Następnego dnia, weszłam na boisko Quidditcha trzymając w ręce jedną ze szkolnych mioteł. Poszukałam wzrokiem dwójki gryfonów, z którymi się tutaj umówiłam. W końcu zauważyłam dwie ciemne plamy na białym śniegu idące w moją stronę. Chłopcy śmiali się głośno z żartu, który opowiedział James. Uśmiechnęłam się słabo widząc, że Syriusz wciąż nie rozwiązał mojej fryzury, którą mu zrobiłam wczorajszego wieczoru. Teraz oczywiście była w zdecydowanie gorszym stanie, na wszystkie strony odstawały mu kosmyki włosów, którym zdołało się uciec z warkoczy.
Dzisiejsza pogoda była wspaniała, przynajmniej teraz, o dosyć wczesnej godzinie. Śnieg w końcu przestał padać, pozostawiając za sobą gruby, biały puch. Temperatura utrzymywała się zera, a na niebie świeciło słońce. Wydawać się mogło, że nie było żadnego wiatru. Panowała cisza, a gałęzie drzew nie poruszały się tak, jakby były z zrobione z kamienia.
— Cześć, ślicznotko — powiedziałam do Blacka, kiedy był wystarczająco blisko mnie. Chłopak rozumiejąc moje nawiązanie do tego, jak pokładałam się wczoraj wieczorem ze śmiechu na samą myśl o nim w roli dziewczyny, uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową z rozbawieniem. — Potter, jesteś gotowy na skopanie ci tyłka?
Okularnik popatrzył na mnie, unosząc jedną brew.
— Nie miałam okazji zrobić tego kilka miesięcy temu, z winy pewnego idioty w tej szkole — powiedziałam, patrząc znacząco na Syriusza.
Gryfon o krótszych, zdecydowanie jaśniejszych włosach przystanął przede mną, opierając się o swoją miotłę.
— Naprawdę? Z wielką chęcią go poznam, musi mieć świetne poczucie humoru.
Black odparł z niewinnym uśmieszkiem, na co ja wzruszyłam ramionami. Nie miałam zamiaru tego komentować.
Poprawiłam okulary, które zaczynały zsuwać się z mojego nosa i usiadłam na miotle, podlatując kilka metrów nad ziemią. Owinęłam się szczelniej szalikiem i czekałam, aż chłopcy również zajmą pozycje.
— Zasady są takie — zaczął James, poważnym głosem, starając się udać profesor Hooch. Zaśmiałam się na to cicho. — Ten, kto trzy razy złapie znicza, wygrywa. Przy pierwszej okazji, przegrani muszą postawić wygranemu dwa kremowe piwa.
Po tych słowach wyciągnął z kieszeni skrywany znicz. W końcu jest kapitanem drużyny.
Podaliśmy sobie ręce, podlatując do siebie bliżej. Następie Potter wyrzucił piłkę w powietrze, a my ruszyliśmy za nią w pościg.
Na początku byłam zdecydowanie z tyłu, starając się wskrzesić moje dawne umiejętności, które ostatnio głęboko ukryłam. Pierwsza runda zakończyłam się niezwykle szybko, gdyż zanim zdążyłam w ogóle dobrze wyczuć moją miotłę i nad nią zapanować oraz się rozpędzić, James zdążył odnaleźć znicza i złapać go. Black skwitował to głośnym przeklęciem i wyzwaniem swojego przyjaciela od popisujących się kretynów.
Zaśmiałam się na ich przepychanki, zachowywali się jak pierwszoroczni.
— To jak, Hoden. Dalej chcesz mi skopać tyłek? — zapytał z dziką satysfakcją, przelatując obok mnie ze złotą piłką na dłoni.
Przewróciłam na to oczami i jedynie kazałam mu rozpocząć następną rundę. Tym razem poszło mi zdecydowanie lepiej.
Prześcignęłam Syriusza, wręcz śmiejąc mu się w twarz i zasłaniając mu widok. Leciałam tuż pod Potterem, czekając na odpowiedni moment. Dostrzegliśmy lecący nad trybunami znicz, dlatego momentalnie przyśpieszyliśmy i staraliśmy się zdezorientować i zostawić w tyle drugą osobę. Nim gryfon się zorientował, podleciałam do góry i mocno odepchnęłam chłopaka nogą w bok, wystarczająco, aby odwrócić jego uwagę, lecz nie zrzucić go z miotły. Pochyliłam się, ściskając koniec miotły, aż znicz był centralnie przed moim nosem.
CZYTASZ
Wicked Game • Syriusz Black
FanfictionW Wielkiej Brytanii nadeszły mroczne czasy. Potężny czarnoksiężnik zbiera armię swoich popleczników, którzy zrobią wszystko, aby przywrócić na świecie porządek, ich porządek. Polegający na panowaniu czarodziei czystej krwi. Pośród tego wszystkiego...