Kiedyś Steve myślał, że coś z nim jest nie tak. Przy każdej kobiecie się jąkał i gadał głupoty. Bucky sądził, że ten przesadza, gdy mu o tym powiedział, lecz przekonał się na własne oczy, lub uszy, że Steve mówił prawdę, kiedy pewnego dnia w trzeciej gimnazjum chciał by ten zaprosił jedną z dziewczyn na randkę, chociaż wtedy to mogło być zwykłe przyjacielskie spotkanie. Szczerze, Steve zrobił z siebie niezłego błazna i Barnes wypominał mu to jeszcze przez kilka lat.
Wszystko się zmieniło gdy na jego drodze stanęła Peggy Carter. Dopiero wtedy zaczęło się zdawać, że przeznaczenie po prostu nie chciało by Steve zakochał się nieszczęśliwie w innej. Lecz dziewczyna wyjechała do Anglii, gdzie poznała swojego przyszłego męża a Steve znów został sam. Rok temu, oczywiście za sprawą zmartwionej Peggy, poznał Sharon. Nie miał problemu z wysłowieniem się, miał problem z zakochaniem się. Peggy prosiła by Steve dał jej szansę. I tak to się toczyło przez okrągły rok. Nie zerwał z dziewczyną, może z przyzwyczajenia, a może z obawy przez powtórną samotnością. Pewne było to, że jego życie było ułożone.
A potem na jego drodze stanął Tony Stark, tatuaż zaczął piec i znowu wszystko się rozwaliło.
Steve nie mógł się nazwać szczęściarzem. Zamiast tego, rzucił się na łóżko z rozłożonymi na boki rękami i długo myślał nad swoim żywotem. W sumie jednak nie trwało to długo. Raptem dwadzieścia minut, zanim nie usłyszał dźwięku przychodzącej wiadomości z telefonu. Podniósł rękę nad głowę i przez chwilę nie wykonywał żadnego ruchu.
Trzymał kończynę w pionie i wpatrywał się w nią bez większego sensu. Czasami tak robił, gdy nie miał co ze sobą zrobić a w takiej pozycji było mu wygodnie. Jednak kolejny odgłos zmusił go do sięgnięcia po urządzenie i sprawdzenie, kto o nim myśli. Najczęściej była to Sharon, Bucky a czasami nawet dostawał SMS'em rachunki za telefon, bo komuś nie chciało się drukować listów.
SHARON: Może przyjdziesz do mnie?
NIEZNANY: Hej, tu Tony. Na razie nie pytaj skąd mam twój numer. Co powiesz na mały wypad na miasto?
Wiele rzeczy w życiu Steve'a działo się z "jakiegoś powodu". Właśnie dla tego przycisnął telefon do piersi, tak jak to robi zakochana nastolatka, gdy zobaczy w nim zdjęcie swojego ukochanego, zamknął oczy, biorąc jednocześnie głęboki oddech. Ale przecież znali się niecałe dwa dni. Steve czasami nie rozumiał sam siebie. Odblokował ponownie telefon i z lekki paraliżem palców, odpisał, musząc niejednokrotnie poprawiać literówki, by wyszło poprawnie.
DO NIEZNANY: Nie będę pytać ale na pewno kiedyś się upomnę o odpowiedź. A co do twojej propozycji, nie mam żadnych planów więc możemy się spotkać.
Zaraz po wciśnięciu przycisku "wyślij" przeszedł do wiadomości z Sharon. Przez chwilę wpatrywał się w tekst, starając napisać coś, co zabrzmi w miarę wiarygodnie. Ale po co kłamać? Przecież nikt, z wyjątkiem Bucky'ego, który trzymał to w tajemnicy, nie podejrzewał by go, nawet on sam, o bycie gejem. A Tony to przecież facet.
DO SHARON: Przykro mi, Sharon. Ale mam już plany. Nie mogę ich przesunąć. Może innym razem.
Nawet nie wiedział, że tymi dwoma wiadomościami w dwóch budynkach w Nowym Yorku spowodował fale krzyku. W jednym falę złości i gniewu, w drugim szczęścia i radości.
Tony czuł jakby mógł latać pod niebo. Takie błękitne jak w lecie i pachnące watą cukrową. Te kilka słów spowodowało niesamowity napad euforii oraz bólu w nadgarstku. Ale nie przez tatuaż, o nie. Tony po prostu tak się ułożył na zagraconym biurku, że po dostaniu tego cudownego SMS'a, uderzył ręką w robota.
-Uważaj, co?- maszyna tylko pokręciła mechanicznym ramieniem i wróciła do swojego aktualnego obowiązku, czyli stania w kącie z czapeczką z napisem "dureń".
Tony przeleciał szybko wzrokiem po swojej pracowni. Nie specjalnie przejął się panującym tam bałaganem. Kawałki metalu, narzędzia i nigdy nie zrealizowane projekty. Miał dwadzieścia lat, był właścicielem jednej z największych firm na świecie, miał nieskończoną ilość czasu wolnego, a nie umiał go uporządkować tak, by w końcu to posprzątać. Ale w sumie Tony lubił ten bałagan. Nic nie leżało tam gdzie każdy inny by to położył, a jednak wszystko było na swoim miejscu. To właśnie był schemat i system Tony'ego.
Tony spojrzał na wyświetlacz telefonu.
STEVE: To gdzie i o której?
-Jarvis!!!- Tony wydarł się na całe gardło, chowając się pod blat biurka. Gdyby był dzieckiem, na pewno zaczął by ssać kciuka ze strachu. Nie pamiętał kiedy ostatni raz się tak bał. Chyba wtedy gdy starał się poprosić jedną z dziewczyn w pierwszej liceum na randkę.
-Tak, sir?- sztuczna inteligencja odezwała się niemal natychmiast. Jakby wręcz czekała aż Tony wpadnie w kłopoty.
-Pomóż. Gdzie mogę zabrać Steve'a?- wychylił się by spojrzeć w przestrzeń przed sobą, jakby wirtualny lokaj miał pojawić się przed nim.
-Sir, może do tego klubu, do którego chodzi pan co weekend?
-Upiję się i będę gadał głupoty.- usiadł z powrotem na obrotowym krześle i obrócił się na nim kilka razy wokół własnej osi.
-Do restauracji?
-Pomyśli, że to randka.- zatrzymał się i zaczął uderzać głową w blat biurka, wcześniej sprzątając z niego narzędzia by nie rozbić sobie czaszki.
-To może niech pan zaprosi go do Stark Tower?- z takiej propozycji, można było wywnioskować, że Jarvis'owi kończyły się pomysły na zadowolenie swojego właściciela.
-Jesteś genialny.- uśmiechnął się szeroko nie ukrywając entuzjazmu. Nawet bolące, czerwone czoło mu w tym nie przeszkodziło.
-Dziękuje, sir.- Tony dałby sobie obciąć dłoń, że gdyby sztuczna inteligencja była materialna, uśmiechnęła by się i delikatnie ukłoniła, jak średniowieczny szlachcic.
DO STEVE: To może u mnie? Za godzinę? Co ty na to?
Wcisnął wyślij i nie było już odwrotu.
~$$$~
Jeszcze trzy tygodnie i jeden dzień do polskiej premiery Avengers: Endgame. A potem trzy godziny i dwie minuty słodkiego bólu. W związku z najnowszym zwiastunem chyba zaczynam popadać w depresję.
Chociaż te pięć sekund czystego Stony'ego w tym zwiastunie wylało miód na moje serce.
Tony: Stony is canon, bitches 😂
Steve: Language
CZYTASZ
Soulmate / Stony
Fanfic"Kiedy spotkasz swoją bratnią duszę, wiedz, że już nic nie będzie takie jak dawniej". Te słowa prześladowały Tony'ego od dziecka. Czternaście słów wyrytych na nadgarstku dwudziestoletniego miliardera niczym definicja z książki. Nic dla niego nie zna...