Po dwóch bolesnych dniach, gdyż Steve spędzał noce na niewygodnej kanapie, od której bolał krzyż, w końcu zdecydowali się wrócić do Nowego Yorku z dala od natrętnych reporterów. W tym czasie zdążyli poważnie porozmawiać. Steve wyznał, że jego rodzice nigdy nie wiedzieli o jego "drugim" życiu, a jedyną osobą, której się z tego zwierzył był Bucky, który z początku był temu zbyt przeciwny by trzymać to w tajemnicy przed jego rodzicami. Uważał to za okres buntu ale Steve był raczej spokojnym człowiekiem, nawet w czasie dorastania.
Dlatego Tony, ubrany w zbroję, w końcu objął Steve'a i odleciał w romantyczny, powietrzny spacer w świetle zachodzącego słońca. Przynajmniej on to tak widział, bo Steve nawet nie patrzył na niebo. Ile on się wcześniej natłumaczył, że nie lubi latać, lecz Tony go nie słuchał. Albo dźwięk młota pneumatycznego z pracowni Starka go zagłuszał. Tak czy inaczej, po niecałej godzinie lotu, Tony nie leciał szybko, by nie przeziębić swojego ukochanego, dolecieli do Nowego Yorku. Steve z prędkością światła zeskoczył na balkon.
-Nie było tak źle- powiedział, zdejmując maskę z twarzy.
-Nie było. Z wyjątkiem tych momentów, w których udawałeś, że zdroja straciła moc.
-Ale dzięki temu mocniej się przytulałeś- powiedział po czym zaczął w zabawny sposób poruszać brwiami.
-Wystarczy powiedzieć. Nie musisz spadać prosto do oceanu.
-Przynajmniej powstrzymałeś się przed przerażonym krzykiem.
Steve wyminął Tony'ego i wszedł do środka wieży. Wiedział, że jego podświadomość podejrzewała, że Stark robił to specjalnie, dlatego nie krzyczał, by później nie zostać obiektem, oczywiście nie bardzo złośliwych, kpin. W wieży było trochę duszno.
-Witam, panów- odezwał się Jarvis, jak zwykle chętnie witając swojego twórcę. Gdyby był zwierzakiem, rzuciłby się na niego i zaczął lizać po twarzy. Na szczęście to była tylko śmieszna wizja Starka.
-Hejeczka, Jarvi- powiedział Tony, śmiejąc się głośno. Oparł się o plecy Rogersa. Zdążył już zdjąć zbroję, która uciskała go w ramiona, będzie musiał ją poszerzyć.
-Chcesz się czegoś napić?- spytał Steve, kierując swoje kroki do kuchni.- Kawę?
-Jak ty mnie znasz- powiedział, szczęśliwy.
Rozpakowanie się zostawili na później, gdy ubrania i inne rzeczy z toreb, będą im potrzebne. Tony został w salonie, a Steve poszedł do kuchni, by naszykować dla nich obu kawę. Znalezienie czegokolwiek jadalnego w kuchennych półkach i szafkach wydawało się trudniejsze niż Steve przypuszczał, lecz oto i znalazł. Nieskończone zapasy najlepszej kawy, jaką Tony kupił, półka Tony'ego, Tońskie zapasy kawy, różnie Steve sobie z tego żartował. Jedna półka w każdej kuchni na piętrach musiała posiadać chociaż pięć odmian kawy. To chyba było uzależnienie.
Kawa była zrobiona już po kilku minutach, parowała z kubków i parzyła w palce. Steve chwycił kubki za uchwyty i zaniósł z sobą do salonu. Na balkonie, pomimo późnej pory, stał Tony, opierając się rękami o barierkę. Był zgarbiony i wyglądał na smutnego, ale co Steve mógł wywnioskować po plecach?
Steve podszedł do niego i podał mu kawę. Ten chwycił ją obiema rękami, grzejąc przyjemnie dłonie. Jak na kwiecień była to dość chłodna noc. Jednak oboje mieli na sobie tylko koszulki na krótki rękaw, jakby zimno im nie przeszkadzał, bo mieli siebie u boku.
-Tęskniłeś za Nowym Yorkiem?- spytał Tony, zaczynając się przyglądać gwiazdom.
-Trochę- odpowiedział anjszczerzej jak potrafił, co jednak nie wywołało żadnej reakcji na twarzy Tony'ego.- Skarbie, coś się stało?
-Hm? Nie, czemu?
-Wydajesz się jakby... smutny.
-Wydaje ci się.- słowa Tony'ego były ostatnimi jakie powiedział przez następne pięć minut.
Steve czuł wtedy jak jego tatuaż wnerwiająco zaczyna go swędzieć. Szczerze to zaczynał o nim zapominać. Czasami musiał spojrzeć na dłoń, by zorientować się, że kilka czarnych liter ciągle zdobi jego skórę.
-Steve, zmieniłbyś coś w nas?- zaczął nagle Tony, nie odwracając wzroku od gwiazd. Chciał zacząć ten temat zanim poczuje, że tchórzy. Musiał to zrobić dopóki był pewien swojej odwagi.
-W nas?- Steve poczuł jak po jego plecach przechodzi dreszcz. To było niecodzienne pytanie.
-Tak, w naszym związku. Czy...
-Dla mnie jest idealnie. Nie zmieniłbym niczego. A ty?
-Jest jedna taka poważna zmiana- powiedział i odwrócił się twarzą do swojego chłopaka.
-Jaka?- spytał zaniepokojony. On to czuł, Tony chciał z nim zerwać. Te słowa, które wypowiedział mu trzy dni temu, teraz nie miał żadnego znaczenia. Nie, Steve był optymistą, bo jako pesymista już dawno by się załamał.
-Twoje nazwisko- powiedział Tony zamiast tradycyjnego "wyjdziesz za mnie?", po czym ukląkł, a z kieszeni wyciągnął małe, czerwone pudełeczko w kształcie serca. W środku znajdował się pierścionek. Nie miał żadnej ozdoby ani tym bardziej drogocennego diamentu. Prosta, złota obrączka, której niezwykłość stanowił drobny, wygrawerowany napis "Dla Mojego Anioła". Tony naprawdę się namęczył by samemu to napisać. A ile złotych obrączek wyrzucił, wolał by Steve nie wiedział.- Stevenie Rogersie, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim mężem?
Mężczyzna otworzył szeroko oczy, otwierając usta w zaskoczeniu. Spodziewał się wielu rzeczy, nie wszystkiego ale wielu, lecz nie tego. Bo to właśnie Antony Edward Stark, milioner, geniusz, Ieon Man, filantrop i niedawny playboy, miał zamiar ustatkować swoje życie z nim u boku. Brzmiało dość irracjonalnie, prawda A jednak Tony na prawdę klękał przed nim na jednym kolanie z pierścionkiem w dłoni.
-Tony, ja...- zaczął Steve, dopiero po chwili trawiąc tą sytuację.
-Jeśli to za szybko, zrozumiem. Nie chce żebyś robił coś przeciw so...- przerwał mu pełen paniki. Mówił szybko i ledwo zrozumiale. Łzy jednak zgromadziły się w jego oczach, nie będąc gotowe na odrzucenie.
-Tak, Tony!- krzyknął Steve, zdając sobie sprawę, że Tony z jego winy niemal się nie rozpłakał.- Oczywiście, że tak!
Tony trawił słowa przez pięć sekund, a potem łzy rozpaczy zmieniły się w łzy szczęścia, które teraz swobodnie spływały po jego policzku. Podniósł się i wyciągnął pierścionek z pudełeczka. Chwycił za dłoń Steve'a i nałożył obrączkę na jego palec. Grawerunek delikatnie pobłyskiwał w świetle księżyca, będącego świadkiem tej pięknej sceny.
-Teraz się ode mnie nie odczepisz.- Tony zbliżył się do Steve'a jeszcze bardziej i objął go jedną ręką w pasie, palce drugiej złączył zaś z jego, wyraźnie poczuł na dłoni nacisk metalowego pierścionka.
-Gdybym chciał zrobiłbym to półroku temu- zaśmiał się Steve, całując mężczyznę.
Pocałunek był dość długi. Byłby dłuższy gdyby nie zabrakło im powietrza. Zetknęli się czołami i zaśmiali się. To był jeden z najbardziej udanych wieczorów.
-Beznadziejne te zaręczyny. I właśnie dlatego chciałem lecieć na Malediwy.
~$$$~
Wczoraj w internacie miałam andrzejki. Znam swoją przyszłość. Będę kosmicznym farmerem hodującym żaby, a chłop mój na imie będzie mieć Sylwek.A przed chwilą wyszłam z planetarium. Szukałam sobie domu. Niestety żadna gwiazda nie spełniała warunków mieszkalnych
CZYTASZ
Soulmate / Stony
Fiksi Penggemar"Kiedy spotkasz swoją bratnią duszę, wiedz, że już nic nie będzie takie jak dawniej". Te słowa prześladowały Tony'ego od dziecka. Czternaście słów wyrytych na nadgarstku dwudziestoletniego miliardera niczym definicja z książki. Nic dla niego nie zna...