Steve nigdy nie wierzył by jego tatuaż się pomylił. Nie chciał myśleć, że byli sobie pisani tylko po to by cierpieć za swoje błędy i czyny innych. Co prawda znali się niecały rok, z czego trzy miesiące Tony spędził w niewoli, a kolejne dwa praktycznie nie rozmawiali ze sobą, tkwiąc w kłótni, która powiększała przepaść między nimi z każdym przemilczanym dniem. Jednak Steve nadal kochał tego szalonego, narcystycznego dupka, którym był Tony Stark. I cóż, może wyciągnięcie do Tony'ego ręki na zgodę było z jego strony trochę upadkiem na dumie, biorąc pod uwagę, że w jego oczach to Tony zawinił, ale miał już dość sennych koszmarów, że Starkowi coś grozi, uczucia niepokoju i chłodu, który mu towarzyszył w zbyt dużym łóżku, podczas zimowych nocy.
Zacisnął dłonie na kierownicy. Światła lamp samochodów za nim odbijały mu się od lusterek. Pomimo niskiej temperatury panującej w samochodzie poczuł jak po jego skroni spływa pot. Tatuaż na dłoni piekł podobnie mocno jak podczas 'wypadu' Tony'ego do Afganistanu. Takiego uczucia nie był w stanie zapomnieć.
-Cholera!!!- krzyknął, choć było to do niego niepodobne, gdy stanął w korku.
Światło lampy zmieniło się na żółte, a następnie z powrotem na czerwone. Zacisnął zęby. Żałował, że nie zadzwonił po Happy'ego, bo chociaż niewiele by to zmieniło, byłby ktoś kto mógłby go uspokoić. Wraz z kolejną fałszywą zmianą koloru i wzrastającą irytacją, w umyśle Steve'a zagościł dość dziwny pomysł.
Ze schowka wyciągnął czarny długopis. Steve nigdy nie zgłębiał tajemnic tatuaży, one dla niego po prostu były. Lecz kiedyś, gdy wrócił na Brooklyn do ojca, usłyszał od Bucky'ego, że gdy napisze się coś na ręce i pomyśli o swojej bratniej duszy, napis pojawi się na jego ciele. Nie miał lepszego pomysłu, a stanie w korkach nie należało do najprzyjemmiejszych w tej sytuacji więc postanowił spróbować.
Tony? Co się dzieje?
Nie wiedział co napisać by miało to jakiś sens. Gdy odłożył długopis, zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Czerń, którą widział uspokajała go, dawała mu powód do normalnego oddychania i nie martwienia się o Starka. Do momentu kiedy w tej czerni zobaczył leżącego Tony'ego, z dziurą w klatce piersiowej, gdzie powinien znajdować się reaktor łukowy. Otworzył gwałtownie oczy, a na ręce ujrzał tylko znikające ostatnie litery. Światło ulicy zmieniło się na żółte, a następnie znów na czerwone. Krew w żyłach Rogersa zawrzała.
-Cholera!- krzyknął ponownie, wychodząc z auta, nie kłopocząc się z zabraniem kluczyka.
Usłyszał jak kilku kierowców trąbi za nim, lecz nie słuchał tego hałasu. Zdąży przebiec do willi Starka, dowiedzieć się co u Tony'ego i wrócić, a samochód ciągle będzie stał w korku, i to nawet nie na początku. Wybrał najszybszą drogę do chodnika, prostą. Nie obchodziło go to czy wgniecie komuś maskę.
Pędził przed siebie jak szalony, starając się nie wywrócić o wystającą kostkę brukową. Ludzie na ulicy patrzyli na niego spod byka, gdy potrącał ich ramionami, próbując przedostać się do willi Tony'ego. Przystanął dopiero gdy usłyszał dzwonek telefonu. Była to piosenka, którą Tony nagrał na ich miesięcznice. Pepper i Happy nie byli w stanie uwierzyć w fakt, że Tony'ego obchodziły jakieś inne święta poza Dniem Alkoholika, podczas którego Tony urządzał najdziksze imprezy.
Melodia była prosta, a słowa wpadały w ucho i chociaż nie było w nich rymu, rytm zastępował wszelkie niedoskonałości. Wyciągnął z kieszeni komórkę. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Pepper, które kiedyś zrobił jej z ukrycia. Jednak co jak co, profesjonalnym fotografem nigdy nie zostanie.
-Pepper? Czemu dzwonisz tak późno?
-Gdzie jesteś?- zlekceważyła jego pytanie, uznając je za zupełnie niepotrzebne w aktualnej dyskusji.
-Jadę... znaczy idę do Tony'ego. Mam dość tej kłótni.
-Pośpiesz się, proszę.- jej głos brzmiał niepokojąco. Gdzieś w słuchawce usłyszał czyjś głos.
-Co? Coś mu się stało?
-Mam nadzieję, że nie ale może być w niebezpieczeństwie. Obadiah zleciał ten zamach na niego. A teraz nie odbiera telefonów.
-Zaraz u niego będę- powiedział i rozłączył się.
Wtedy przestał zwracać uwagę na przechodniów. Liczył się tylko fakt, by jak najprędziej pojawić się w pracowni geniusza, sprawdzając czy Obadiah już zdążył go krzywdzić. Ta myśl powodowała u niego napady niepochamowanego strachu, przez co zaczął gwałtownie nabierać zimnego powietrza w płuca. Bał się bardziej niż kiedykolwiek. W czasie szaleńczego biegu zdążył popchnąć mężczyznę, który wpadł na ścianę sklepu i jakiegoś nastolatka jedzącego hot doga. Nie rozumiał dlaczego młodzi ludzie wloką się w środku nocy po mieście.
Niewielki ogród przed willą otoczony był czymś na wzór małego płotka, który Tony kazał postawić by bezpańskie psy nie załatwiały mu się koło domu. Steve przeskoczył go, co pewnie wyglądało dość śmiesznie, i przebiegł przed ogród, depcząc przy tym rabaty kwiatowe. Do willi wbiegł jeszcze szybciej niż wychodził z niej ostatnim razem, gdy złość na Tony'ego i na całe przeznaczenie wzięła nad nim górę. Krzyczał imię Starka co każde przebyte dwa metry, ale za żadnym razem nie słyszał odpowiedzi.
-Tony! Tony?- krzyknął, gdy nie był w stanie znaleźć geniusza. Po jego ciele przeszedł niemiły dreszcz.
Gdy w końcu zrezygnowany chciał paść na sofę i rozryczeć się jak dziecko, przypomniał sobie o pracowni Tony'ego. Miał ochotę strzelić sobie w łeb. Miejsce, którego Stark prawieże nie opuszcza, wpadło mu do głowy na szarym końcu. Uważając pod nogi ruszył biegiem po schodach do pracowni. Ręką trzymał się poręczy, a gdy stanął na ostatnim schodku, szybko doskoczył do szklanym drzwi, które otwarte były na oścież, ukazując leżącego pod biurkiem Starka.
-Tony!- krzyknął przerażony.
Podbiegł do niego i klęknął przy nim. Uwagę zwracała nie tylko blada jak u trupa cera, ale też kruche włosy pokryte kurzem i potargana koszula, brudna od organicznej ropy i potu. Steve odwrócił Tony'ego na plecy, starając się zachować zdrowy rozsądek.
-Steve- powiedział podnosząc się do pozycji siedzącej.- Gdzie jest Pepper?
-Razem z agentami TARCZY. Mówiła, że idą aresztować Obadiaha.
-To nie wystarczy- powiedział i podniósł się, zostawiając partnera na podłodze.
-Tony? Co chcesz zrobić?
Stark nie odpowiedział. Przeszedł kilka metrów i stanął na metalowym podeście. Maszyny stojące wokół niego zaczęły zakładać kolejne fragmenty zbroi na ciało Tony'ego, a Steve... Steve nie potrafił uwierzyć w to co widział. Słyszał o maszynie, która zniszczyła skład zbroi w Gulmirze, ale nigdy nie podejrzewałby swojego partnera o narażanie życia w takiej sprawie.
-Poproś Rhodey'w by oczyścił niebo- powiedział i miał już w planach zrobić kolejną dziurę w suficie, gdy Steve położył jedną rękę na jego ramieniu, a drugą na jego karku i przyciągnął do pocałunku.
-Uważaj na siebie, proszę- szepnął gdy odsunął się kilka milimetrów, by nabrać powietrza.
Steve przejechał palcami po delikatnym zaroście Tony'ego, nie podnosząc wcale głowy. Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i przyłożył dłoń do brody Rogersa, składając na jego ustach pocałunek. Ten był bardziej namiętny od poprzedniego. Następnie Tony odsunął się od Steve'a i cmoknął go w nos, co wywołało ciche śmiechy obu z nich.
-Właśnie cię odzyskałem. Nie mam jeszcze zamiaru odchodzić.
Steve'a nie obchodził już porzucony na środku drogi samochód.
CZYTASZ
Soulmate / Stony
Fanfiction"Kiedy spotkasz swoją bratnią duszę, wiedz, że już nic nie będzie takie jak dawniej". Te słowa prześladowały Tony'ego od dziecka. Czternaście słów wyrytych na nadgarstku dwudziestoletniego miliardera niczym definicja z książki. Nic dla niego nie zna...