II. Rozdział 6

3.4K 264 200
                                    

— Odsuń się! — krzyknęłam przerażonym głosem.

W tym momencie nie obchodziło mnie nic innego, oprócz uratowania Francisa. Gdy Hannah wciąż jedynie wpatrywała się we mnie z rozdziawioną miną jak na idiotkę, pchnęłam ją na komodę ustawioną w korytarzu i ścisnęłam w dłoni różdżkę.

Z użyciem zaklęcie zaczęłam lewitować mężczyznę w stronę jadalni, jak najszybciej tylko potrafiłam. Zrzuciłam wszystkie przedmioty na podłogę i ułożyłam go na twardym, drewnianym stole, twarzą do sufitu.

— Abigail... — zaczęła kobieta drżącym głosem. — Czy t...

— Snape — powiedziałam. — Sprowadź mi tu Snape'a!

— Co? — zapytała zdziwiona.

Odwróciłam się do niej, niemal wściekła na jej głupotę.

— Kto tu dysponuje eliksirami? — odparłam.

Brunetka w końcu zrozumiała, co mam na myśli i wyciągnęła z kieszeni różdżkę. Następnie wyczarowała patronusa, który najszybciej potrafił przenieść wiadomość do zamku.

Odwróciłam się do Francisa i rozerwałam jego płaszcz, słysząc głuchy brzęk guzików o podłogę. Następnie zsunęłam go z jego ramion, tak samo jak marynarkę, a następnie koszulę, którą szybko rozpięłam.

Zacisnęłam mocno zęby czując, jak moje oczy zaczynają się szklić.

Nie, nie teraz. Nie rozklejaj się, a wszystko będzie dobrze.

Spojrzałam ze strachem na długie, głębokie rozcięcia przebiegające przez jego pierś oraz brzuch. Moje ręce zostały poplamione przez krew, która zaczęła coraz szybciej płynąć.

Usłyszałam kaszel i popatrzyłam w górę, mężczyzna starał się złapać oddech i nie dusić krwią. Zauważyłam również, że odzyskał przytomność i wpatrywał się szeroko otwartymi oczami w sufit.

— Ćśś, kochanie, wszystko będzie dobrze — powiedziałam, starając się go uspokoić. — Wszystko będzie dobrze, obiecuję.

Mój głos stawał się coraz bardziej słaby, a łzy zaczęły spływać po moich policzkach.

Ja znam odpowiednie zaklęcie, wiem, jak ono brzmi. Chwila, jak ono do cholery brzmi?!

Z korytarza można było słychać głośne odgłosy schodzenia po schodach.

— Co wy tam wyprawiacie?! — odezwał się Syriusz.

Gdy wkroczył do pomieszczenia, na sekundę odwróciłam wzrok w jego stronę. Spojrzałam prosto w jego oczy, które na początku zdenerwowane i zmrużone, złagodniały, za to Black stanął jak wmurowany.

Ścisnęłam mocniej różdżkę tak, że pobielały mi knykcie. Starałam się utrzymać powagę, ale nie mogłam, po prostu nie mogłam.

— Vol... Vul... — zaczęłam mówić trzęsącym się głosem.

Coraz więcej krwi, coraz mniej czasu.

— Abigail — usłyszałam jego głos, słabo i ledwo słyszalny. Popatrzyłam w jego ciemne, brązowe oczy. — Proszę, Abigail. Spójrz na mnie.

Poczułam, jak mężczyzna resztkami sił dotyka mojej dłoni.

— Vul — Vulnera — mówiłam, ponownie skupiając się na zatamowaniu krwawienia i zasklepieniu ran.

Kolejne odgłosy, tym razem dochodzące z drzwi wejściowych. Szybkie, ciężkie kroki stąpające po skrzypiącym drewnie.

W jadalni pojawił się Snape, natychmiastowo podszedł do leżącego Francisa i odsunął mnie, a następnie zaczął wypowiadać pod nosem zaklęcie z różdżką, którą trzymał już w pogotowiu.

Wicked Game • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz