Odcinek Specjalny #1.

671 24 30
                                    

Karo x Pati
6 lat wcześniej Wrocław, mieszkanie Tomasza Jawora:

Podłużny, plastikowy przedmiot w kształcie patyczka z dwoma wyraźnymi, czerwonymi kreskami na środku, odpowiedział w końcu pewnej blondynce na pytanie, z którym borykała się od blisko trzech tygodni. Była w ciąży.
Od kilku tygodni borykała się z nieustającymi, porannymi nudnościami kończącymi się częstymi wizytami w toalecie z głową w muszli. Na początku pomyślała, że musiała się czymś zatruć. Ostatnio na komendzie było tak mało czasu na wszystko, że razem z Tomkiem częściej jedli suchy prowiant w postaci kanapek z automatu i lądowali w tanich, przydrożnych barach niż delektowali się czymś znacznie lepszym i smaczniejszym, że odpowiedź była na wyciągnięcie ręki. Po kilku dniach Jawor z Kubisem zmusili ją, aby wzięła kilka dni zaległego urlopu i odpoczęła w domu. Wykończona ciągłymi wymiotami, ogólnym osłabieniem organizmu i podwyższoną temperaturą w końcu uległa szefowi i zmartwionemu partnerowi, z którym od blisko trzech miesięcy utrzymywała bliższe stosunki i została w mieszkaniu, próbując na własną rękę wyleczyć się z klasycznych objawów grypy żołądkowej. Nawet nie dopuszczała do siebie myśli, że może być w ciąży.
Po trzech dniach walki z wewnętrznym intruzem, gorączka i wymioty w końcu ustąpiły, a Górska poczuła, że odzyskuje swoje siły. Nie na długo. Kilka dni po tym jak z nową energią Górska wróciła do pracy na komendzie, nudności i wymioty powróciły ze zdwojoną siłą, gdy na biurku  pojawiła się świeża kawa i jej zapach wypełnił jej nozdrza, a do ich zacnego grona dołączyły ciągłe wahania nastrojów, bolące piersi i brak miesiączki. Wtedy po raz pierwszy dotarło do niej, że być może grypa żołądkowa wcale nie byłą grypą, a pierwszymi objawami wczesnej ciąży. Nie miała jednak odwagi wejść do apteki i kupić testu ciążowego, szczególnie kiedy Jawor łaził za nią i śledził każdy jej krok z miną  zdeterminowanego gliny chcącego zaciągnąć ją do lekarza za wszelką cenę. Na każdą jego prośbę o wizytę u lekarza reagowała ostrzej niż zamierzała, a do czasu jej odkrycia, trzy tygodnie później, zdążyli pokłócić się tak wiele razy, że przestała już liczyć ich kłótnie.
Teraz siedząc w łazience Tomka z dowodem w rękach wiedziała już, że musi go przeprosić za wszystkie okropności, które wygarnęła mu w trakcie ostatnich kłótni. Nie mogła zasłaniać się szalejącymi hormonami, chociaż to one, ewidentnie stały za jej ciągle wahającym się nastrojem. Mogła być w ciąży z jego dzieckiem, ale nie mogła traktować go tak podle. W końcu Jawor nie tylko martwił się o jej stan, ale chciał dla niej jak najlepiej po ostatnich przejściach z Wawerskim.
Kiedy trzy miesiące temu Jawor w końcu odważył się wyznać Górskiej, że to co powiedział na parapetówce w nowym mieszkaniu Huberta było skierowane do niej, a nie do Lilki, świat Dagi wywrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Na początku była na niego wściekła, że tak długo trzymał to w tajemnicy i ukrywał targające nim uczucia. Wzięła nawet trzy dni wolnego i pojechała do Poznania odwiedzić rodziców, aby przemyśleć i poukładać swoje życie na nowo. Nie odbierała telefonów ani od Tomka, ani tym bardziej od Huberta, który z biegiem czasu i z ilością problemów jakie przywlókł ze sobą do jej życia, stawał się dla niej coraz bardziej odległą osobą.
Gdy wróciła do Wrocławia postanowiła postawić wszystko na jedną kartę i związać się z Jaworem, do którego już od dawna czuła niesamowity pociąg i coś znacznie więcej niż tylko partnerstwo i przyjaźń. Odwiedziła Tomka  wieczorem zaraz po przyjeździe i rozmowie z Wawerskim, w której zerwała z warszawskim inspektorem, przeprosiła go i życzyła powodzenia w dalszym życiu. Jawor był niezwykle zaskoczony niespodziewaną wizytą partnerki z winem w rękach. Zupełnie jak za starych czasów, gdy była jeszcze z Mateuszem.
Próbował raz jeszcze przepraszać ją za jego wyznanie, a Górska z uśmiechem na ustach wysłuchała jego słów, przypominając sobie wszystkie nagrane wiadomości na telefonie, które odsłuchała przed powrotem do Wrocławia, a gdy Jawor skończył swoje żałosne przedstawienie, Daga zbliżyła się do niego i pocałowała, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Od tego wieczoru zaczął się ich romans, którego owocem miało być dziecko rosnące w jej łonie, dokładnie od trzech miesięcy. Ich mały, wielki cud.
Górska zbliżyła trzęsącą się dłoń do swojego wciąż płaskiego brzucha i dotknęła go z największą czułością. Zaraz potem do jej uszu dobiegło niecierpliwe pukanie do drzwi i stłumione westchnięcie Jawora. Dłoń, którą chwilę temu trzymała na brzuchu, oderwała się od niego jak oparzona i przez nieuwagę strąciła test ciążowy trzymany w drugiej ręce. Plastikowy przedmiot upadł wprost na szary, łazienkowy dywanik, a oczy policjantki przeniosły się szybko na drewniane drzwi łazienki.
- Daga, siedzisz tam już od pół godziny. – zmartwiony głos Tomka uderzył w nią podwójnie i sprawił, że w oczach Górskiej pojawiły się łzy.
Ciążowe hormony zbierały swoje żniwo. Daga miała nadzieję, że pomimo tych nieprzyjemnych objawów, jej dalsza ciąża przebiegnie zdecydowanie przyjemniej niż przez pierwszy trymestr. Dlaczego tak późno zdecydowała się w ogóle zrobić ten test? Bała się, że Jawor ją zostawi? Nie. To było niemożliwe. Po tym jak o nią walczył nie było nawet takiej opcji, aby mógł z niej zrezygnować.
- Już wychodzę. – odkrzyknęła radośniej w stronę drzwi i podeszła do umywalki z zamiarem obmycia twarzy, zupełnie zapominając o teście ciążowym w dywaniku. – Daj mi dosłownie pięć minut.
- Nie zrozum mnie źle. Razem z Wojtalą rozumiemy, że kobiety potrzebują nieco więcej czasu na te wasze poranne pierdoły, ale łazienka jest tylko jedna, a nas jest trzech. Spóźnimy się do pracy. Wszyscy. – dodał na koniec.
- Tomek! – krzyknęła raz jeszcze, puszczając wodę w umywalce i chwytając za szczoteczkę do zębów. Trudno, miała dziś pójść nie umalowana do pracy. Po tym czego się dowiedziała i tak nic nie mogło zniszczyć jej humoru. – Trzy minuty i wychodzę. Obiecuje!
- W porządku. – odpowiedział jej głos partnera zza drzwi. – Daga?
- Mhm? – mruknęła niewyraźnie ze szczoteczką w buzi.
Jej kąciki ust mimowolnie uniosły się ku górze. Dziecko, o którym marzyła za kilka miesięcy miało pojawić się na świecie. Miała zostać matką, a Jawor ojcem. To było spełnienie marzeń.
- Czy wszystko w porządku?
- Tak.
- To znowu te mdłości? – Jawor nie dawał za wygraną, a Górska czuła, że coś podejrzewa. W końcu jego nos prawie nigdy nie zawodził go w pracy. – Może powinnaś jednak zgłosić się do tego lekarza. To trwa już trzeci tydzień. Martwię się o ciebie.
Daga wypluła nadmiar pasty do umywalki, a jej kąciki ust znów powędrowały ku górze. Tomek miał być świetnym ojcem. Czuła to. Wypłukała szybko usta wodą i sięgnęła po ręcznik, aby wytrzeć twarz.
- Masz rację. Zadzwonię dziś do przychodni i umówię się na wizytę.
- Mówisz poważnie?
Jawor nie był przekonany czy partnerka, aby z nim sobie nie pogrywa. Chciał za wszelką cenę upewnić się czy mówi prawdę.
- Jestem całkowicie poważna. – odpowiedziała Górska, odwieszając ręcznik na miejsce.
Teraz musiała się zmierzyć z najtrudniejszym. Wiedziała, że jest w ciąży, miała potwierdzenie w postaci testu, ale zanim miała powiedzieć o tym Jaworowi, w pierwszej kolejności chciała odwiedzić ginekologa, aby potwierdzić te rewelację.
Otworzyła drzwi i nie mogła powstrzymać swojego uśmiechu. Tomek stał z kwaśną miną w przedpokoju, opierając się o futrynę drzwi. Gdy tylko zobaczył uśmiech swojej partnerki, która pół godziny temu zniknęła prędko za drzwiami łazienki, jego wyraz twarzy stał się niepewny i nieco zdezorientowany. Oczekiwał, że Daga wyjdzie do niego w zupełnie innym stanie, a tymczasem jego kochanka stała przed nim z ogromnym uśmiechem na ustach i nową energią do działania.
Jawor wyprostował się, schował dłonie do kieszeni spodni od piżamy i przyjrzał się Górskiej uważniej, gdy mijała go w drzwiach.
- Co masz taką minę?
- Zastanawia mnie co się wydarzyło, że jesteś tak uśmiechnięta.
- Wkrótce się dowiesz.
- Dlaczego wkrótce? Nie możesz powiedzieć mi tego teraz? Daga?! – Jawor nalegał ostro, czując się dotkliwie pominięty.
Musiał jednak zrezygnować z pójścia za Górską, która na nowo zasiadła za stołem i zabrała się do jedzenia, na które wcześniej zerkała z obrzydzeniem w oczach. Mieli piętnaście minut do wyjazdu na komendę, a on potrzebował porannej toalety zanim Wojtala zamknie się na dobre w łazience i nie wpuści go do środka nawet na minutę.
Jawor wałęsał się jak obcy po własnej łazience, szukając szczoteczki do zębów i pasty. Był tak roztargniony dziwnym zachowaniem Górskiej, że zapomniał, gdzie wczoraj wieczorem ją odłożył. Dopiero po chwili znalazł ją w koszyczku umocowanym na ścianie przy wannie. Ruszył po nią kiwając głową na boki i śmiejąc się z własnej sklerozy i nadepnął palcami na przedmiot leżący w puchowym dywaniku pomiędzy grubymi włóknami. Schylił się po niego, wziął do ręki i odwrócił próbując dowiedzieć się czym jest podłużny, plastikowy patyczek. Gdy jego oczom ukazały się dwie, czerwone kreski wiedział już, dlaczego humor Dagi tak szybko się poprawił po porannej wizycie w toalecie. Górska była w ciąży.
- Chciałam żebyś dowiedział się w inny sposób. – Jawor odwrócił się gwałtownie w stronę drzwi, gdy usłyszał głos swojej partnerki.
Daga stała z rękami założonymi na piersi, a uśmiech nie schodził z jej twarzy. Tak jak został przyklejony pięć minut temu, tak został na ustach, gdzie było jego miejsce. Tomek z wymalowanym na twarzy szokiem, podszedł do partnerki i co chwilę zerkał to na nią to na test ciążowy. Była tak szczęśliwa, że nie potrafił się nie uśmiechnąć.
- Zamierzałaś w ogóle mi o tym powiedzieć? – spytał, ściszając swój głos, aby Wojtala ich nie usłyszał, a Górska zagryzła dolną wargę.
- Oczywiście, że tak. – odparła natychmiast i zachichotała. – Testy mogą się mylić. Chciałam najpierw pójść do ginekologa i potwierdzić tą informację. Nie chciałam żebyś poczuł się rozczarowany, gdyby był to fałszywy alarm. No, ale skoro już wiesz to chyba nie ma co iść w zaparte. Zostaniemy rodzicami.
- Boże… - mruknął pod nosem i uśmiechnął się szeroko. – Będę ojcem.
- Tak. – Górska potwierdziła raz jeszcze, a zaraz potem znalazła się w ramionach Jawora, który uniósł ją do góry i obrócił w koło. Zaskoczona pisnęła z radości.
- Tomek, przestań. Kręci mi się w głowię.
- Już, przepraszam. – Jawor szybko postawił partnerkę na nogi i podtrzymał ją za ramiona, przyglądając się uważnie. – Dobrze się czujesz?
- Lepiej niż pół godziny temu. Jestem szczęśliwa. Chciałbyś pójść ze mną?
- Do lekarza? Jeżeli to nie stanowi dla ciebie problemu to bardzo.
- W takim razie przygotuj się… tato.
Wieczorem, tego samego dnia po wizycie u lekarza, Jawor i Górska byli już pewni, że za kilka miesięcy zostaną rodzicami. Ich życie zmieniło się pół roku później, gdy na świat przyszła ich maleńka córeczka, której nadali imię Pola. Nie wiedzieli jednak, że pięć lat później ich życie po raz kolejny wywróci się do góry nogami.
5 i pół roku później.
- Tomasz -
Wbiegłem zdezorientowany do budynku komendy w poszukiwaniu Górskiej oraz mojej córki.
- Ty! Młody widziałeś Dagę?
- Nie panie komisarzu.
- A Polę?
- Szła z szefem ,ale nie mam pojęcia gdzie.
- Dobra. - ruszyłem dalej korytarzem aby odszukać moją niesforną narzeczoną. Odkąd Pola urosła truje mi zadek ,że to już najwyższy czas aby połączyć siły i stworzyć Poli brata ,albo najlepiej siostrę. Oszalała, ale na moje wykręcanie się zawsze odpowiadała tą samą gadką ,że Pola jest już duża i samotna ,bo nie ma się z kim bawić, a sześć lat to kupa czasu. Miała rację ,ja dobrze o tym wiedziałem, ale nie chciałem na razie pchać się znów w pieluchy, kolki i nocne wstawanie. Chciałem wykorzystać to, że nasza córka ma już dość dużo lat, aby spędzać dni i noce u troskliwych ciotek i wujków, abyśmy my mogli się choć raz w tygodniu porządnie sobą nacieszyć. Owszem robiło mi się przykro kiedy moje sześcioletnie dziecko kłócąc się ze mną zaparcie wytykała mi ,że jestem mięczak i nie chcę mieć dużej fajnej rodziny. To była ewidentna cecha Dagi. Ona zawsze marzyła o dużej i pełnej rodzinie ,której oboje nie mieliśmy. Ja żyłem bardziej przy ziemi. Nie chciałem tracić wolności i ograniczeń ,te które pojawiły się wraz z Polą w końcu zniknęły ,ale Daga nigdy nie miała tyle siły, czasu i ochoty chociażby na seks, co przed jej pojawianiem się.
- Górska! Górska mówię stać! - widziałem jak zaśmiała się pod nosem i dalej gnała w stronę archiwum. Podkręciłem głową i ruszyłem w pościg za nią. Robiła to z ogromną premedytacją i wiedziałem, że chce mnie do czegoś wykorzystać albo lepiej testuje moją cierpliwości i mój humor dziś.
To , że pod moim wpływem Daga stała się mega uparta i zawzięta to jeszcze bym przeżył. Tragedia zaczyna się szczebel wyżej. W moich genach przeszła ta upartość na moją córkę. I wyobraźcie wy sobie moi mili, co to się odpieprza jak takie dwie zaczną trajkotać, a ja sam biedny nic nie mogę zrobić więcej jak próbować je przekrzyczeć. Czasem mi to wychodzi, a czasem po prostu ją wychodzę i wracam jak się uspokoją, bo przy złym doborze słów matka i córka by mnie rozniosły ,a w najlepszym wypadku zamknęły gdzieś, gdzie nie ma wyjścia. 
- Górska do cholery, po co tam idziemy?
- Ja idę, a ty to nie wiem po co. - powiedziała śmiejąc się, ale nie zatrzymała się nawet na sekundę, aby na mnie spojrzeć.
- Ja idę, bo ty idziesz. Stójże!
- Nie! Jak mnie kochasz to mnie złap! - i się zaczęło.
Jak zaczęła ćwiczyć to już wiedziałem , że to się źle skończy. I tak też się dzieje. Ja stary dziad muszę latać za pełną energii Górską. I co to w ogóle za tekst? Czy ja jej naprawdę tak słabo okazuje, że ją kocham? Ale wracając do biegania. Żeby nie czuć się gorszym, ja też trochę biegam. Więc jak mi skoczył gul, że ona jest szybsza niż ja i do tego mnie prowokuje to po kilku sekundach znów widziałem jej rysy bardzo ostro.
- A co będzie jak cię dorwę?
- Nie dorwiesz! - powiedziała radośnie i już miała mi czmychnąć za drzwiami, ale zdążyłem włożyć do środka buta i wejść za nią. Stała przede mną i uśmiechała się. Kiedy zobaczyłem, że się ze mnie śmieje i przygryza lekko wargę zamknąłem drzwi na klucz i ruszyłem w jej stronę zabawnie poruszając palcami. Cofała się aż nie wpadła na stolik, na którym ją przyskrzyniłem. Posadziłem ją na nim i zacząłem całować po szyi i za uchem.
- I co? Mówiłem, że złapie.
- Taką zabawę w berka to ja rozumiem.
- Gdzie Pola?
- Sprzedałam ją.
- Po co?
- Bo miałam na pana wielką ochotę, a Pola raczej jeszcze nie powinna zaczynać swojej edukacji seksualnej.
- Hmmm... Co prawda to prawda. A na jaki styl ma pani ochotę?
- Dobry ,szybki i dość mocny.
- Da się zrobić. A te ściany to są dźwiękoszczelne?
- Nie wiem. Co to za pytanie? - prychnęła śmiechem i ułożyła moje włosy na bok.
- Bo będziesz krzyczeć.
- Yyy nie. - zaśmiała się i zatopiła w moich wargach
- A ja ci mówię, że tak.
- O ile się zakładamy?
- O weekend Poli u jakiejkolwiek ciotki, albo co tam tylko wymyślisz.
- Kusząco.
- Muszę cię w końcu porządne wybzykać ,bo zapomnisz jak to jest. - widziałem jak na jej policzkach pojawiły się czerwone kolory.  - Żartuję ,wyjazd na weekend na Mazury mam ,a ty jedziesz ze mną. A co do bzykania to się zastanowię.
- Wariat.
- Ale za to jaki.... - zatopiłem się w jej wargach ,a potem to na tym stole to samo się potoczyło. Byłem tak jak sobie zażyczyła moja jaśnie panna ostry ,ale nie aż tak i dość szybki aby nikt nas nie nakrył. Właśnie zapukałem spodnie ,a Górska kawałek dalej starała się uspokoić oddech.
- I jak? Nie wyszedłem z wprawy w takich warunkach?
- Absolutnie. Jest zajebiście i tak, czuję się dobrze. Bardzo dobrze.
- A co cię tak nagle wzięło? Zawsze byłaś przeciwnikiem seksu na komendzie. Bo to ryzykowne ,bo dużo uszu ,bo wezwania ,bo Pola.
- W domu też jest Pola i nawet jak śpi to jest ryzyko, że się obudzi i klops. Po prostu miałam pragnienie. Nie wytrzymałabym do piątku.
- Wierzę. - po chwili jednak coś do mnie dotarło. Częste interakcje seksualne, zbyt częste jak na Dagę. Dziś mógł to być impuls ,ochota na coś nowego ,ale to mi się pokrywało z częstymi gadkami o dziecku i znów o dziecko.
- Co się tak patrzysz? Ślinka ci cieknie. - podeszła do mnie aby przetrzeć mi usta swoim palcem.
- Ty to robisz celowo?
- Ale co?
- Nie udawaj , że nie wiesz o czym mówię.
- No nie wiem?
- Nie masz może teraz dni płodnych? Coś mi tu nie gra. Non stop byś się ze mną kochała i to ciągłe gadanie o nowym członku rodziny. - w tym momencie poczułem jej ciepłą dłoń na policzku ,a po chwili trzask drzwi. Wyleciałem za nią i dotarłem do niej po chwili. Szczapiłem jej rękę i odwróciłem w biegu do siebie.
- Zostaw mnie! - dość mocno mi się wyrwała tak , że usłyszałem chrupnięcie w jej łokciu.
- Okej? To źle brzmiało.
- To co ty insynuujesz to źle brzmiało!
- Ale mogłem tak pomyśleć! Dawałaś mi do tego powody!
- Czyli co? Nie mogę tak po prostu się kochać ze swoim facetem? Musi być tam podtekst?
- Nie ,ale Daga!
- Nie chcesz mieć dzieci , zrozumiałam. Nie musisz mi tego setny raz powtarzać. Chociaż wiem , że kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą. - odeszła ,a ja zostałem w miejscu myśląc. Miała rację. Chciałem więcej dzieci ,ale zapierałem się , że tak nie jest. Znaczy nie jest. Teraz nie chcę dzieci. Po co? Mamy Polę ,a kolejne dziecko może coś zepsuć między nami. Z rozmyśleń wyrwała mnie dopiero ręka Dagi! Przecież jej coś w niej chlasnęło i to solidnie. Ruszyłem aby jej poszukać. Wpadłem na nią i Polę, kiedy wychodziły z wydziału. Widziałem jak trzymam się w bolącym miejscu za rękę.
- Zaczekajcie! Daga co jest? Boli cię mocno?
- Nie jest okej.
- Syczysz z bólu.
- Tato! - poczułem szarpnięcie za rękaw i spotkałem na małą - Mamę boli. Widziałam jak płacze.
- Pola!
- No co?! Sama mówisz , że nie wolno kłamać!
- Bo nie wolno. - wskazałem na nią palcem i chwyciłem narzeczoną pod rękę aby wyprowadzić ją z budynku. Pola szła przede mną i Dagą i otwierała nam drzwi. Nasza dzielna bohaterka.
- Tata jedziemy do szpitala?
- Tak trzeba prześwietlić tą rękę.
- Do wujka Bartka?
- Tak ,o i widzisz zajęcie będziesz miała. Otwórz mamie drzwi.
- Tomek to nie jest konieczne.
- Nie dyskutuj. Jest i jedziemy. Pola wskakuj.
Ręka na szczęście nie była złamana ,a przetrącona. Podczas szarpnięcia kulka wyskoczyła ze stawu łokciowego i trzeba było ją nastawić i usztywnić w specjalnej ortezie. Po wszystkim moja dzielna pacjentka dostała coś przeciwbólowego i buziaka ode mnie. Potem w nagrodę wszyscy pojechaliśmy na pizzę oczywiście Pola wybierała i zjadła połowę. Daga wyraźnie nie miała apetytu ani humoru. Siedząc koło mnie nie zamieniła ze mną i małą prawie żadnego słowa. Bałem się , że to jest spowodowane tym jej troską o dalszą rodzinę. Bałem się, że moje słowa naprawdę doprowadziły ją do rozpaczy i błędnych myśli.
Następnego dnia, czwarta rano, mieszkanie Dagmary i Tomka:
- Dagmara –
Maleńka dłoń mojej córeczki wyrwała mnie z bardzo głębokiego snu. Była to dla mnie nowość, bo od dnia, w którym na świat przyszła Pola, mój sen już nigdy nie należał do bardzo mocnych i trwałych. Stało się tak za sprawą mojego wzmożonego instynktu macierzyńskiego.
Tuż przed porodem obawiałam się, że nie poradzę sobie w roli matki. W końcu, mimo ogromnych pragnień posiadania dziecka, miałam z nimi bardzo mało styczności głównie przez zawód jaki wykonywałam. Większość swojego życia spędziłam na komisariacie i dopiero pojawienie się w moim życiu Huberta wraz z Tośką dało mi krótką lekcję macierzyństwa, z której wybrnęłam w kiepski sposób. Cóż, nawet nie duże doświadczenie z córką mojego ex nie miało mi pomóc w opiece nad noworodkiem. Oparciem był dla mnie Tomek, ojciec mojego cudownego dziecka, który każdego dnia powtarzał mi, że będę idealną matką. Na początku kompletnie mu nie wierzyłam. Traktowałam jego słowa jak konieczne pocieszenie ciężarnej, zmagającej się ze strachem przed zbliżającymi się dodatkowymi obowiązkami i bolesnym porodem, o nie oszukujmy się, natura nie była dla kobiet zbyt łaskawa. Przekonałam się o tym w praktyce.
Poród Poli był jednocześnie jednym z najlepszym i  najgorszych przeżyć w moim życiu. Należał do niesamowicie trudnych, gdyż moje dziecko rozwinęło w życiu płodowy okrągłą wagę przeszło czterech kilo. Wyobraźcie sobie, że musicie przepchnąć arbuza przez dziurkę wielkości cytryny. Myślałam, że nudności towarzyszące mi całą ciążę były najgorszym z objawów, ale w porównaniu z porodem, nudności były błogosławieństwem.
Tomek jak obiecał wcześniej, tak towarzyszył mi przez cały czas na porodówce. Oczywiście nie obyło się bez kłopotów, bo ze względu na ciężką akcję, w której Tomek brał udział, do szpitala musiał mnie zawieść nasz kochany asystent dochodzeniowo-śledczy i ojciec chrzestny naszej córki, Janusz Wojtala, który panikował gorzej niż ja i kompletnie nie panował nad kierownicą. Podobnie było już na samej porodówce, gdzie towarzyszył mi do przyjazdu Jawora i ciągle trajkotał o wioskowych zabobonach.
Po czterech godzinach pełnych bólu i mocnego dopingu ze strony Tomka, będącego dla mnie ogromnym oparciem w tamtych chwilach, Pola w końcu zdecydowała pojawić się na świecie. Było dokładnie tak jak mówili mi w szkole rodzenia, gdy tylko ją zobaczyłam, zapomniałam o wszelkim bólu, a łzy szczęścia zalały moją twarz, gdy mogłam trzymać w ramionach moją córeczkę. Strach, który towarzyszył mi pod koniec ciąży, mówiący, że nie poradzę sobie jako matka, przepadł zaraz po tym jak moje dziecko otwarło oczy, a ja zetknęła się z jej delikatną skórą. Od tamtego momentu byłam na wiecznym czuwaniu i zrobiłabym wszystko, aby moje dziecko było zdrowe i bezpieczne.
Pola przebierała nóżkami przed naszym łóżkiem, oddychając ciężko. Gdy tylko doszło do mnie, że moja córka domaga się matki, otworzyłam szeroko oczy z trudem siadając na łóżku i włączyłam lampkę nocną stojącą na szafce. W pomieszczeniu zapanował półmrok. Tomek śpiący za mną przekręcił się na w  drugą stronę i mruknął niezrozumiałe słowa skierowane prawdopodobnie do mnie, ale nie miałam czasu dopytywać go o ich znaczenie. Moja córka mnie potrzebowała. Zdrową ręką sięgnęłam przysunęłam dyszącą Pole do siebie.
- Co się stało kochanie? Nie możesz spać? Śniło ci się coś niedobrego? – dopytywałam córkę, która wdrapała się na moje kolana.
Była cała spocona, a pojedyncze kosmyki ciemnych włosów, które odziedziczyła po Tomku, przyklejały się do jej czoła. Przerażona natychmiast przyłożyłam dłoń do jej czoła w celu sprawdzenia jej temperatury. Pola była cała rozpalona i przechodziły ją dreszcze. To był trzeci raz w przeciągu dwóch miesięcy, kiedy moje dziecko było chore.
- Mamusiu, boli mnie brzuszek. – wyszeptała delikatnym głosikiem i przetarła zaspane oczka, wtulając się mocniej w moje ciało.
Przysunęłam ją bliżej siebie i owinęłam szczelnie kocem, pod którym spałam.
- Mamusia zaraz pomasuje ci brzuszek i na pewno przejdzie. – dotknęłam jej niewielkich rozmiarów brzucha i zaczęłam jeździć po nim dłonią, chcąc pomóc mojej córce pozbyć się dręczącego ją bólu.
Obawiałam się, że to nie miało wystarczyć, dlatego mimo bólu ręki, którą wczoraj przetrąciłam z pomocą mojego narzeczonego, wzięłam Pole na ręce i poszłam z nią do kuchni, gdzie trzymaliśmy lekarstwa. Położyłam córkę na kanapie w salonie i odeszła, aby przygotować dla niej termofor i lekarstwo.
- Poleżysz chwilkę sama, a mama znajdzie w szafce coś na brzuszek, dobrze?
- Dobrze mamusiu.
W ciągu pięciu minut byłam z powrotem przy moim dziecku. Włączyłam Poli telewizor, przełączając na jej ulubiony kanał z bajkami i zmierzyłam jej temperaturę. Uderzyła mnie kolejna fala strachu, gdy termometr pokazał prawie trzydzieści dziewięć stopni gorączki. Czułam, że wyjazd na Mazury miał nie wypalić. Podałam córce lekarstwa na obniżenie temperatury, położyłam na jej brzuszku cieplutki termofor, pocałowałam ją w czółko i skierowałam się do sypialni z zamiarem obudzenia Tomka.
- Tomek wstawaj. - szarpnęłam narzeczonego delikatnie za ramię. Podziałało, bo Jawor obudził się kilka sekund później. Był równie zaspany, co ja.
- Daga? Co się dzieje? – spytał, unosząc głowę do góry i patrząc na mnie oburzonym wzrokiem. Zawsze robił tą swoją minę,  gdy śmiałam wyrwać go ze snu. – Która godzina? Czemu ty nie śpisz?
- Po czwartej. – odpowiedziałam i usiadłam na krawędzi łózka, gdy Tomek zrobił mi miejsce. – Z naszego weekendu na Mazurach nici. Pola znów ma gorączkę.
- Cholera. – przeklął pod nosem i podniósł się na łokciu. – To już nie jest trzeci raz w tak krótkim czasie?
- Mhm. – mruknęłam. – Dałam, jej coś na obniżenie temperatury, ale nie wydaje mi się żeby to miało pomóc. Jest cała rozpalona Tomek. Ma dostać kolejny antybiotyk? Wiesz, że nie chce nic jeść jak jest chora. Jest taka szczuplutka.
- Wczoraj zjadła połowę pizzy.
- Po tym jak cały dzień nic nie jadła. Nie podoba mi się to.
- Przesadzasz.
- Wyciągam wnioski Tomek. Z naszą córką dzieję się coś niedobrego, a ty nie chcesz przyznać mi racji. – powiedziałam oburzona i wstałam z łóżka. Wciąż byłam na niego wściekła za to, co powiedział mi wczoraj na komendzie. – Gdzie masz kluczyki?
- W kurtce w przedpokoju. Co chcesz zrobić?
- Jak to co? Jadę z Polą do lekarza.
- Daga, jest czwarta rano. – wywróciłam oczami na słowa Tomka, machnęłam na niego ręką i wyszłam gwałtownie z sypialni. Słyszałam jego głośne tupanie tuż za mną, ale nie miałam zamiaru się odwracać. – Może powinniśmy poczekać. Mówiłaś, że dopiero dałaś jej coś na zbicie temperatury. To nie jest jej pierwsza choroba. Nie róbmy z siebie panikujących rodziców.
- Właśnie. – odwróciłam się do Tomka, mocno ściszając głos, aby córka nie usłyszała naszej kolejnej kłótni. – W ciągu dwóch miesięcy była chora już dwukrotnie. Tydzień temu skończyła brać antybiotyk, a dziś znów ma wysoką temperaturę. Nazywaj mnie jak chcesz, ale ja wiem, że z nią dzieje się coś nie tak. Czuje to.
- Zachowujesz się jak wtedy.
- Co? Kiedy?
- Gdy byłaś w ciąży z Polą. Pamiętasz jak się kłóciliśmy zanim nie zrobiłaś testu? Teraz jest dokładnie tak samo.
- Nie martw się, nie jestem w ciąży. – rzuciłam oschle w stronę Tomka, czując jak napływają mi łzy do oczu. Nie wiedziałam, co było powodem tego, że nie chciał mieć drugiego dziecka, a przecież sześć lat temu mówił, że chciałby, aby nasza córka miała rodzeństwo. Teraz zachowywał się kompletnie inaczej.
- Skąd masz pewność? Nie robiłaś testu, a z tego co mi wiadomo u ginekologa też nie byłaś.
- Ale nie rzygam jak kot i nie mam mdłości. Miałam okres jakiś… - zatrzymałam się próbując odnaleźć w głowię datę mojej ostatniej miesiączki i zamarłam. Tomek znieruchomiał i wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami, oczekując odpowiedzi. Musiałam szybko cos wymyślić. - …jakieś trzy tygodnie temu. – zająknęłam się i skłamałam mu prosto w twarz.
Może nie dręczyły mnie poranne nudności i wymioty, ale wahania nastrojów i kłótnie, które zasugerował mi Tomek były prawdą. Minęłam mojego narzeczonego w korytarzu i podeszłam do szafy, aby przygotować się do wyjazdu. Mogli nazywać mnie matką panikarą, ale ja tylko pragnęłam, aby mojego dziecko było zdrowe. Zresztą Tomek też. Był dobrym ojcem, a Pola była dla niego całym światem, ale czasami po prostu musiał postawić na swoim.
Jawor zjawił się w sypialni zaraz za mną i spojrzał na mnie nieco łagodniejszym wzrokiem.
- Poczekaj. – pomógł mi założyć bluzkę, bo z ręką w ortezie ciężko się ją zakładało. – Pojadę z wami.
- Nie. – zaprzeczyłam szybko i sięgnęłam po spodnie. – Poradzimy sobie. Ty musisz być rano na komendzie, a ja wezmę urlop i zostanę z Polą. Będziemy się zmieniać z Wojtalą, gdy będzie trzeba.
- Jak chcesz. – Tomek odpuścił.
Wiedział, że spieranie się ze mną nie miało kompletnie żadnego sensu. Podobnie jak on byłam uparta jak osioł i nie potrafiłam odpuścić.
- Pomożesz Poli się ubrać?
- Tak. Zaraz to zrobię.
- Dziękuje. – powiedziałam, obserwując go kątem oka. Tomek już miał wyjść z sypialni, kiedy zawahał się i odwrócił w moją stronę.
- Daga?
- Co? – rzuciłam wrednie w jego stronę walcząc z nogawką spodni. Trzeba było ubrać sukienkę. Byłoby mniej kłopotu.
Jawor podszedł do mnie i odwrócił mnie ku sobie. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy, ale w końcu zmusił mnie do tego podnosząc moją brodę ku górze. Pocałował mnie czule w usta.
- Powiedziałem wczoraj o wiele słów za dużo, a ty odebrałaś to w zły sposób. – zaczął z troską w głosie. – To nie tak, że nie chcę mieć z tobą drugiego dziecka. Oczywiście, że chce, ale myślałem, że możemy jeszcze zaczekać.
- Tomek, na co? – spytałam ostrzej niż zamierzałam. – Pola ma prawie sześć lat, a ja jestem po czterdziestce. To ostatni dzwonek na to, abym mogła zajść w ciąże. Nie chcę tego odwlekać i narażać siebie, a także dziecko na jakieś komplikację. Zrozum to.
- Rozumiem. – przyznał i potarł kciukiem mój policzek. – Chcę żebyś wiedziała, że jeśli jesteś w ciąży, masz mi o tym od razu powiedzieć. Nie będę na ciebie wściekły, ani zawiedziony. Będę się cieszył tak samo jak wtedy z Polą. Już jestem szczęśliwy.
Tomek położył swoją dużą dłoń na moim brzuchu i potarł go delikatnie przez koszulkę. Opuściłam głowę, aby spojrzeć na jego rękę, a moje serce wypełniło się szczęściem. Być może wczoraj źle odebrałam jego intencję.
- Kocham cię, moja przyszła żono. – uśmiechnęłam się na dźwięk jego słów.
- Ja ciebie też, mój przyszły mężu. – pocałowałam go namiętnie. – Idź ubierz Pole, a ja zaraz do was dołączę.
- Jesteś pewna, że chcesz jechać sama?
- Tak, damy sobie radę. Nie jesteśmy już małymi dziewczynkami.
- Uważajcie na siebie.
- Dobrze tato.
Tomek ubrał Pole w ekspresowym tempie. Nasza córka z każdym kwadransem zaczynała się czuć coraz gorzej, a gorączka mierzona poł godziny temu podskoczyła znów do góry. Zapakowaliśmy Pole do samochodu, pożegnaliśmy się z Tomkiem i ruszyłam w stronę szpitala. Ze względu na wczesną godzinę drogi były praktycznie puste i droga do szpitala miała mi zająć zdecydowanie mniej czasu niż w ciągu dnia.
Jadąc nadal rozmyślałam nad datą ostatniej miesiączki. Byłam tak zafiksowana na kolejne dziecko, że nie pamiętałam nawet czy miałam w ostatnim czasie okres. Poza tym ciągłe choroby Poli dawały nam nieźle w kość i brak miesiączki mógł być tego efektem. I tak musiałam to sprawdzić. Postanowiłam, że jak tylko będziemy wracać, wstąpię do apteki i kupię test ciążowy, aby potwierdzić  to co powoli stawało się rzeczywistością. W głębi duszy bardzo się cieszyłam, ale z drugiej strony bałam się, że drugie dziecko popsuje wszystko między mną i Tomkiem. Nie wiedziałam czy mówił prawdę o radości wypełniającej go na myśl o drugim dziecku, czy po prostu udawał przede mną. On i Pola byli dla mnie całym światem. Nie wyobrażałam sobie rozstania z Jaworem szczególnie, że niedawno się zaręczyliśmy.
Byłam tak pochłonięta swoimi myślami, że nie zauważyłam śledzącego nas samochodu. Czarny Mercedes, który kilka minut wcześniej dostrzegłam w lusterku wstecznym siedział mi prawię na samym tyłku podczas, gdy droga była zupełnie pusta i nawet nie zamierzał nas wyprzedzić. Przypomniały mi się dziwne telefony do Tomka z nieznanych numerów. Mój narzeczony na pytanie o nie tłumaczył się, że wydzwaniają do niego jacyś telemarketerzy, ale szybko próbował zmieniać temat i robił się przy tym bardzo spięty. Wiedziałam, że próbował mnie zbyć, bo wszystkie potencjalne numery od naciągaczy mieliśmy poblokowane, lecz nie chciałam się z nim kłócić o kolejną głupotę, a nie miałam powodów, aby podejrzewać go o romans. To było śmieszne. Musiałam cierpliwie poczekać, aż mój przyszły mąż w końcu odważy się wyznać mi prawdę.
Samochód w końcu zdecydował się nas wyprzedzić. Katem oka spojrzałam na śpiącą w foteliku Pole, jakby przeczuwając niebezpieczeństwo. Moje dłonie zacisnęły się mocniej na kierownicy, gdy Marcedes zrównał się z moim Renaultem, którego kupiliśmy z Tomkiem zaraz po narodzinach Poli i służył nam jako samochód rodzinny. Nie mogłam zobaczyć kto jest w środku, bo szyby były mocno ściemnione. Wiedziałam, że czekają mnie kłopoty. Ktoś siedzący w drugim samochodzie nawet nie miał zamiaru mnie wyprzedać, dlatego wdepnęłam pedał gazu do samej podłogi i wyrwałam do przodu jak oszalała mając w głowię tylko jedno: ratować moje dziecko. Mercedes pojął co się święci i podobnie jak ja popędził do przodu. Modliłam się, aby udało mi się dojechać do najbliższego zjazdu zanim ten człowiek mnie dogoni. Silnik warczał jak oszalały, a ja z całych sił próbowałam wykrzesać w nim jeszcze więcej mocy czując jak łzy cisną mi się do oczu.
Przez moment pomyślałam, aby zadzwonić do Tomka, jednak odrywanie rąk od kierownicy w takiej chwili byłoby kretyńskim pomysłem. Nagle wszystko zaczęło składać mi się w całość. Głuche telefony z nieznanych numerów, Tomek upewniający się często, czy jesteśmy bezpieczne, jego dziwne i spięte zachowanie i teraz ten samochód, który próbował zepchnąć nas z drogi. Ktoś szantażował Jawora, a on nie chciał mi o niczym powiedzieć dla mojego bezpieczeństwa. Chciał wszystko załatwić po cicho. Boże, Tomek coś ty narobił? Dlaczego o niczym mi nie powiedziałeś?
Mercedes dogonił nas jeszcze przed zjazdem. Spojrzałam w boczną szybę i zobaczyłam jak samochód zbliża się do mojego Renaulta. Oblał mnie zimny pot i strach o życie Poli oraz dziecka, które być może rosło w moim łonie. Ostatnie co zapamiętałam to głośne i mocne uderzenie, własny krzyk i koziołkujący samochód. Później świat stał się czarny.
W tym samym czasie w mieszkaniu Jawora.

Historie oparte na kłamstwie || #SWK ||.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz