II. Rozdział 1

4K 315 501
                                    

Teleportowałam się, czemu towarzyszył bardzo charakterystyczny trzask. Momentalnie zaczęłam lekko kaszleć, a następnie poczułam ucisk w głowie. Cholerna teleportacja międzykontynentalna. Przetarłam oczy zza okularów, czując ich suchość. Rozejrzałam się w ciemnej uliczce i dostrzegłam postać stojącą pod lampą uliczną. Była to kobieta, kilka lat młodsza ode mnie. Jej włosy były koloru intensywnego różu, a na sobie miała zwykłe dżinsy, koszulkę i skórzaną, wypłowiałą kurtkę.

Wyjęłam z kieszeni swojego długiego, czarnego płaszcza urywek pergaminu i po raz setny przeczytałam adres, który się na nim znajdował.

„Grimmauld Place 12"

Przecież tu nie ma żadnego mieszkania z tym numerem! Westchnęłam zdenerwowana.

— Hoden? — usłyszałam, jak samotnie stojąca kobieta odzywa się do mnie.

Uniosłam wzrok i spotkałam się z jej ciemnymi oczami, które z tej odległości wyglądały jak małe węgliki. Zdziwiłam się lekko, jednak przytaknęłam głową.

— Miałam na ciebie poczekać — wyjaśniła i podeszła do mnie. Gdy zbliżyła się, na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech. — To takie dziwne, w Hogwarcie uczyłam się z pani podręczników, a teraz...

— Abigail, jeśli można — przerwałam jej, uśmiechając się lekko i wyciągając w jej stronę dłoń.

Kobieta stała nieruchoma z rozdziawioną buzią. Otrząsnęła się, potrząsając głową, dzięki czemu jej kolorowe włosy zafalowały.

— No tak, jasne — odparła i uścisnęła moją rękę. — Jestem Tonks. Znaczy, Nimfadora Tonks, ale wolę po nazwisku. Matka musiała stroić sobie ze mnie żarty, gdy mnie nazywała.

Zaśmiałam się pod nosem. Urocza kobieta.

— Możemy wejść do środka? — zapytałam. — Zapomniałam już, jak tutejszy klimat potrafi być nieprzyjemny.

— Ah, tak!

Tonks wyciągnęła z kurtki różdżkę i pomachała nią, pod nosem wymawiając jakieś zaklęcie. No tak, można się było tego po nim spodziewać.

Gdy mieszkania rozszerzyły się, ukazując jedne ukryte drzwi ze znaczkiem „12", chwyciłam za rączkę od mojej dużej walizki. Czarownica poszła pierwsza, oświetlając ulicę różdżką.

Przy moim chodzie towarzyszył głuchy stukot obcasów, przez ciszę osamotnionej ulicy. Wstrzymałam na chwilę powietrze, czując zdenerwowanie.

„Nie bój się, najdroższa. Wierzę, że dasz sobie radę."

W głowie usłyszałam znajomy, męski głos. Prychnęłam na to cichutko. Tak, łatwo mu to mówić. On nie musi stawiać czoła przed kimś takim.

Uścisnęłam mocniej rączkę, starając rozładować napięcie.

Weszłyśmy do mieszkania, a powitało nas ciepło i światło lamp. Korytarz w wejściu nie był zbyt szeroki, dlatego męczyłam się z wtaszczeniem do środka mojego bagażu.

Usłyszałam, jak z najbliższych drzwi słychać głośne, wesołe rozmowy. Wdech, wydech. Spokojnie. Tak, jak cię uczył. Nie stresuj się, wszystko będzie dobrze.

A przynajmniej mam taką nadzieję.

Zsunęłam z ramion płaszcz, ukazując cienką, granatową koszulę z rozpiętymi pierwszymi dwoma guzikami. Dzięki temu na mojej szyi odznaczał się cienki naszyjnik ze złota, który miał malutki, pięknie świecący diament. Wygładziłam zwiewną, czarną, plisowaną spódnicę, która sięgała mi kilka centymetrów za kolana.

Wicked Game • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz