II. Rozdział 7

3.3K 281 121
                                    

Spoglądałam w sufit tak długo, aż oddech Francisa unormował się i wiedziałam, że usnął. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że ma głęboki sen, a obudzenie go równało się z cudem, co jeszcze bardziej mi pomagało. Uniosłam rękę, przez którą byłam w niego wtulona i lekko uniosłam kołdrę, a następnie opuściłam gołe stopy na zimną, drewnianą podłogę.

Udałam się do ogromnej garderoby, która znajdowała się za jednymi z trzech drzwi w sypialni. Przenieśliśmy się do mojego dworu dopiero wczoraj wieczorem, dlatego wciąż się dobrze nie rozpakowałam. Chwyciłam pierwszą, lepszą sukienkę wiszącą na wieszaku i zrzuciłam z siebie piżamę, a następnie w pośpiechu założyłam normalne ubranie. Złapałam mój czarny płaszcz i kozaki.

— Lumos — mruknęłam z wyciągniętą różdżką, wskazującą na srebrny zegarek pozostawiony samotnie na komodzie. Dobiegała pierwsza w nocy.

On i tak pewnie jeszcze nie śpi.

Ze źródłem światła na końcu różdżki schyliłam się do walizki i zanurkowałam ręką na sam dół. Kiedy poczułam kosmetyczkę, wyciągnęłam ją i odsunęłam, a następnie wyjęłam złożoną fotografię.

Wyszłam z pomieszczenia i udałam się ogromnymi, marmurowymi schodami na dół. Na parterze włożyłam buty i opuściłam rezydencję. Przeszłam kawałek podjazdu i otworzyłam bramę, którą następnie przekroczyłam. Dopiero wtedy mogłam się teleportować.

Po pojawieniu się na Grimmauld Place przeklęłam się pod nosem za to, że nie założyłam czegoś cieplejszego. Pośpiech pośpiechem, ale muszę czasami użyć mózgu.

W kilka sekund wbiegłam schodkami pod drzwi i mocno w nie zapukałam dużą, srebrną kołatką. Zaczekałam kilka sekund, następnie minut, lecz nikt nie odpowiadał. Przewróciłam na to oczami i odetchnęłam głośno.

Wyjęłam różdżkę i wyczarowałam patronusa, który przybrał postać jastrzębia. Zatrzepotał swoimi skrzydłami, a ja wysłałam go z wiadomością do mężczyzny, żeby jak najszybciej zebrał swój tył i mi otworzył.

Tym razem nie musiałam długo czekać, w drzwiach został przekręcony zamek, a za nimi pojawił się Syriusz, zaspany, w szlafroku, ze skołtunionymi włosami.

— Co na M... — zaczął ze zmieszaną miną, lecz mu przerwałam.

— Miałeś rację — powiedziałam twardo, ledwo wydobywając to z ust. — Coś jest nie tak.

x

Dzień wcześniej

Niechętnie zapukałam w drzwi pokoju Syriusza, przewracając oczami na zachowanie Hannah. Żegnać się, po co ja mam się z nim żegnać? Zachowuje się, lekko mówiąc, dziecinnie. Nie wyjeżdżam, tylko się wyprowadzam, powinno mu ulżyć.

Brunet otworzył mi i zlustrował mnie wzrokiem, a następnie bez żadnego ostrzeżenia złapał za nadgarstek i wciągnął do swojej sypialni.

— Co ty wyprawiasz?! — krzyknęłam spanikowana, a ten położył mi rękę na ustach.

— Daj mi to wyjaśnić — odparł. — Tylko lepiej nie krzycz, nie w jego obecności.

— Co? — zaśmiałam się sarkastycznie i skrzyżowałam ręce w ramionach. — O czym ty wygadujesz?

Po raz pierwszy znalazłam się w tym pomieszczeniu, dlatego ukradkowo rozejrzałam się i stwierdziłam, że Black kompletnie nie potrafi utrzymać porządku w pokoju. Porozrzucane książki, ubrania i inne dziwne przedmioty, o które wolałabym nie pytać.

— Francis. Ja go znam, a przynajmniej kojarzę — powiedział. — Nie jest tym, za kogo się podaje.

Uniosłam brew i popatrzyłam na niego przez chwilę, a potem znów się zaśmiałam.

Wicked Game • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz