19.

5.3K 379 163
                                    

Następnego dnia, weszłam na boisko Quidditcha trzymając w ręce jedną ze szkolnych mioteł. Poszukałam wzrokiem dwójki gryfonów, z którymi się tutaj umówiłam. W końcu zauważyłam dwie ciemne plamy na białym śniegu idące w moją stronę. Chłopcy śmiali się głośno z żartu, który opowiedział James. Uśmiechnęłam się słabo widząc, że Syriusz wciąż nie rozwiązał mojej fryzury, którą mu zrobiłam wczorajszego wieczoru. Teraz oczywiście była w zdecydowanie gorszym stanie, na wszystkie strony odstawały mu kosmyki włosów, którym zdołało się uciec z warkoczy.

Dzisiejsza pogoda była wspaniała, przynajmniej teraz, o dosyć wczesnej godzinie. Śnieg w końcu przestał padać, pozostawiając za sobą gruby, biały puch. Temperatura utrzymywała się zera, a na niebie świeciło słońce. Wydawać się mogło, że nie było żadnego wiatru. Panowała cisza, a gałęzie drzew nie poruszały się tak, jakby były z zrobione z kamienia.

— Cześć, ślicznotko — powiedziałam do Blacka, kiedy był wystarczająco blisko mnie. Chłopak rozumiejąc moje nawiązanie do tego, jak pokładałam się wczoraj wieczorem ze śmiechu na samą myśl o nim w roli dziewczyny, uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową z rozbawieniem. — Potter, jesteś gotowy na skopanie ci tyłka?

Okularnik popatrzył na mnie, unosząc jedną brew.

— Nie miałam okazji zrobić tego kilka miesięcy temu, z winy pewnego idioty w tej szkole — powiedziałam, patrząc znacząco na Syriusza.

Gryfon o krótszych, zdecydowanie jaśniejszych włosach przystanął przede mną, opierając się o swoją miotłę.

— Naprawdę? Z wielką chęcią go poznam, musi mieć świetne poczucie humoru.

Black odparł z niewinnym uśmieszkiem, na co ja wzruszyłam ramionami. Nie miałam zamiaru tego komentować.

Poprawiłam okulary, które zaczynały zsuwać się z mojego nosa i usiadłam na miotle, podlatując kilka metrów nad ziemią. Owinęłam się szczelniej szalikiem i czekałam, aż chłopcy również zajmą pozycje.

— Zasady są takie — zaczął James, poważnym głosem, starając się udać profesor Hooch. Zaśmiałam się na to cicho. — Ten, kto trzy razy złapie znicza, wygrywa. Przy pierwszej okazji, przegrani muszą postawić wygranemu dwa kremowe piwa.

Po tych słowach wyciągnął z kieszeni skrywany znicz. W końcu jest kapitanem drużyny.

Podaliśmy sobie ręce, podlatując do siebie bliżej. Następie Potter wyrzucił piłkę w powietrze, a my ruszyliśmy za nią w pościg.

Na początku byłam zdecydowanie z tyłu, starając się wskrzesić moje dawne umiejętności, które ostatnio głęboko ukryłam. Pierwsza runda zakończyłam się niezwykle szybko, gdyż zanim zdążyłam w ogóle dobrze wyczuć moją miotłę i nad nią zapanować oraz się rozpędzić, James zdążył odnaleźć znicza i złapać go. Black skwitował to głośnym przeklęciem i wyzwaniem swojego przyjaciela od popisujących się kretynów.

Zaśmiałam się na ich przepychanki, zachowywali się jak pierwszoroczni.

— To jak, Hoden. Dalej chcesz mi skopać tyłek? — zapytał z dziką satysfakcją, przelatując obok mnie ze złotą piłką na dłoni.

Przewróciłam na to oczami i jedynie kazałam mu rozpocząć następną rundę. Tym razem poszło mi zdecydowanie lepiej.

Prześcignęłam Syriusza, wręcz śmiejąc mu się w twarz i zasłaniając mu widok. Leciałam tuż pod Potterem, czekając na odpowiedni moment. Dostrzegliśmy lecący nad trybunami znicz, dlatego momentalnie przyśpieszyliśmy i staraliśmy się zdezorientować i zostawić w tyle drugą osobę. Nim gryfon się zorientował, podleciałam do góry i mocno odepchnęłam chłopaka nogą w bok, wystarczająco, aby odwrócić jego uwagę, lecz nie zrzucić go z miotły. Pochyliłam się, ściskając koniec miotły, aż znicz był centralnie przed moim nosem.

Wicked Game • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz