"On"

1.5K 130 23
                                    

Znacie ten ból, gdy czujecie, że niedługo dostaniecie najwspanialszy prezent na świecie, a kiedy zbliża się ten cudowny moment czujecie tylko rozczarowanie? To właśnie czuł Tony, gdy tylko przekroczył próg sali konferencyjnej, widząc na skórzanym fotelu, starego, pół łysego mężczyznę w szarym, szytym na miarę garniturze.

Tony całą trasę do firmy przemilczał. Nie pamiętał praktycznie sekundy z czasu spędzonego w limuzynie. Interesował go tylko delikatny ból na nadgarstku.

-Tylko proszę, bądź taktowny. To naprawdę ważny kontrakt.- w drodze do firmy Pepper nie jednokrotnie powtarzała mu te same słowa.

Jakie to ważne, jak ma się zachować, co mówić, co robić. A przecież to nie było pierwsze takie spotkanie Tony'ego. Firma należała do niego od dwóch lat i pomimo bezczelnego zachowania względem niektórych, jeszcze nigdy nie zawiódł ojcowizny.

Czarne linie piekły go coraz bardziej z każdym przebytym przez limuzynę metrem. A jednak podobało mu się to. Do czasu aż nie wszedł do sali. Czyżby tatuaż się pomylił? Czy po prostu chciał zadręczyć swojego właściciela, dając mu złudną nadzieję? W tamtej chwili zapragnął wrócić do wieży i odciąć sobie ten fragment ciała. A przecież to absurd.

Po kilku chwilach siłowania się z myślami i następnych momentach spędzonych na podstawowych wymianach grzeczności- i chyba ani Pepper, ani Tony'ego nie interesowało to, że ich gość nie zna ich języka-, do pomieszczenia ktoś wszedł. Tony odwrócił się a jego serce zabiło szybciej.

W postać Tony'ego wpatrywały się intensywnie błękitne oczy lekko przykryte przez przydługie blond włosy, które od razu po przekroczeniu progu, zostały zaczesane do tyłu przez zabandażowaną dłoń. Elegancki garnitur leżał idealnie na jego ramionach, chociaż Tony przyznał, że był bardziej swobodny niż oficjalny. Mężczyzna był może rok starszy od Starka ale był zdecydowanie tego samego wzrostu. Ogolona tego samego ranka twarz gościła na sobie szeroki uśmiech.

-Witam, nazywam się Steven Rogers.- wyciągnął rękę w kierunku zesztywniałego geniusza, któremu, na szczęście, nie zabrakło rozumu, by odpowiedzieć podobnym gestem.- Jestem asystentem pana Gallardo. Niestety mój szef nie rozumie angielskiego więc pozwoli pan, że będę państwa tłumaczył.

-Oczywiście. To żaden problem.- Tony sam nie mógł uwierzyć, że wydobył z siebie poważny, nie piskliwy, głos a w spodniach nie zrobiło mu się ciasno.

Mimo wyrzutów sumienia, że zaniedbuje swoją bratnią duszę, często gościł w swojej sypialni nieznanych ludzi, z którymi spędzał noc, a potem zostawiał bez kontaktu. Jednak teraz tak nie było. Jakby wszystko na co chciał patrzeć przy tym człowieku znajdowało się w jego obłędnie błękitnych oczach.

Rozmowa przebiegła bardzo sprawnie i bez komplikacji. Tony z fascynacją słuchał głosu Stevena, który raz brzmiał po angielsku a po chwili po hiszpańsku. Warunki współpracowania firm zostały zaakceptowane przez obie strony.

-To naprawdę wielka szansa dla Gallardo Company. Pan Gallardo dziękuje i ma nadzieję na owocną współpracę.- Steven przetłumaczył ostatnie słowa swojego pracodawcy a potem zaraz za nim wsiadł do limuzyny.

Tony wszedł z powrotem po budynku, gdzie przy recepcji czekała na niego jego asystentka. Patrzyła na niego podejrzanie a jej zielone oczy zdawały się wiercić dziurę w duszy Tony'ego. Chciał zapytać, jednak czując nadchodzącą burzę teorii, pytań i błędnych wniosków, którymi kobieta czasami zalewała Starka, odpuścił. Zamiast tego, wpakował się do swojej limuzyny i w pośpiechu wrócił do wieży, chcą jak najszybciej dowiedzieć się czegoś więcej na temat tajemniczego blondyna.

-Jarvis, wyszukaj. Hiszpania, Gallardo Company, Steven Rogers, kto to?- rzucał słowa w pustą przestrzeń, jakby to ona miała dać mu odpowiedzi na wszelkie pytania.

Często tak robił. Ta przestrzeń była mu najlepszą przyjaciółką. Nie wyśmieje, nie wygada, wysłucha, poklepie po ramieniu niewyczuwalną macką, doradzi ciszą, oczyści umysł z nieprzyjemnych myśli. Lubił tą przestrzeń, zwłaszcza gdy pokrywał ją mrok. Ciemna, pusta przestrzeń. Trochę psychiczne. Ale to lubił. W mroku zawsze ukrywał najwstydliwsze sekrety. To właśnie on słuchał jego płaczu, gdy jego przyćmiony alkoholem lub innymi używkami umysł, chciał wylać z siebie ból i przekleństwo posiadania gdzieś w świecie bratniej duszy, której nie mógł znaleźć.

-Sir, pan Rogers ma 22 lata. W wieku 19 lat zaczął uczęszczać na Akademię Sztuk Pięknych, gdzie uczył się dwa lata. Po pierwszym roku zaczął pracę w Gallardo Company, gdzie pracuje już drugi rok. Aktualnie mieszka na Brooklynie i zajmuje się mniejszą częścią firmy pana Gallardo.

Tony nic nie odpowiedział. Usiadł na czerwonej kanapie w swoim warsztacie i zaczął bawić się jednym z kilkunastu śrubokrętów, których nigdy nie odkładał na wyznaczone do tego miejsca a potem dziwił się, że nie może ich znaleźć. Siedział w milczeniu aż do warsztatu ktoś nie wszedł. Nawet się tym niezainteresował. Patrzył w ekran przedstawiający Stevena Rogersa, młodego mężczyznę, który zawrócił mu w głowie.

-Tones?- dopiero gdy usłyszał głos swego przyjaciela, odłożył niedbale narzędzie na kanapę, potem będzie się zastanawiać gdzie go położył, i podszedł do Rhodleya.

-Hej

-Kto to?- mężczyzna wskazał na zdjęcie wyświetlające się na pół przezroczystym, szklanym ekranie.

-Nikt taki

-Nikt taki, hm? To czemu gapiłeś się na niego przez ostatnie pół godziny, że aż ci ślinka ciekła.

-Pół godziny?

-Może i dłużej ale na moich oczach to było pół godziny. Nawet na mnie nie zwróciłeś uwagi.- zaśmiał się i oparł dłonie na klatce piersiowej.- Więc? Kto to jest? Twoja nowa zdobycz z jakiejś imprezy?

Tony poczuł lekkie zażenowanie. Nie lubił gdy ktoś zauważał jego słabości, a ten blondyn zdecydowanie zaliczał się do tej kategorii. W dodatku w pewien sposób irytowało go określenie "zdobycz" w odniesieniu do Rogersa.

-Steven Rogers, asystent właściciela Gallardo Company.

-A czemuż to przyciągnął twoją uwagę?

-Nie wiem.- był w zupełności szczery ze sobą, a to było rzadkością. Tatuaż na nowo zaczął go piec.

Soulmate / StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz