Odcinek Specjalny #2

704 19 18
                                    

Część druga:
Siedem tygodni później:
- Dagmara -

Weszłam do szpitalnego pokoju córki z dwoma nowymi książkami w rękach od Tomka, pluszakiem przypominającym króliczka, od wujka Wojtali i kubkiem świeżo zaparzonej, malinowej herbaty. Cienkie ucho naczynia, wykonane z jakiegoś kiepskiego materiału, zaczynało okropnie parzyć mnie w palce, ale ze względu na dziecięcą wyprawę w drugiej ręce, nie mogłam go tak po prostu przełożyć i uratować się od lekkiego sparzenia. Musiałam wytrwać do końca drogi przez pokój do łóżka córki i dopiero tam odłożyć naczynie na szafkę.
Mimo późnej pory Pola nie spała. Szpitalny zegar wybijał godzinę dwudziestą drugą, a nasza mała kruszynka wcale nie zamierzała zasnąć. Otulona kocykiem, który przywieźliśmy z Tomkiem z jej pokoju i przytulona do sporej kolekcji nowych maskotek, które w większości dostawała od Wojtali, z utęsknieniem w oczach wypatrywała mnie w drzwiach. Gdy tylko znalazłam się obok jej łóżka i odstawiłam kubek z gorącą herbatą na szafkę, robiąc przy tym nieźle zabawną minę, Pola roześmiała się uroczo i podskoczyła na łóżku, aby dotknąć mojej dłoni.
- Nic ci się nie stało mamusiu? - zapytała swoim dziewczęcym głosikiem, wypełnionym dziecięcym rozbawieniem.
- Nie kochanie. - odpowiedziałam natychmiast, a na moich ustach pojawił się lekki uśmiech. - Kubek był za gorący i troszeczkę się sparzyłam, ale za chwilkę mi przejdzie.
- To dlatego nie pozwalasz mi nosić ciepłej herbatki w domu?
- Tak aniołku. Mama nie chcę żebyś zrobiła sobie krzywdę.
- Ale miałaś śmieszną minę. - zauważyła moja rezolutna dziewczynka. - I machałaś tak śmiesznie ręką. Po co?
- Żeby szybciej przestało mnie boleć.
- Boleć? A przed chwilą mówiłaś, że nic ci się nie stało? - jej urocze oczka, które kolorem były bardzo zbliżone do oczu Jawora, zawęziły się i spojrzały na mnie uważniej, jakby szukały kłamstwa. - Tatuś mówi, że nie wolno kłamać.
Pola wygięła swoje usta w podkówkę i spojrzała na mnie groźnym wzrokiem. W takich momentach widziałam jak wiele moja córka przejęła od Tomka. Była jego kopią tylko w damskim wydaniu. Zastanawiało mnie jak wiele i po kim przejmie nasz drugi maluszek, który na razie rozwijał się bez żadnych problemów i miałam nadzieje, że tak pozostanie do czasu rozwiązania.
- I ma rację. Nie wolno kłamać, a mamie nic się nie stało. Widzisz? Już mnie nie boli. - ucałowałam córkę w czółko i położyłam jej na kolanach nowe prezenty.
- Ojej! - pisnęła szczęśliwa widząc biało-różowego króliczka z długimi uszami i dzwoneczkiem na szyi. - Jaki ładny króliczek!
- Wujek Janusz kazał ci go przekazać. - popędziłam z tłumaczeniami, patrząc z czułością na mojego chorego aniołka. - I powiedział mi jeszcze, że w domu czeka na ciebie taki sam tylko o wiele większy.
- Super!
- Teraz musisz wybrać mu imię.
Pola przez kilka chwil myślała nad wyborem imienia dla maskotki. Obracała pluszaka we wszystkie strony, jakby szukała dla niego odpowiedniej nazwy. Widziałam w jej oczach, że króliczek od Wojtali bardzo jej się spodobał. Janusz zawsze wiedział, co sprawiało jej radość, szczególnie, że nasza mała kruszynka od okresu niemowlęcego uwielbiała króliczki, a cały jej pokój był wypełniony tymi maskotami w każdym możliwym kącie.
- Myślę, że Stuart będzie w porządku. - powiedziała dumnie, zwracając się w moją stronę.
- To tak samo jak ta myszka z tego filmu, co oglądaliście z tatą? - zapytałam, udając przed córką, że nie do końca wiem o co chodzi.
Pola chyba chwyciła moją grę, bo od razu zaczęła swoją opowieść z ogromnym zadowoleniem na twarzy. W końcu mogła podzielić się ze mną czymś, czego do końca nie wiedziałam, a przynajmniej tak sądziła moja córka. Radość w jej oczach była najpiękniejszym prezentem w tych okolicznościach.
- Tak! - krzyknęła entuzjastycznie, unosząc swoje szczupłe rączki do góry. - Tatuś powiedział, że musiałaś iść do pracy, a ja byłam smutna. I wtedy powiedział mi, że obejrzymy fajną bajkę i nawet nie zauważę jak szybko minie czas do twojego powrotu. I ta bajka była taka super! Siedzieliśmy z tatusiem i jedliśmy owoce, bo słodyczy nie pozwalasz przed obiadem.
- I słusznie. - wtrąciłam się między słowa mojego dziecka, które wypływały z jej ust w szaleńczym tempie. - Tata ma u mnie dużego plusa.
- Mamusiu? Myślisz, że to imię pasuje do tego króliczka?
Oparłam się na łokciu i przyglądałam przez moment maskotce. Mruczałam przez chwilę, udając dogłębne zainteresowanie i zastanowienie się nad problemem Poli. Podniosłam jedno ucho do góry, dotknęłam łapek maskotki, aby moja kruszynka widziała, że wzięłam jej pytanie bardzo poważnie.
- Jest biały jak ta myszka, ma podobny pyszczek, więc chyba tak. - odpowiedział i puściłam do niej oczko, a Pola przytuliła mocno nową maskotkę do piersi. - Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent. Od taty. - dodałam, a mój mały aniołek zerknął szybko na swoje kolana, gdzie leżały książeczki.
- Nowe historie! - znów krzyknęła głośno, a ja nie miałam serca jej uciszać ze względu na ciszę nocną. Chciałam jak najdłużej nacieszyć się radością własnego dziecka. - Kocham tatusia! Poczytasz mi mamusiu?
- Pod warunkiem, że grzecznie pójdziesz spać.
- No dobrze.- Pola nie była do końca przekonana tym pomysłem, ale zgodziła się i już po chwili leżała na materacu ze Stuartem w rękach.
Jedną z książek odłożyłam na szafkę nocną, aby czekała na swoją kolej. Drugą wzięłam do ręki i otworzyłam na pierwszej stronie. Razem z Tomkiem szukaliśmy tej książki blisko tydzień przekopując cały internet. Ciągle brakowało jej na półkach w całym Wrocławiu, a gdy tylko Jawor dostał telefon z księgarni, w której zostawił swoją wizytówkę na wypadek dostawy, od razu kazał ją zarezerwować, urwał się z komendy i pognał na drugi koniec miasta w największe korki, aby zrobić prezent jego cudownej królewnie.
- Dawno, dawno temu, za siedmioma górami i siedmioma lasami... - zaczęłam czytać, co chwilę zerkając z ukosa na Pole.
Od wypadku, który miał miejsce w drodze do szpitala, minęło około siedmiu tygodni. Od tamtego dnia całej nasze życie, po raz kolejny, wywróciło się do góry nogami. W jednej chwili dowiedziałam się o tajemnicach skrywanych przez Jawora, który nadepnął na odcisk nie odpowiednim ludziom i starał się na własną rękę odciąć od tej sprawy, nie chcąc mieszać w to wszystko mnie oraz naszej córki w obawie o nasze życie. Patrząc na to z perspektywy czasu, wcale nie wyszło mu to na dobre. Tamtego, feralnego dnia i ja i Pola miałyśmy zginąć. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Ani ja, ani moja córka nie odniosłyśmy jakiś szczególnych obrażeń, ale za to dowiedzieliśmy się wraz z Tomkiem, bardziej wstrząsających rzeczy, które miały się za nami ciągnąć całymi latami.
Pola była chora. I to nie byle jak. Nasza mała kruszynka chorowała na ostrą białaczkę limoblastyczną, jedną z najbardziej popularnych białaczek diagnozowanych u małych dzieci. Początkowo był to dla nas szok i to tak wielki, ze ja będąc po wypadu jeszcze tydzień w szpitalu, przepłakałam niemal każdą noc, a długie godziny w ciągu dnia spędzałam z moim dzieckiem na oddziale. Tomek również był rozjechany emocjonalnie. Starał się nie dawać po sobie tego poznać i wspierać mnie najlepiej jak tylko mógł, ale widziałam jak sporo go to kosztuje i jak bardzo stara się robić wszystko, abym nie widziałam jego załamania. Po raz pierwszy od wielu lat widziałam w jego oczach łzy. Ostatni raz kiedy Jawor płakał było to zaraz po porodzie naszej córeczki. Nie mógł powstrzymać łez i wielokrotnie powtarzał mi, że obdarzyłam go największym błogosławieństwem. Tym razem, mój narzeczony płakał z bezsilności jaka na niego spadła. Nie mógł zrobić nic, aby uratować nasze dziecko i widziałam jak bardzo go to boli. Mogliśmy tylko czekać, a czekanie było tu najtrudniejsze.
Wstępne rokowania były pomyślne. Od pierwszego dnia diagnozy lekarze wdrożyli plan leczenia i przygotowali naszą Pole do chemioterapii oraz poszukiwania dawcy szpiku. Pod uwagę braliśmy wszystkie możliwe osoby, dlatego nie zastanawiając się ani chwili, w pierwszej kolejności poprosiliśmy nasze rodziny o zrobienie badań na zgodność. Niestety, najbliżsi, którzy nam zostali nie mogli być dawcami. Po długiej rozmowie zdecydowaliśmy z Tomkiem, że poprosimy o pomoc naszych przyjaciół z komendy. Zrobiliśmy zebranie, na którym spotkaliśmy się wszyscy razem. Jawor odwalił czarną robotę za mnie informując wszystkich stanie zdrowia Poli. Mnie zawiązało się gardło z powodu nagromadzonych emocji i nie mogłam wyksztusić ani słowa. Oczywiście wszyscy bez wyjątku, jak jeden brat zgodzili się zbadać dla naszego dziecka. Robili to stopniowo. Najpierw Latoszek z Kopczykiem, później Kubis i Jagiełło wraz z Kingą, Bolem i Wojtalą, a na końcu Wach z Walczakiem i resztą komendy. Wszyscy mieli dobre intencję, ale skończyło się na tym, że i tu żaden z nich nie mógł zostać dawcą. To był cios, po którym ja znów wylądowałam w szpitalu z powodu mojej drugiej ciąży. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a nasze maleństwo dzielnie walczyło, aby utrzymać się w moim brzuchu.
Tak. Byłam w drugie ciąży i to była kolejna wstrząsająca, lecz pozytywna wiadomość, o której dowiedzieliśmy się zaraz po wypadku wraz z Tomkiem. Znów nie wiedziałam, ze od ponad trzech miesięcy rośnie we mnie nowe życie. Nawet nie podejrzewałam, że jestem w stanie tak sprawnie zajść w ciąże i mieć ją na tyle silną, że przetrwała ten nieszczęsny wypadek. Nasza mała fasolka była bohaterem, który nie zamierzał się poddać, a dotrwać do końca i przyjść na ten świat sprawiając, że po raz kolejny staniemy się najszczęśliwszymi ludźmi na tej ziemi. Nawet w obliczu tragedii jaka nas dotknęła. Od samego początku byłam pod stałą opieką ginekologa, który kazał mi się zgłaszać na wizyty kontrolne częściej niż powinnam. Właśnie dlatego od kilku dni wiedzieliśmy, że tym razem urodzę chłopca, któremu staraliśmy się wstępnie wybrać jakieś imię. W obliczu choroby naszej córki było to bardzo ciężkie zadanie.
Pola od siedmiu tygodni przebywała na oddziale. Warunki były tu dość surowe i restrykcyjne pod względem ochrony małych pacjentów, dlatego zadecydowaliśmy wraz z Tomkiem, że to ja będę spędzała większość czasu z Polą, aby nie robić nie potrzebnego zamieszania. Jawor i tak musiał chodzić do pracy, a ja ze względu na stan naszego dziecka i moją ciąże, zdecydowałam się pójść na zwolnienie, które Kubis przyjął z ogromnym entuzjazmem. Chemia, którą dostawała nasza córka była bardzo obciążająca dla jej i tak słabego już organizmu, ale Pola znosiła chorobę bardzo dzielnie i wcale nie musieliśmy korzystać z pomocy psychologa dziecięcego. W bardzo krótkim czasie straciła większość swoich włosów, które w ostateczności obcięliśmy z pomocą pielęgniarek, gdyż moja dziewczynka nie mogła wychodzić poza szpital. Długotrwałe i głębokie spadki odporności narażały ją na dodatkowe choroby, które mogłyby zniszczyć jej organizm i doprowadzić do jej śmierci. Nie chcieliśmy ryzykować. Pola była naszym oczkiem w głowię i jej wyleczenie było dla nas ogromnym priorytetem. Wymagała izolacji, a wszelkie rozmowy z wujkiem Januszem czy ciocia Kingą, a także pozostałymi, odbywały się poprzez wideokonferencje. Całe szczęście, rokowania były bardzo pomyślne, a lekarze zapewniali nas, że nasza dziewczynka obroni się jak prawdziwy bohater. Obydwoje naszych dzieci walczyło jak lwy, a byliśmy z nich ogromnie dumni.
Gdy odwróciłam swój wzrok od wersów czytanej książki, Pola już smacznie spała, a jej oddech po raz pierwszy od dłuższego czasu był miarowy i spokojny. W moich oczach stanęły łzy szczęścia. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i zrobiłam córce zdjęcie. Nie wyszło najwyraźniej, bo nie mogłam użyć flesza, ale i tak zamierzałam wysłać je do Tomka.
„Tomek! Jej oddech jest taki spokojny. Nie mogę przestać go słuchać. Spójrz jak ślicznie śpi. Aha, kazała ci przekazać, że bardzo cię kocha i już nie może doczekać się waszego spotkania. Dobranoc kochanie. Widzimy się jutro."
Wysyłałam mms'a z krótką notatką do Jawora i odłożyłam telefon na szafkę stojącą blisko łóżka naszej córki. W oczekiwaniu na odpowiedź od ukochanego poprawiłam Poli kroplówkę tak, aby nie zaplątała jej się podczas snu, okryłam ją cieplej jej ulubionym, mięciutkim kocykiem, towarzyszącym dziewczynce od dnia narodzin i pogłaskałam jej główkę. Kilka minut po tym jak usiadłam na łóżku przygotowanym specjalnie dla mnie, dostałam odpowiedź od Tomka.
„Daga, nie mogłaś mnie bardziej uszczęśliwić. Ta wiadomość sprawiła mi tak wiele radości, że nie mogę doczekać się naszego jutrzejszego spotkania. Tęsknie za wami. Za całą waszą trójką. Mam nadzieję, że mały nie dokucza ci bardzo. Wczoraj jak spałaś, wydawało mi się, że poczułem jego ruchy, ale może to tylko złudzenie. Kocham was. Do zobaczenia jutro."
Z uśmiechem na ustach położyłam się na łóżku i upiłam letnią herbatę. Zasnęłam patrząc na spokojny sen mojego dziecka.

Historie oparte na kłamstwie || #SWK ||.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz