27.

4.9K 356 220
                                    

Środek tygodnia, dochodziła ósma wieczorem. Ze wszystkich przeszłych tygodni oraz wydarzeń, przyzwyczaiłam się do obecności drugiej osoby, dlatego będąc sama w bibliotece poczułam się dziwnie. Tak, jakbym do tej pory bez przerwy tego nie robiła. Zaśmiałam się na to pod nosem.

Nie minął miesiąc, a związek z tym czubkiem już mnie zmienił. Jeśli o nim mowa, to właśnie jeden z powodów, dla których zostałam osamotniona.

Hannah i Remus robili Merlin — wie — co, jedyne co wiedziałam to fakt, że gdzieś zniknęli. A ta długowłosa cholera? Wdał się w pojedynek ze Snape'm.

Gdy James wbiegł na obiad do Wielkiej Sali, zdyszany i z szatą zwisającą z jego ramion, wiedziałam, że coś się stało. Pognał w moją stronę i rzucił jedynie słowa „Syriusz. Skrzydło szpitalne". Dosłownie pięć sekund później znalazłam się obok niego, zdzierając sobie gardło na to, jak bezmyślny był zadzierając z nim, kimś tak niebezpiecznym i będącym jednym z nich.

Wiedziałam o jego sytuacji ze ślizgonem, jednak oczekiwałam po nim innego zachowania. Chociaż czego ja się mogłam spodziewać po Syriuszu Blacku?

Nawet nie pomogły mi jego spojrzenie szczeniaczka ani fakt, że był zraniony. Wyszłam z pomieszczenia, zła na jego bezmyślną postawę.

Bez przerwy zadawałam sobie pytanie, co by było, gdyby użył na nim czarnej magii? Cholera, Snape na pewno już o nas wie. Właśnie to mnie najbardziej przerażało.

Spojrzałam na zegarek na ręce, na pewno skończy swój szlaban o późnej godzinie. Nawet nie będę miała czasu z nim porozmawiać.

— Wybacz mi, że przerywam, ale czy mogę się dosiąść? — usłyszałam nad sobą.

Momentalnie się wyprostowałam i zauważyłam, że wpatruję bezmyślnie w słowa w książce. Spojrzałam w górę, starając się narzucić na twarz maskę obojętności, jednak zawiodłam, kiedy ujrzałam kto nade mną stał.

Oh na Merlina, dlaczego musi to spotykać mnie?

Jęknęłam w duszy. William Dormer.

Może gdybym była na czwartym, bądź piątym roku, piszczałabym właśnie z podekscytowania, a Hannah nie mogłaby mi uwierzyć, gdybym jej o tym powiedziała.

Kapitan drużyny Ślizgonów. Przebiegła szuja należąca do Klubu Ślimaka. Arystokrata, czysta krew. A co najgorsze? Zabójczo przystojny.

Idealnie ułożone na bok, krótkie, czarne loki. Zielone oczy, ledwo widoczne piegi na prostym nosie. Wysoko usadzone kości policzkowe. Niezbyt pełne, lecz szerokie usta. Wysportowana sylwetka z szerokimi ramionami.

Cholerny ideał.

Gdybym zajrzała do słownika i odszukała słowo „Slytherin", mogłabym tam znaleźć jego zdjęcie. Ostatnio osoba w tym zamku, której bym zaufała. No, może przedostatnia.

Wzięłam głęboki oddech, a następnie wypuściłam powietrze ustami. Zacisnęłam palce na okładce książki, a drugą ręką zabrałam torbę z krzesła obok mnie, dając tym znak, że nie mam z tym problemu.

Pff, oczywiście, że mam. Nie będę jednak na tyle głupia, żeby z nim zadzierać.

Dormer uśmiechnął się do mnie szeroko, ukazując tym dołeczki w policzkach. Zmrużyłam brwi, nie rozumiejąc jego zachowania. Podejrzane to mało powiedziane.

Rozejrzałam się po bibliotece. Jest późna godzina, a miejsca do wyboru, do koloru. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka.

— Abigail, tak? — zapytał.

Wicked Game • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz