(JA NIE MAM BLADEGO POJĘCIA JAK WYGLĄDA ŚLUB, MOJA WIEDZA W TYM ROZDZIALE ZAWARTA OPIERA SIĘ NA IMPROWIZACJI I INTERNECIE)
Steve czuł jak kawa i bułka z masłem, którą jadł na śniadanie, bo tylko tyle był w stanie przełknąć, przewraca mu się w żołądku. Stres dotarł do niego dopiero gdy wyszedł z samochodu i spojrzał na placyk przed kościołem, ustrojonym w kolorowe girlandy. Stało tam kilkunastu ludzi, głównie ci zatrudnieni przez Tony'ego do pomocy ale też kilku kolegów panów młodych i oczywiście matka Steve'a. Zwyczajem było, że pannę młodą do ołtarza prowadzi ojciec, oni sami postanowili zmienić ten zwyczaj, ze względu na to, że żaden z nich nie był kobietą, więc Sarah sama zaproponowała, że to ona zaprowadzi Steve'a do ołtarza.
-Mój mały synek. Jestem taka szczęśliwa- powiedziała, ocierając z policzka łzę. Tego jednego dnia postanowiła zainwestować w kosmetyki, które nie zmyją się przy kolejnych ronionych przez nią łzach.- Szkoda, że nie udało się przekonać twojego gburowatego ojca, byś jednak miał ten bukiet, wyglądałbyś jak stu procentowa panna młoda. Jak ja gdy brałam ślub, tylko bardziej męsko. Och, to by wspaniały dzień. Trudno. Gotowy?
-Tak.- Steve pochwycił jej dłoń i przy burzy oklasków weszli na pierwsze schody kościoła.
Na ustach pojawił mu się słony posmak, a w nosie poczuł zapach palących się świec. Wszyscy zebrani goście odwrócili się twarzami do nich, gdy usłyszeli grany na pianinie Marsz Mendelsona. Tony, stojący przy samym ołtarzu, odwrócił się do niego i uśmiechnął szeroko. Nogi się pod nim ugięły, a przed oczami pojawiły się mroczki.
W ostatnim rzędzie siedziało dwóch zaufanych dziennikarzy z przenośnymi kamerami, którzy utrzymywali ze Starkiem przyjazne kontakty, przez co dostali pozwolenie na uwiecznienie ich dnia dla telewizji. Steve się nie zgadzał ale jego zdanie się w tej kwestii mało liczyło. Brutalnie. Przecież ślub Tony'ego Starka, a co za tym idzie Iron Mana, który wciąż był na pierwszych stronach gazet, to wydarzenie na miarę ślubu królewskiego. Środkowe ławki zajęli goście niespokrewnieni z nimi albo dalsza rodzina jak cioteczni wujkowie przybranego brata ze strony matki ich kuzynki, czy coś takiego. W pierwszych rzędach siedziała najbliższa rodzina. I Arno. I fotograf.
Steve czuł się dziwnie mając na sobie wzrok tylu osób. Kiedy doszli do ołtarza, Sarah złapała dłoń Tony'ego i położyła ją na ręce Steve'a. Dyskretnie, tak by nikt poza Tony'm tego nie zauważył, przejechała palcem po szyi. To był ten sam gest, który zrobił jej ojciec podczas ślubu, gdy oddawał ją w ręce Josepha. Biedak złapał się wtedy za gardło i w trakcie wesela bał się zatańczyć z inną kobietą niż z Sarah, nawet ze swoją teściową.
Tony jednak kiwnął delikatnie głową z lekkim uśmiechem. Nie miał zamiaru nigdy robić Steve'owi, który w tej chwili pożałował, że naprawdę nie ma w dłoniach żadnego przeklętego bukietu, na którym mógłby wyżyć swój stres, krzywdy. Pani Rogers uśmiechnęła się promiennie i zajęła miejsce na ławce obok swojego męża.
-Zebraliśmy się tutaj by połączyć tę dwójkę najświętszym węzłem małżeńskim.
Przed dłuższą chwilę przemawiał ksiądz i wydawało się, że z tej dwójki tylko Steve go słucha. Tony głowę miał cały czas przekręconą w jego stronę, by widzieć jego rozpromienioną ale zestresowaną twarz.
-Państwo młodzi, podajcie sobie prawe dłonie.- gdy tylko to zrobili, starszy mężczyzna owinął je stułą.- A teraz złóżcie swoje przysięgi małżeńskie.
-Ja, Antony, biorę ciebie, Stevenie, za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. A nawet po śmierci się ode mnie nie uwolnisz bo zakopią nas w jednej trumnie.- Po kościele rozniósł się cichy śmiech.
-Ja, Steven, biorę ciebie, Antony, za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci.
Do ołtarza podszedł Bucky, który wcześniej stał obok jako niezauważalny świadek, i podsunął pod ich ręce czerwoną poduszeczkę, na której leżały dwie złote obrączki.
-Co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela. Niech te obrączki będą symbolem waszej miłości.
Tony chwycił za jedno z identycznych złotych kółek i przyłożył je sobie do ust. Złożył na nim mały pocałunek, a potem założył pierścionek na serdecznym palcu prawej dłoni, jeszcze przez kilka chwil, Rogersa.
-Steve, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności.
Steven uśmiechnął się szeroko i sięgnął po drugi pierścionek. Bucky, stojący plecami do gości, spojrzał na niego, posyłając mu perwersyjne spojrzenie. Przypominanie Grincha podczas ślubu nie było dobrym pomysłem, bo o mały włos zrzuciliby obrączkę na podłogę. Steve westchnął na głupotę swojego przyjaciela i wykonał takie same gesty jak Tony chwilę wcześniej.
-Tony, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności.- obie obrączki zabłyszczały na ich palcach.
-Ogłaszam was małżeństwem. Możesz pocałować pana młodego- ksiądz odezwał się do Tony'ego, któremu nie trzeba było dwa razy powtarzać.
Puścił rękę Steve'a i łapiąc go w talii, przyciągnął do nagłego i niespodziewanego pocałunku. Po kościele rozniosły się oklaski i nawet gwizdy jakby było to jakieś przedstawienie teatralne.
-Szczęśliwy?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
Ceremonia dobiegła końca, a goście wyszli z kościoła. Para młoda i świadkowie, Bucky i Rhodey (dwóch Jamesów), zostali chwilę by uzupełnić formalności, przeznaczone na czas po ceremonii. Gdy wyszli z kościoła, Pepper i żona Bucky'ego zaczęły sypać w nich ryżem i centami. Miało to chyba życzyć życia bez głodu i z majątkiem.
-Jestem taka szczęśliwa, że mój synek znalazł wreszcie kogoś kto go utemperuje- powiedziała Maria Stark, ściskając ramię Howarda. Mężczyzna nie patrzył na syna lecz na przypadkowe drzewo rosnące na terenie kościoła. Lecz nawet ślepy zauważył by ten mały uśmiech i łzy gromadzące się w prawym oku.
-No, brat, cieszę się, że mnie zaprosiłeś.- Arno oparł się o ramiona Tony'ego.
-Sam się wprosiłeś.
Tuż przed wejściem do limuzyny, która miała zawieść ich na miejsce wesela, Clint Barton, którego poznali kilka dni temu w wyniku początku swojej współpracy z TARCZĄ, rzucił w nich kwiatem białej lilii.
-Gorzko! Gorzko!
Jednak tuż przed pocałunkiem Tony pochylił się nad uchem Steve'a.
-Teraz nie będziesz mógł w łóżku jęczeć "Stark".
I zamiast pocałunku, Tony dostał lilią w czoło.
CZYTASZ
Soulmate / Stony
Fanfic"Kiedy spotkasz swoją bratnią duszę, wiedz, że już nic nie będzie takie jak dawniej". Te słowa prześladowały Tony'ego od dziecka. Czternaście słów wyrytych na nadgarstku dwudziestoletniego miliardera niczym definicja z książki. Nic dla niego nie zna...