Gdyby Tony mógł już dawno chodziłby jak mucha po suficie. W podłodze na pewno już wyżłobił milimetrowy rów od chodzenia w kółko po sypialni. Z tego zmęczenia już nawet nie podnosił nóg, tylko sunął skarpetkami po podłodze zbierając źle zamieciony kurz na czubki palców. Palce wbijał w skórę na ramionach, zostawiając na nich czerwone ślady po paznokciach.
Steve wyjechał na misję i już od dwóch godzin nie odbierał telefonu. Gorzej, wyłączył go. Tony rozumiał, że jako Kapitan Ameryka, przywrócony do użytku po wczesnej emeryturze, Steve musiał załatwić parę spraw i zlać kilku zbirów ale czy to było aż tak ważne, że nie mógł odebrać połączenia od męża? Na przykład gdyby się z kimś bił, a Tony by zadzwonił, to nie mógłby powiedzieć "wybacz, mój mąż dzwoni, daj mi chwilkę"? Czy to takie trudne?!
Po dwóch kółkach wokół leżących na ziemi papierach, spojrzał na zegarek powieszony na ścianie. Był zawieszony idealnie tak, by zaraz po pobudce widzieli, która godzina, bo Morgan do najspokojniejszych dzieci nie należała i musieli idealnie ułożyć grafik wszystkich jej pobudek, by w nocy mogli spokojnie się wyspać. Tony przetarł ręką oczy, gdy na tarczy zegara dostrzegł trzynastą liczbę, dwadzieścia sześć, wpychającą się między dwunastkę, a trójkę. Jednak kiedy za drugim razem spojrzał na urządzenie, zegar chodził normalnie.
Przetarł ręką oczy i usiadł na łóżku. Kręgosłup go już bolał ale nie mógł sobie pozwolić na położenie się na materacu i uśnięciu. Nie mógł przestać się martwić, ale nie tyle co nie mógł, nie chciał przestawać się martwić.
W jego głowie zaczęły się tworzyć różne teorie. Może wyłączył telefon bo zaczął go denerwować? Albo go zgubił. Albo coś mu się stało. Tony potrząsnął głową i strzelił sobie siarczysty cios w policzek. Steve nie zostawił by go tak szybko. Żaden z nich nie chciał zostać wdowcem po zaledwie roku. Zdążyli przeżyć tylko jedną rocznicę.
Poza tym dzieciaki, nawet Morgan, która dopiero uczyła się mówić, były bardzo uparte by to Steve opowiadał im bajki na dobranoc. Tony mógł je usypiać ale nie umiał się wczuwać w uczucia bohaterów z opowieści i wszystko czytał tym samym, lekko znudzonym tonem. Na szczęście od kiedy Steve zaczął wyjeżdżać na misje, Peter i Morgan przyzwyczaili się do faktu, że Steve'a nie będzie co jakiś czas.
Tony zerwał się z łóżka, gdy usłyszał skrzyp otwieranych drzwi wejściowych. Chwycił za kij do baseballa, by w najlepszym wypadku ukarać męża za tak haniebne straszenie go, i wyszedł z sypialni. Włącznik światła znajdował się przy drzwiach, wiec gdy tylko wyjrzał na korytarz, ujrzał Steve'a zdejmującego buty. Skórzane rękawice leżały już na podłodze, prawdopodobnie upuścił je by zdjąć obuwie.
-Nie śpisz?- spytał zdziwiony, prostując się. Zmierzył wzrokiem postawę męża, zatrzymując się na kiju w jego prawej ręce.
-A jak myślisz? Nie odbierałeś telefonów. Wiesz jak ja się martwiłem?
-Przepra...
-Żadnej wymówki o padniętej baterii.
Steve, nie umiejąc dobrać swojego usprawiedliwienia w słowa, wyciągnął telefon. Tony zamarł zdając sobie sprawę, że Steve zawsze trzyma go w kieszeni przy górnej części kombinezonu. W urządzeniu znajdowała się dziura po kuli, którą już dawno wyjął.
-To raczej telefon padł.- głupkowato się uśmiechnął i modlił by nie oberwać od Tony'ego w głowę za tak żałosny żart w najbardziej beznadziejnej sytuacji. Jednak jego mąż nie ruszył się nawet o milimetr. Patrzył się tylko w ten kawałek metalu, który utknął w telefonie.
Otrząsnął się dopiero w momencie gdy Steve zdejmował górną część kombinezonu. Mimo wszystko było w nim potwornie gorąco. Brązowa koszulka była przemoczona od potu, a na lewym boku Tony ujrzał ślad krwi. Spod koszulki wystawał skrawek białego bandaża.
-Dałbym sobie głowę uciąć, że gdybyś tylko miał okazję, skoczył byś na główkę z dziesiątego piętra- powiedział ostro Tony, uderzając kijem baseballowym w ramię męża.
Fakt, że zrobił ten wyczyn, uciekając z budynku, który miał niebawem wybuchnąć, Steve wolał przemilczeć. Czasem czuł się przy swojej bratniej duszy jak na komisariacie, niestety nie mógł składać mu szczerego raportu bo wylądował by w celi, czyli na kanapie, budzony co ranek kubłem zimnej wody i kromką suchego chleba. Tak, Tony potrafił strzelić focha jak rasowa kobieta, a obu się wydawało, że to Steve robi w tym związku za uległą stronę.
-Chodź, zanim dzieciaki się obudzą.- brunet odwrócił się i wszedł z powrotem do sypialni.
Steve kiwnął niezauważalnie głową i zabierając swoje rzeczy ze sobą, ruszył za Tony'm. Już czuł ten chłód płynący z jego strony niczym wąż, oplatający jego ciało by zatrzymać dopływ tlenu. Z szafy wyciągnął piżamy, znów zniknął za drzwiami i poszedł do łazienki by zmyć z siebie pot i krew. Zużyty bandaż wyrzucił do kosza. Prysznic z otwartą raną ciętą był złym pomysłem.
Stanął na puchowym dywaniku i spojrzał zaskoczony na siedzącego na pralce Tony'ego, który chwilę wcześniej, wyciągnął z szafki apteczkę. Musieli mieć ją zawsze przy sobie bo Peter był zbyt rozbieganym dzieckiem by chociaż raz w tygodniu nie zedrzeć skóry na kolanach albo łokciach. Jak widać nie tylko on.
-Chodź tu. Trzeba to opatrzyć, bo ty nigdy nie dbasz o siebie i pewnie uciekłeś zanim zdążyli ci to profesjonalnie załatać.
Steve nie odezwał się. Nie chciał go jeszcze bardziej rozwścieczać. Tony nie był gadatliwą babą, która potrafiła trzymać urazę wiekami. Po prostu się martwił i bardzo nie chciał by komukolwiek z jego bliskich stała się krzywda. Skonstruował nawet specjalny system, który sprawdzał czy w okolicach ich domu nie znajdowało się potencjalne zagrożenie.
-Gotowe. A teraz ubierz się i chodź spać.
Steve nie lubił gdy Tony był na niego zły. Dlatego szybko się ubrał i wrócił do sypialni. Tony leżał na łóżku plecami do męża i zaciskał palce na poduszce. Od czasu Afganistanu był wrażliwy na jakąkolwiek formę widoku krwi. Zadrżał, kiedy poczuł jak ręka Steve'a owija się wokół jego bioder, a jego usta całują jego kark.
-Dobranoc- powiedział Steve i wtulił się w jego plecy.
~$$$~
O czym chcielibyście kolejny wyrwany z przyszłości rozdział? Dajcie jakąś propozycję.
CZYTASZ
Soulmate / Stony
Fanfiction"Kiedy spotkasz swoją bratnią duszę, wiedz, że już nic nie będzie takie jak dawniej". Te słowa prześladowały Tony'ego od dziecka. Czternaście słów wyrytych na nadgarstku dwudziestoletniego miliardera niczym definicja z książki. Nic dla niego nie zna...