Steve z trudem rozumiał co się wydarzyło w jego życiu przez ostatnie kilka tygodni. Wiedział, że związek z Antony'm Starkiem będzie ciężki ale nie sądził, że zaledwie po roku ich znajomości zostanie chłopakiem bohatera, które kiedyś nazywano mordercą. Teraz gdy patrzył jak Tony uczy się nowej roli, by skłamać przed setką dziennikarskich hien, że nie on założył czerwono-złotą zbroję, nie mógł uwierzyć, że jeszcze wczoraj walczył na śmierć i życie z Obadiah'em Stanem.
Zbroja Obadiah'a wyglądała o wiele straszniej niż ta pierwotna. Większa, masywniejsza ale strach wzbudzała pozbawiona wyrazu maska. Jednak Tony opowiadał o tym w spokoju, a jego głos zaciął się tylko raz, na początku, w momencie gdy brakowało zaledwie dwóch sekund, by Pepper pożegnała się ze stanowiskiem asystentki Starka. Tony bardzo nie chciał używać słowa "martwa".
Za to najbardziej chyba ominął moment, gdzie próbował zatrzymać samochód, którego kierowca, przerażona matka z trójką dzieci, próbowała go potrącić. No, udało jej się przejechać po nim. A Steve'owi brakowało dosłownie kilku chwil by wybuchnąć śmiechem mimo nieodpowiedniej sytuacji, ale powstrzymało go karcące spojrzenie Tony'ego i groźba, że przestanie opowiadać. I w sumie Steve był trochę na siebie zły, bo gdyby wiedział, że Obadiah strzelił w niego rakietą, z pewnością siedziałby cicho, albo dalej się śmiejąc z akcji z samochodem.
Tony opowiadał to z zaangażowaniem, rzucając co jakiś czas kąśliwe uwagi albo komentarze. Jednym z nich był to, że Obadiah miał głos jak rozwścieczony goryl z magnetofonem, a drugi, że zbroję miał tak ciężką, że leciał jakby chciał, a nie mógł. Drugi raz serce Steve'a zamarło, gdy Tony wspomniał moment, gdy na wysokości kilkuset metrów nad ziemią jego zbroja zaczęła tracić moc. Steve krzyknął wtedy na niego, że jest nieodpowiedzialnym bachorem, który bawi się, wchodząc na krzesło, któremu zaraz odpadnie noga. Tony nie specjalnie poczuł tą metaforę, ale ujrzał w oczach Rogersa łzy i strach.
-Ale Steve, nic mi się nie stało. Znaczy stało ale jestem cały i zdrów. Jestem tutaj. Jutro mam iść i powiedzieć, że nie ja byłem w zbroi. A potem wszystko będzie jak dawniej- powiedział mu wtedy, a następnie pocałował zachłannie, wracając do historii.
Potem nastąpił moment, w którym Tony kazał Pepper wysadzić część jego firmy. Przeładować reaktor łukowy, którego mniejsza wersja zasilała serce Tony'ego. Steve widział wtedy olbrzymią smugę światła, łączącą niebo z ziemią, zabierającą energię z kilkunastu ulic Nowego Yorku. A potem reaktor wybuchł, pochłaniając martwe ciało Obadiah'a i srebrną zbroję, będącą jego ostatnim dziełem.
Tony zachował jednak dla siebie następne wspomnienie i, nie jako przyjaciel ale szef, rozkazał Pepper nie mówić o nim Steve'owi ani słówkiem. Wspomnienie krzyku Potts, kiedy ta krzyczała jego imię, gdy ten był na skraju śmierci, a światło reaktora przestało wydobywać się z jego piersi.
Ale teraz siedział na krześle, czytając staroświecką gazetę, starając się nie ruszać, gdy dłonie jego asystentki zakrywały wszelkie ślady po walce na jego twarzy. Za jego plecami leciały wiadomości, w których Rhodey tłumaczył to co się wydarzyło w Stark Industries.
-Iron Man. Ładnie brzmi, chociaż to stop złota i tytanu. Ale działa na wyobraźnię.
-Nie każdy jest geniuszem by odkryć jaki to metal, skarbie- powiedział Steve, pochylając się nad nim i składając drobny pocałunek na jego wargach.- Coulson kazał ci to przekazać. To twoje alibi.- Steve podał mu niebieską kartkę z kilkoma wydrukowanymi słowami.- Byłeś na jachcie. Masz na to pięćdziesięciu światków.
-Po co ta historyjka z ochroniarzem?
-Oto pytaj tych agentów. Masz osiemdziesiąt sekund. Zaraz wracam- powiedziała Pepper i wyszła z pomieszczenia, zostawiając dwóch mężczyzn sam na sam.
Tony podniósł się z krzesełka i założył marynarkę od garnituru.
-Może najpierw zawiążesz ten krawat?- spytał Steve i podszedł do Starka. Poprawił materiał jego koszuli i zgrabnym ruchem zawiązał złoty krawat jak kiedyś uczyła go jego matka.
-Co ja bym bez ciebie zrobił?- spytał.
-Miałbyś mnie kłopotów sercowych- zaśmiał się Rogers i wskazał na tatuaż na nadgarstku Tony'ego.
-Po co mi serce, gdybym nie miał go z kim dzielić?
-Wyczytałeś to z jakiejś strony z sentencjami z chińskich ciasteczek?
-Nie, akurat to sam wymyśliłem.
-Niech ci będzie. Chodźmy. Zacznijmy przedstawienie.
-Niezła bajeczka. Sam nie wierze, że to ja- powiedział. Nigdy nie sądził, że będzie poświęcał czas na ratowanie innych. To była już jego trzecia w życiu zmiana osobowości. Najpierw z niewinnego uczniaka zmienił się w playboya, potem w kochającego partnera, a na końcu w bohatera. Chociaż w planach miał już kolejną zmianę.
Tony wszedł na scenę. Odgrywał tam drugoplanową rolę, zmywając z siebie podejrzenia o bycie Iron Manem. Steve chyba pierwszy raz w życiu widział by Tony'ego zżerała trema. Kilka kropli potu zleciało z jego skroni na niebieski papier ściągawek.
-Mamy uwierzyć, że pojawił się tam ten ochroniarz?- spytała dziennikarka, której oboje nie trawili. Była zbyt pewna siebie, zbyt interweniowała w sprawy, w które się jej nie zapraszało.
-Czy ktoś by mógł posądzić mnie o bycie bohaterem?
-Nie ja.
-Wiele razy w życiu się wygłupiłem...
Steve stał obok Rhodey'a i nie mogąc zbyt wytrzymać szyderczego uśmiechu kobiety w bluzce z wielkim dekoltem, pochylił się nad mężczyzną, by powiedzieć, by ten mówił z kartki. Rogers próbował nie zaśmiać się, gdy Tony ujrzał niej kilka słów, których pewnie się na niej nie spodziewał.
TARCZA pewnie starała się ukryć tożsamość człowieka z żelaza ale... Steve wszedł w zmowę z Rhodey'em. Dlaczego tylko oni i Pepper mieli wiedzieć o wewnętrznym kryzysie kogoś, kogo media widziały tylko jako mordercę i playboya? Tony spojrzał na kartkę i zaniemówił lecz potem powiedział wyraźnym i głośnym tonem, by nawet ostatnie rzędy dziennikarzy usłyszały:
-Prawda jest taka, że... I am Iron Man
~$$$~
Uff... To była najdłuższa drama jaką kiedykolwiek zrobiłam. Ktoś czekał na ten rozdział?
CZYTASZ
Soulmate / Stony
Fanfiction"Kiedy spotkasz swoją bratnią duszę, wiedz, że już nic nie będzie takie jak dawniej". Te słowa prześladowały Tony'ego od dziecka. Czternaście słów wyrytych na nadgarstku dwudziestoletniego miliardera niczym definicja z książki. Nic dla niego nie zna...