Projekt Mark II

622 61 3
                                    

Tony'ego od czasu ucieczki wciąż nękały obrazy z niewoli. Skrzynie pełne karabinów, pistoletów i granatów, walizy z rakietami i bombami pomiędzy górami na pustyni, o których nikt nie wie. A to wszystko doprawiane jego nazwiskiem i kontem bankowym. Pewnie gdyby nie Steve Tony nie umiałby zasnąć po nocach. A i tak nie umiał. Ale gdy zasypiał, przynajmniej się nie budził z krzykiem. Nieczęsty dyskomfort w klatce piersiowej nie pozwalał mu zapomnieć o tym gdzie był przez trzy miesiące i co działo się z jego bronią. Do czego ją wykorzystywali, ile ludzi zginęło z jego winy. I bardziej się zagłębiał we własne wyrzuty sumienia, tym bardziej był pewny, że podjął właściwą decyzję. I chociaż Obadiah i James starali się go od tego odwieść i nakazać mu naprawić swój "błąd", Tony mógł liczyć na Steve'a, który chociaż nie rozumiał spontanicznej decyzji ukochanego, wspierał go.

Tony był rodzajem człowieka, który potrafi wyjść z każdej sytuacji, po krótszym czy dłuższym czasie, oraz naprawić niemal każdy błąd. Dlatego nie marnując czasu, z samego rana, nie budząc nadal śpiącego Steve'a, wziął z garażu jeden z bardziej luksusowych samochodów i ruszył do bazy sił powietrznych, łamiąc przy okazji niemal każdy zakaz.

W hangarze spotkał Rhodey'a w towarzystwie kilku innych lotników. Szybkie "zmykajcie" i został z przyjacielem sam na sam. Tony nie zwrócił zbyt wielkiej uwagi na spojrzenie prowadzącego ich grupę.

-Zaskakujesz mnie. Szybko stanąłeś na nogi.- James podszedł do niego i uścisnął jego rękę. Cieszył się, widząc Tony'ego, który przerwał w wykładzie na temat pojazdów automatycznych. I to nie tak, że James'a nie interesował wykład pułkownika. Po prostu nie miał zbyt na to ochoty, bo ciągle z jakiegoś powodu czuł, że część żołnierzy obarcza go za decyzję Starka. Ale co on miał do powiedzenia?

-Nie tylko stanąłem- powiedział tajemniczo .

-Poważnie?- spytał z ciekawością Rhodey i założył ręce na piersi, przyglądając się mimice twarzy Tony'ego.

-Tak. Pracuję nad czymś ważnym. Chciałbym żebyś mi pomógł.- Tony nie często prosił o pomoc, dlatego teraz tych słów nie umiał powiedzieć James'owi prosto w oczy.

-Mnóstwo osób się ucieszy, bo to co odwaliłeś na konferencji... był śmieszny.- Rhodey pokręcił głową i zaśmiał się. Nadzieja na normalny stan rzeczy powróciła ale nie na długo.

Tony wziął głęboki wdech i spojrzał na jeden z samolotów, stojący za plecami Rhodey'a. Jego skrzydła nagle stały się zaskakująco interesujące. Ich długość, szerokość i kształt.

-Nie mówię o nowej broni. To coś innego.

-Zostałeś filantropem?- spytał z niedowierzaniem.

-Wysłuchaj mnie. Rhodey, mam do ciebie prośbę.

-Zanim dowiem się o co chodzi, sam wolę się o coś spytać. Steve wie?- Tony mógł się spodziewać, że prędzej czy później padnie to pytanie. Rhodey zadawał je prawie za każdym razem, gdy ten chciał coś zrobić i wtajemniczał w to lotnika.

Zaczęło się to w dniu gdy Tony chciał zorganizować ich miesięcznicę. Nigdy nie przejmował się takimi uroczystościami jak rocznica, a co dopiero miesięcznica ale wtedy czuł, że chciałby ten dzień uczcić. W końcu Steve wytrzymał z nim cały miesiąc. Tony chciał urządzić w mieszkaniu małą niespodziankę i oczywiście poprosił Rhodey'a do pomocy. Niestety narcystyczny geniusz, lotnik i niespodzianka bez nadzoru nie było dobrym połączeniem. I od czasu Wielkiej Reprymendy o Nieodpowiedzialności, którą wygłosił Steve, Rhodey dla własnego bezpieczeństwa wolał wiedzieć o czym Tony poinformował swojego chłopaka, a o czym nie.

-Nie. To tajne i chcę żeby to zostało między nami.- i tutaj szanse na zgodę spadły o ponad pięćdziesiąt procent.

-Stary, zdajesz sobie sprawę, że jeśli Steve się dowie, że robisz coś głupiego, a ja o tym wiedziałem i mu nie powiedziałem, to rozpęta trzecią wojnę światową? Czasami sam się go boję.

-Tu chodzi o bezpieczeństwo. Moje, jak i jego.

-Nie, Tony. Musisz na dobre dojść do siebie.- Tony wydobył z siebie wymuszony uśmiech.- Mówię poważnie. Kilka dni po trzymiesięcznej niewoli nie uzdrowi cię. Zrób sobie wakacje. Wyszalej się albo odpocznij. Zbierz myśli, zmajstruj coś. Było miło- powiedział i odszedł do reszty grupy.

-Dzięki- powiedział niesłyszalnie.

Jednak kim byłby Tony Stark, gdyby poddał się po zaledwie jednej porażce. Jego nazwisko zawsze było dla niego symbolem. Symbolem wytrwałości i pięcia się na szczyt. Możliwe, że to nazwisko straciło by swój sens, gdyby nie wrócił do domu równie szybko jak z niego wyszedł, i nie zamknął się w swojej pracowni, w której nadal panował bałagan z poprzedniego dnia.

-Ej, leniwcu. Mówiłem coś, posprzątaj to.- wskazał palcem najpierw na mechaniczne ramię, a potem na cały bałagan.

Dum-E najpierw zakręcił się wokół samego siebie, a potem ruszył przed siebie, zgarniając niepotrzebne części, papierki po cukierkach i kartony z logiem pizzy. Tony przez krótki czas patrzył jak jego robot krząta się po kątach ale potem usiadł na fotelu, który kazał mu przytaszczyć tam Steve, obawiając się o jego kręgosłup.

Tony westchnął i uśmiechnął się. Jego chłopak chyba by go zabił, gdyby dowiedział się co chciał zrobić. Nie był nadopiekuńczy ale to właśnie on był przysłowiową kobietą w ich domu.

Tony przejechał palcami po klawiaturze, przywołując na ekran komputera wirtualny szkic zbroi, którą zbudował z Yinsen'em w jaskini terrorystów.

-Jarvis, czuwasz?- zapytał sztuczną inteligencję.

-Dla pana zawsze- odpowiedział kulturalnie. Tony wstał z fotela i podszedł do blatu, na którym pojawiła się jego pierwsza zbroja w wersji trójwymiarowej.

-Wdrażam nowy projekt pod nazwą "Mark II".

~$$$~

Wiem, że rozdział miał być wczoraj ale nie wyrobiłam się z nim. Mam nadzieję, że wam się podoba. Zaczyna się akcja z Iron-manem w roli głównej :D

Soulmate / StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz