Wątpliwości co do przyszłości

600 63 12
                                    

Steve podejrzewał, że słowa, które Tony chciał powiedzieć światu mogły przysporzyć w jakikolwiek sposób kłopotów i skandalu. Pomimo dziecinnego początku, gdzie kazał wszystkim usiąść na podłodze, dalszy ciąg był poważny a mina Tony'ego nie przepuszczała żartów. Pierwsze słowa o ojcu, którego gdzieś w głębi serca nienawidził za brak wsparcia w dzieciństwie, ledwo przeszły przez usta Starka. Steve też zdążył to zauważyć.

-A chciałbym go spytać co myślał o skutkach działania firmy- otarł usta chusteczką i spojrzał na reporterów a potem na Steve'a- i czy nie miał żadnych wątpliwości.

-To się źle skończy- szepnął Rhodey między wypowiedziami Tony'ego.

-Dajmy mu szansę.- Steve przymrużył oczy, a po jego ciele przeszły ciarki. Przejechał palcami wierzch lewej dłoni, teraz czując dziwny spokój i mentalne przygotowanie na obwieszczenie Starka.

-Widziałem jak młodzi amerykanie giną od broni, która miała ich chronić. Stałem się częścią systemu, który za nic nie odpowiada.

Antony Edward Stark. Geniusz, miliarder, playboy. Morderca.- przez jego myśli przeleciał głos, którego nie słyszał od dziewięciu miesięcy. Przeklęta samokrytyka z głosem jego ojca. Tony jakoś nie specjalnie za nim tęsknił.

Jeden z reporterów podniósł rękę z trzymanym w niej długopisem.

-Słucham?

-Co tam się stało?- spytał, odbiegając od tematu drążonego przez Tony'ego.

-Przejrzałem na oczy- odpowiedział i podniósł się na równe nogi. Zrobił kilka kroków w lewo i stanął za mównicą.- Mogę dać światu coś więcej niż bomby.

-Myślisz, że to zrobi?- spytała Pepper, też podświadomie czując o czym myśli Tony. Znała go od kilku lat. Stosunek zawodowy i niczym nieskrępowana przyjaźń pozwalały jej wręcz wedrzeć się do jego umysłu. Oczywiście w przenośni.

-Chyba do tego zmierza.- zabrał głos Steve, widząc, że jego ukochany jest dość poważniejszy niż zwykle. Ta "przygoda" go zmieniła.

-Mam nadzieję, że jednak nie.

-I dlatego ogłaszam natychmiastowe zamknięcie naszych zakładów zbrojeniowych.

-A jednak- powiedział Rhodey i wraz z kilkoma osobami wyszedł z budynku. Pepper wzięła głęboki oddech.

Wszyscy dziennikarze podnieśli się a pytania zaczęły zasypywać osobę Tony'ego jak lawina narciarza. Obadiah zaczął tłumaczyć i zmieniać postanowienie Starka jakby to jego głos był tym najważniejszym.

Pepper i Steve stali pod ścianą obserwując jak miliarder próbuje wyjść z tłumu ludzi. Wreszcie Steve ruszył się do przodu i pomógł Starkowi wyjść z pomieszczenia. Tony niewidocznie wtulił się w pierś Steve'a. Musiał być silny ale wspomnienie widoku broni na pustyni, w rękach terrorystów nie znających umiaru nie dawało mu spokoju.

Wrócili do willi na plaży Malibu.

-Jak dobrze być w domu.- uśmiechnął się Tony i zrzucił marynarkę z ramion. Ta upadła na podłogę z cichym brzdękiem, gdy guziki uderzyły w dębowe panele.

-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłeś- powiedział Steve i podszedł do Tony'ego, który usiadł na kanapie. Chciał zająć miejsce obok niego lecz Stark złapał go za biodra i przyciągnął do siebie, w efekcie czego Steve usiadł na jego udach*.

-Tak cholernie za tobą tęskniłem- mruknął Tony, łącząc ich usta. Na początku pocałunek był delikatny i czuły, pełny miłości i tęsknoty, ale po kilku chwilach stał się zachłanny, jakby Tony chciał w nim nadrobić całe trzy miesiące.

Prawa ręka mężczyzny wsunęła się pod niebieską koszulkę Steve'a, kciukiem rysując okręgi na jego skórze. Jego usta zsunęły się na szyję ukochanego, całując ją i lekko przygryzając.

-Tony...- szepnął Steve, odsuwając się na kilka centymetrów.

-Mówiłem ci kiedyś, że cię kocham?- spytał, opierając swoje czoło o czoło drugiego.

-Tak ale możesz powtórzyć

-Kocham cię- powiedział Tony i uśmiechnął się. Przybliżył się znowu do Steve'a i delikatnie przygryzł jego dolną wargę.- Co powiesz na maraton filmowy?- spytał.

-Po trzech miesiącach chcesz oglądać filmy?- spytał z niedowierzaniem Steve, przyglądając się jego twarzy bardziej szczegółowo niż wcześniej.

-A masz jakieś inne propozycje?- spytał, unosząc zawadiacko brwi.

-Tony!- krzyknął Steve i zszedł z nóg Starka. Ten tylko się zaśmiał i znów przyciągnął mężczyznę do siebie.

-Nie odchodź. Nie miałem cię trzy miesiące. Daj mi się tobą nacieszyć.- Tony przejechał palcami po policzku Rogersa.

-A co? Znowu gdzieś się wybierasz?- spytał Steve, zerkając ukradkiem na zachodzące za oknem słońce.

-Bez ciebie? Nigdzie.- zaśmiał się Tony i położył się na kanapie, ciągnąc za sobą blondyna. Żaden z nich nie miał siły ani ochoty by iść do sypialni i usnąć w wygodnym łóżku.

-Czyli maraton odkładamy na kiedy indziej?- spytał dla pewności Steve. W odpowiedzi otrzymał tylko ciche chrapnięcie ze strony Tony'ego.

Kanapa była ciasna ale by żaden z nich nie spadł na twardą podłogę musieli spać ściśnięci a bliskość Steve'a była w tym momencie dla Tony'ego najważniejsza. Dlatego, pomimo niewygodnego mebla, ta noc obyła się bez koszmarów a poranek pachniał czarną kawą.

~$$$~

*w związku z lekkim niedociągnięciem *głupi uśmiech* informuję tylko, że tutaj Steve waży mniej niż w kanonie, a Tony nie jest znowu taki chuderlakiem 💪

Wiem rozdział krótki ale ten upał negatywnie działa na moją wenę.

Jak podoba się rozdział? Postaram się by styl pisania wrócił taki jak na początku tej książki bo wiem, że poziom trochę spadł.

Soulmate / StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz