II. Rozdział 9

3.2K 279 202
                                    

Posunęłam mięso najpierw w jeden kąt talerza, następnie drugi i tak w kółko. Westchnęłam cicho, wypuszczając sztućce z rąk i sięgając po szklankę z wodą.

Spojrzałam ukradkiem na Francisa, jedzącego w spokoju obiad po drugiej stronie stołu. Oparłam brodę na ręce i zaczęłam wpatrywać się w świeże kwiaty w wazonie, piękny, fioletowy irys.

Usłyszałam dzwonienie srebrnej zastawy o talerz i wybudziłam się z rozmyślań, unosząc głowę do góry i patrząc prosto w jego oczy.

— Coś się stało, moja droga? — zapytał. Prychnęłam w duszy myśląc już nad odpowiedzią, której nie mogłabym udzielić na głos.

Czy coś się stało? Tak, znalazłam się w środku piekła, które muszę znosić Merlin — wie — ile.

Na moją twarz wpłynął szeroki, sztuczny uśmiech.

— Nie, ostatnio gnębi mnie migrena. To nic takiego.

— Chyba niezbyt się wysypiasz, prawda? — odparł, krzyżując ręce na stole. Zmarszczka między jego brwiami oznaczała zmartwienie, jednak tylko sam mógł wiedzieć, czy było to prawdziwe uczucie. — Nie oszukasz mnie. Zauważyłem, że znikasz w nocy i bez przerwy kręcisz się w łóżku.

Znikam, aby tylko nie musieć dzielić łoża z kimś takim, jak on. Znikam, aby móc odetchnąć świeżym powietrzem i móc w końcu zrzucić maskę fałszywego szczęścia. Aby dać upust łez i spalić kilka paczek papierosów, aż nie ujrzę na niebie wschodzącego słońca.

Zaśmiałam się smutno i przytaknęłam głową na jego słowa.

— Dzisiaj wychodzę, mogę wrócić późnym wieczorem — oznajmiłam mężczyźnie. Coś w jego twarzy momentalnie się zmieniło. — Chciałam... odwiedzić starego przyjaciela.

Carlton pozostał cicho, jedynie skinął na to głową, lecz przyglądał mi się podejrzliwie. Chcąc odwrócić jego uwagę, wypuściłam z ust powietrze i powróciłam do spożywania posiłku.

— Czyżby twój naszyjnik był podarunkiem od tego przyjaciela? — zapytał łagodnie.

Momentalnie się zakrztusiłam przeżuwaną jedzeniem.

— Nie, nie — zaśmiałam się cicho. — Jestem pewna, że to ostatnia osoba, która chciałaby mi coś wręczyć.

— Czyli dobroczyńca pozostaje nieznany — powiedział i oparł się o krzesło. — Jednak mimo wszystko widzę, że się do niego przywiązałaś. Nie zdejmujesz go od wigilii.

Kolejne prychnięcie.

Gdyby tylko wiedział, że jest to jego dokładna replika transmutowana z igły, a oryginał został przeze mnie doskonale ukryty. Coś mi zaczęło potężnie śmierdzieć, gdy tylko nalegał, abym w nim pozostała. Przykrył się faktem, iż do mnie pasuje, a prawdziwego powodu mogłam się jedynie domyślać.

Miał na mnie niepokojący wpływ. Czułam się nieswoja, jakby jakaś inna dusza wstąpiła w moje ciało i walczyła ze mną o kontrolę nad tym, co robię. Mimo tej długiej walki udało mi się od niego odciągnąć. Tak, jakbym była zahipnotyzowana. Cóż, niekoniecznie ja go zdjęłam, ale to nie jest najważniejszy szczegół.

Po posiłku wstałam bez słowa od stołu i podążyłam do garderoby, z której zabrałam ze sobą torebkę, w której ukryłam naszyjnik oraz drogą butelkę ognistej whisky, którą znalazłam w głębi barku.

Wyszłam z domu tylnymi drzwiami i przekroczyłam bramę, dzięki czemu mogłam się bezpiecznie teleportować.

Po kilku sekundach znalazłam się przed murami Hogwartu.

Wicked Game • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz