30. - Epilog

5K 356 330
                                    

Tego wieczoru specjalnie postanowiłam włożyć trochę więcej pracy w to, jak wyglądam. Myśląc o tym jak absurdalne jest moje zachowanie i fakt, że pierwszy raz w życiu faktycznie świętuję walentynki, rozczesałam i zaplotłam górną część moich włosów w dobieranego warkocza.

Ubrałam się w czarną, krótką spódniczkę i granatowy sweter, na którym odbijał się złoty wisiorek z pierwszą literą mojego imienia.

— Proszę, proszę — powiedziała Hannah, gdy weszła do naszego dormitorium. Zauważyłam na jej twarzy szeroki uśmiech, a w rękach duży bukiet czerwonych róż.

— Widzę, że pan Lupin wkupił się w twoje łaski po tych kartkach — mruknęłam, sięgając po kosmetyki. Zasiadłam przed lustrem i rozpoczęłam rytuał udawania, że wiem, co mam z nimi robić.

Brunetka wstawiła kwiaty do wazonu, który był zakopany gdzieś w jej szafie oraz wlała do niego wodę.

— Ja za to widzę, że panna Hoden zaraz zniszczy swój wygląd, kiedy w końcu wsadzi sobie tą maskarę do oka — westchnęła Moore i wzięła krzesło sprzed mojego lustra, a następnie usiadła naprzeciwko mnie i zabrała ode mnie tubkę z tuszem.

Dziewczyna pomogła mi się pomalować, przy okazji opowiadając o wydarzeniach z dzisiejszego dnia.

— Widziałam się z Lily — zaczęła. — Ta dziewczyna niedługo wykończy się z Jamesem, przysięgam.

W jej głosie słyszałam rozbawienie, dlatego jeszcze bardziej zaciekawiły mnie jej słowa.

— Ma gorzej ode mnie? — prychnęłam. — Biedna.

— Wyobraź sobie, że Potter zapłacił kilku dzieciakom z chóru, żeby zaśpiewały jej jakąś balladę — wyjaśniła. — Evans prawie zeszła na zawał, gdy ją zaskoczyli.

Zaczęłam się głośno śmiać, próbując sobie wyobrazić minę rudowłosej. Krukonka spojrzała na mnie i zlustrowała mój strój wzrokiem, a następnie uśmiechnęła się szeroko.

— Co? — zapytałam, lekko przestraszona. — Coś nie tak? To trochę za dużo?

Hannah pokręciła rozbawiona głową.

— Nie, po prostu to wciąż dziwne — odparła. — Widzieć, jak się dla niego odstrajasz.

— Wcale się nie odstroiłam! — krzyknęłam oburzona. Widząc, jej spojrzenie, przewróciłam oczami. — Dobrze, może trochę.

Popatrzyłam na zegarek i przeklęłam siarczyście pod nosem. Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że lepiej już nie będzie. Wstałam z krzesła i wybiegłam z dormitorium rzucając za sobą, że jestem spóźniona.

Wyszłam przed pokój wspólny i o mało nie zderzyłam się z chłopakiem stojącym niedaleko wyjścia. Spojrzałam w górę i dostrzegłam Syriusza z szerokim uśmiechem na twarzy.

Zauważyłam, że on również nie pogardził od stania przez godzinę przed lustrem. Jego włosy były ładnie ułożone i rozczesane, co na pewno zrobił z grymasem na twarzy, w dodatku po długim czasie zadawania sobie pytania „Czy warto?". Miał na sobie czarną (a jakże) koszulę z podwiniętymi rękawami oraz tego samego koloru spodnie. Zauważyłam na jego prawym nadgarstku coś niespotykanego, czyli biżuterię.

Gryfon miał na sobie bransoletkę wykonaną z granatowych koralików na czarnym sznureczku. Nie skomentowałam tego, jedynie przeniosłam wzrok na coś innego, a mianowicie bukiet kwiatów, który trzymał.

Nie poszedł na łatwiznę i nie zdobył dla mnie oklepanych, czerwonych róż. Chłopak trzymał w ręce piękne, niebieskie niezapominajki. Mogłam się jedynie domyślać, że był to celowy wybór.

Wicked Game • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz