Środa to dzień odważnych

977 100 17
                                    

Środa zaczęła się tym samym co niemal każdy poniedziałek, kacem. Zbyt duża ilość brandy we krwi, spowodowała najpierw brak zdolności rozpoznania położenia ciała, przez co Tony po jednym ruchu ręką spadł z łóżka, potem potworny ból głowy, a na końcu odruch wymiotny i nieudolność utrzymania równowagi. Nie był to najgorszy kac w jego życiu. Wielokrotnie mieszał najróżniejsze alkohole ze swojego barku więc teraz, gdy pił na przemian tylko brandy i whisky, nie miał problemu z dotarciem do łazienki i wyciągnięcie z szafki aspiryny.

Poprzedniego wieczora, chciał wybiec z domu i przeprosić Steve'a. Nie wiedział za co ale chciał. Czuł się w jakimś stopniu winny, mimo że nie miał takiego powodu. Steve po prostu wyszedł, mówiąc, że jest późno. Nic nadzwyczajnego. Tony nic nie powiedział złego. Przez jego umysł nawet przemknęła myśl, że mówiąc o przyjaźni, Steve się przestraszył bo nie chciał znać na dłuższą metę kogoś takiego jak Tony. Na szczęście jego geniusz, który w tej chwili był błogosławiony, wyrzucił tego typu odpowiedź z dostępnych opcji. I Tony był temu wdzięczny.

-Jarvis, co zrobiłem źle?- czyny Tony'ego można podzielić na trzy kategorie: to co chciał zrobić, to co musiał zrobić i to co zrobił ale nie pamięta. Sięgnięcie po brandy zdecydowanie zaliczało się do dwóch pierwszych a w środowy poranek, również do trzeciej.

-On mnie już nie lubi.- leżał wtedy półnagi na łóżku z jeszcze, na szczęście, nie otwartą butelką alkoholu i wpatrując się w sufit, przyciskał ją do nagiej piersi. Czerwony szlafrok leżał na nim niedbale, co można by pominąć patrząc na to, że miał jednego buta. Drugi leżał gdzieś na szafie.

-Sir, nie wziął pan może pod uwagę jeszcze innej opcji?- próbując pocieszyć w jakikolwiek sposób swojego pana, Jarvis sporządził całkiem pokaźną listę odpowiedzi na pytanie Tony'ego. Kilka odpowiedzi wykreślił, kilka przeanalizował, kilka wyrzucił. I w ten sposób zostały dwa możliwe do przyjęcia wytłumaczenia na zachowanie Steve'a.

-Jakiej?- stan Tony'ego był tragiczny, biorąc pod uwagę, że był trzeźwy. Taki widok był normą tylko po kilku głębszych lub w akcie depresji jaką była wiadomość o śmierci matki. Był to najgorszy okres w życiu miliardera, w którym, o dziwo, nie tknął nawet kieliszka wódki.

-Skoro pan zakochał się w panu Rogersie, to może wypowiedział pan jego słowa.- geniusz sztucznej inteligencji oraz zdolność łączenia wątków i faktów czasami przerażała nawet samego jej stwórcę.

-Myślisz?- podniósł się do pozycji siedzącej i położył butelkę alkoholu na poduszce obok, jakby chciał mieć pewność, że się nie potłucze i będzie jej wygodnie.

-Prawdopodobieństwo zależy od tego ile jest słów. A biorąc pod uwagę, że pan Rogers mówi w dwóch językach...- wersja znikoma ale prawdopodobna.

-Nie lubię tych twoich prawdopodobieństw.

-Sam pan kazał obliczać wszystko co jest związane z pańską bratnią duszą. Nie pamięta pan?- Jarvis był już gotów pokazać na pół przezroczystym ekranie nagranie tego rozkazu. Od afery o skradzione projekty Howarda Starka, w której wzięła udział nawet policja, sztuczna inteligencja nagrywała niemal wszystko co działo się między ścianami Stark Tower. Chociażby bez pozwolenia geniusza.

-Pamiętam, pamiętam. To mnie tylko dobija.- znów upadł na poduszkę. Na niczym nie skupiony wzrok od razu wyhaczył kilka czarnych plam na suficie. Podejrzewał, że mogły to być jego dawne przyjaciółki muchy, które kilka tygodni temu gonił po całej wieży ze zwiniętą gazetą.

-Sir, jest godzina dziewiętnasta. Może pójdzie pan spać?

-Nie przed północą.- powiedział niczym jedną ze swoich zasad życiowych, które wymyślał na poczekaniu, otworzył butelkę brandy i wziął z niej porządnego łyka.

Teraz, siedząc na niewygodnym krześle przy stole w kuchni, zaczął zastanawiać się nad tym wszystkim na trzeźwo. Ból głowy i utrata dumy, nawiasem mówiąc po raz setny, przestały mu już doskwierać. 

"Kiedy spotkasz swoją bratnią duszę, wiedz, że już nic nie będzie takie jak dawniej". Słowa na nadgarstku zaczęły go na nowo piec. Odwinął bandaż zakrywający kawałek skóry i przejechał kciukiem po napisie. Tak bardzo chciałby usłyszeć te słowa z ust Rogersa.

Ale w bajki przestał wierzyć już w dzieciństwie, gdy przez suchość w gardle poszedł do kuchni i podejrzał jak jego mama podkłada kilka pudełek zapakowanych w świąteczny papier pod choinkę. Najpierw mówiła mu, że pomaga Świętemu Mikołajowi. Uwierzył. Jednak ciężko było jej jeszcze kłamać, że wyręcza Zajączka Wielkanocnego. Potem nie wkładał już mleczaków pod poduszkę.

-Jarvis, naszykuj mi garnitur. Jadę do firmy.- powiedział a jego głos był zachrypnięty.

-Myślę, że w pańskim stanie...- zaczęła sztuczna inteligencja, starając się w jakiś sposób odciągnąć swojego właściciela od pochopnych i nieprzemyślanych decyzji, jaką była rozmowa z Rogersem pod wpływem impulsu.

-Jarvis!- geniusz szybko jej przerwał dając do zrozumienia, że nie chce by jego słowo, było podważane przez kogokolwiek.

-Tak, sir.- w Stark Tower super nowoczesna była nawet garderoba. Jarvis osobiście nadzorował by ubrania a przede wszystkim drogie garnitury, były zawsze wyprasowane i poukładane. Już w ciągu trzydziestu sekund garnitur i czarne lakierki czekały na Tony'ego w sypialni.

Dopiero gdy się umył, przebrał i na tyle ogarnął by wyglądać jak człowiek cywilizowany, zdał sobie sprawę, że chciał zrobić Rogers'owi wyrzuty o coś, o co nie miał prawa. W końcu znali się trzy dni i poza pracą oraz niewinną znajomością, nic ich nie łączyło. Lubił to sobie wypominać.

Ale w sumie, jak spojrzał na to z lekkiej odległości czasowej, pamiętał jak kiedyś jego ojciec powiedział mu podczas rozmowy, tak, zdarzało im się normalnie rozmawiać, że wyznał miłość jego matce już po kilku godzinach znajomości. Maria podchodziła z lekkim dystansem do niego, jednak nie odrzuciła jego uczuć. A po kilku miesiącach stanowili szczęśliwe małżeństwo. Tony nie potrafił uwierzyć w połowę tej historii.

W jego żyłach nadal musiały być promile alkoholu, skoro postanowił jednak wyjść z wieży.

Soulmate / StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz