II. Rozdział 8

3.4K 280 78
                                    

 Stałam przed lustrem w ogromnej łazience w moim dworze, której drzwi były otwarte na sypialnię moją oraz Francisa. Skierowałam tam wzrok, a dokładniej na otwartą garderobę, w której urzędował mężczyzna.

Odetchnęłam głośno i ponownie wróciłam wzrokiem do swojego odbicia. Miałam w nim idealny widok na drzwi po drugiej stronie pomieszczenia. Chwyciłam za szczotkę, którą zaczęłam powoli przejeżdżać po moich ciemnoblond włosach, które po potraktowaniu Ulizanną znalazły się w idealnie prostym, niespuszonym stanie.

Zlustrowałam swój strój, który wybierałam w pośpiechu. Była to prosta, dość obcisła, lecz elegancka bordowa sukienka oraz niskie, czarne obcasy.

Przełknęłam ślinę zdenerwowana całą tą sytuacją. Stresuje mnie samo przebywanie w jednym pomieszczeniu z tym mężczyzną, jak miałam dzielić z nim łóżko i spokojnie zasnąć? Jakim cudem na Merlina żyłam u jego boku tyle lat i niczego nie zauważyłam?

— Abigail! — usłyszałam jego głos.

Poderwałam głowę do góry.

— Słucham? — odparłam nonszalanckim, beznamiętnym głosem, nieukazującym mojego strachu. Tak, by niczego nie podejrzewał.

Mężczyzna wyłonił się z garderoby, niosąc w rękach dwa krawaty. Jeden bordowy, niemalże czarny, drugi za to ciemnozielony. Stukot jego butów rozbrzmiała w sypialni, aż przeszedł do łazienki, gdzie obcasy obijały się o kamień.

Położyłam szczotkę na blacie i odwróciłam się do niego, opierając o umywalkę oraz szafki. Brunet przyłożył oba krawaty do szyi. Zdobyłam się na sztuczny uśmiech. Na tyle dobry, aby wydawał się, że jest rozbawiony i ciepły.

— Biorąc pod uwagę moją kolorystykę uważam, że warto byłoby się dopasować — rzuciłam. — Zielony nie będzie pasował do mojego boku.

Mężczyzna zaśmiał się ciepło i podszedł bliżej mnie, odkładając rzeczy na szafkę.

— Przeciwieństwa czasem do siebie pasują, prawda? — powiedział, schylając się nade mną.

Z moich ust nawet na sekundę nie schodził fałszywy uśmiech, który bolał nie tylko w policzkach, ale również w sercu. Ten cholerny facet może mieć krew na swoich rękach, a ja stoję tu, wciąż będąc jego narzeczoną, pławiąc się w jego głosie i spojrzeniu.

Najchętniej przerwałabym to wszystko tu i teraz, wyciągając różdżkę i wymawiając jakieś paskudne zaklęcie.

Carlton uniósł dłoń i położył ją na moim policzku, lekko go gładząc, utrzymując ze mną kontakt wzrokowy.

Nie minęła sekunda, a spełniło się to, czego się spodziewałam. Francis złączył nasze usta w powolnym, namiętnym pocałunku. Zdecydowanie innym pocałunku od dosyć dłuższego czasu. Ten miał w sobie ten efekt, przez który miękły mi kolana, a całe stado motyli próbowało wydostać się z mojego brzucha. To był ten, dzięki któremu straciłam głowę dla Francisa.

Zamknęłam oczy, a moja ręka automatycznie powędrowała na tył głowy mężczyzny, aby upewnić się, że nigdzie się nie oddali. Poczułam jego dłonie na mojej talii, błądzące powoli w górę i w dół. Brunet przeniósł swoje usta na moją żuchwę, następnie na szyję. Odchyliłam posłusznie głowę, dając mu lepszy dostęp. Czując jego pocałunki w tym miejscu, z moich ust wydostał się cichy, stłumiony jęk.

Otworzyłam oczy, gdy poczułam, jak Francis unosi mnie i sadza na blacie, stając między moimi nogami. Uniosłam głowę nad jego ramię, a mój wzrok momentalnie padł na drugie lustro ustawione na ścianie tuż za nami.

Ujrzałam w swoich oczach coś zupełnie innego, niż wściekłość i obrzydzenie, które powinnam czuć, gdy znajdowałam się u boku tego człowieka. Nie, ja zobaczyłam czystą przyjemność oraz szczęście.

Wicked Game • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz