gdzieś między wyprasowanymi w kant spodniami a kamizelkami. Wpatrywał się spod półprzymkniętych powiek we Władka, który właśnie zakładał brązowy garnitur już chyba po raz trzeci w przeciągu godziny. Od wczesnego ranka starszy mężczyzna latał po mieszkaniu jak kot z pęcherzem, co chwilę zmieniał strój i jęczał, że nie ma się w co ubrać. Z początku Darek denerwował się słysząc kolejne narzekania, lecz po jakimś czasie przybrał inną postawę – znudzenia i obojętności.

– Wiesz, że to trochę nietaktowne, gdy wygląda się lepiej od panny młodej? – burknął Darek i rozłożył się na wznak na łóżku, nie zważając na znajdujące się pod nim części garderoby.

– Czy to miał być komplement? – zapytał się Władek, zapinając pasek u spodni. – Beznadziejny, nie postarałeś się.

– Uspokój się – westchnął i zerknął na zestresowanego partnera. – Dobrze wyglądasz, naprawdę. To nie jest pokaz mody tylko zwykłe wesele.

– Co nie znaczy, że mam wyglądać jak obszarpaniec – odrzekł Władek i rozejrzał się po podłodze w poszukiwaniu krawatu. Gdy go znalazł, przeszedł do kuchni, a na odchodnym jeszcze rzucił: – Idę w tym brązowym!

– Wolałem granatowy – mruknął pod nosem tak, żeby Władek nie usłyszał. Już dobra, niech idzie, w czym chce, byleby skończył te przebieranki i się zdecydował.

Jednak względny pokój panował jedynie przez kilka minut. Darek nasłuchiwał, jak jego partner krząta się po kuchni, ale potem myślami przeniósł się do dzisiejszego popołudnia. Cieszył się, że Józek bierze ślub. Może Julita według niego nie była idealną kandydatką na żonę dla młodego, ale przecież nie będzie im życia układał. Zalegalizowanie związku im obojgu zrobi dobrze – jeszcze bardziej się do siebie przywiążą, być może dopiero teraz rozkwitnie prawdziwa miłość... Cholera, gdyby tak mógł z Władkiem kiedyś w urzędzie...

Coś spadło, coś się stłukło, chyba też coś się wylało. Władek syknął głośno z chwilowego bólu (albo raczej zaskoczenia) i w furii krzyknął na cały dom:

– No żesz kurwa mać!

Darek wychylił się, nie wstając z łóżka, tak by ujrzeć pobojowisko w salonie. Władek nie za bardzo wiedział, co zrobić ze sobą i kawą, która pozostała na jego ubraniach. Czerwony ze wściekłości na twarzy wysyczał, wciąż wpatrując się w brązową kałużę i kawałki kubka pod jego nogami:

– Wygrałeś. Biorę granatowy.

***

– Cholera, jeszcze spinka do krawata...

Darek zrezygnowany zwiesił głowę i oparł się o otwarte drzwi samochodu. Gdyby nie to, że Władek zachowywał się gorzej niż Julita w ciąży, kiedy buzujące hormony dawały się we znaki wszystkim domownikom, to doceniłby jego starania w kwestii ubioru. Jednak za cenę spokoju wolał, żeby już został w dresach, z kilkudniowym zarostem na policzkach, bo też ile można się robić na bóstwo, będąc przy tym tak nieznośnym.

Kartki z kalendarzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz