- Musimy dostać się do Korporacji Oscorp.- Powiedział sciszając ton głosu, do takiego stopnia że ja ledwo go usłyszałam.
- Co masz na myśli mówiąc ,, dostać się"? - Wyrużniłam dwa ostatnie wyrazy cudzysłowiem z palców.
- Tak jakby...
- ...Się włamiemy?- Nie dałam mu dokończyć.
- Ani słowa nikomu, do śmierci.- Dodał (chyba) patrząc mi w oczy i kładąc mi jedną rękę na ramieniu.
- A komu miałabym powiedzieć?- Prychnęłam.
- Dobra, wierzę Ci.
- To dobrze, ale jak ty chcesz się tam dostać?- Zapytałam po chwili namysłu.
- Na początek wychodzisz z domu, będę czekał na dachu. Resztę opowiem Ci w trakcie.
- Dobra. - Odpowiedziałam i zaczęłam się pakować.
- Plecak nie będzie Ci potrzeby.
- To będzie dziwnie wyglądać, jak wyjdę z domu bez niego.
Nic nie odpowiedział, było to dla mnie znakiem że to najlepsza chwila na rozpoczęcie planu.
Wyszłam z pokoju, zbiegłam po schodach i zaczęłam ubierać buty.- Na moje nieszczęście właśnie wtedy podeszła do mnie mama.
- Może zdejmij tę bluzę, jest ciepło.- Powiedziała, a mi z tyłu głowy zapaliła się czerwona lampka.
Jeśli mama zobaczy, że noszę strój to po mnie...
- Nie, ja z Amber... idziemy na l-lodowisko.- Wypaliłam bez namysłu.
- Gdzie jest lodowisko w jesień?- Zapytała podejrzliwie.
- W galerii handlowej, zadzwonię kiedy będę wracała. Pa!
- Dobrze idź, tylko wróć przed dwudziestą!- Krzyknęła, po czym ja zamknęłam za sobą drzwi. Rozejrzałam się, uważając na to czy nikt mnie nie widzi. Wspięłam się po rynnie i odłożyłam plecak do pokoju.
Poszłam za dom, weszłam na dach po cegłach i ujrzałam Pająka siedzącego po turecku, grającego w jakąś grę.
- Już jestem.- Powiedziałam.
- Co tak długo?- Ja no nie było mnie trzy minuty, a ten chisterję robi.
- Mama powiedziała że jest ciepło, i że powinnam zdjąć bluzę, a ja powiedziałam jej że idę na lodowisko, do galerii.
- Dobra wymówka.- Zaśmiał się pod nosem.
- Dzięki ale wracając do tematu gdzie znajduje się Oscorp?- Przypomniałaś.
- Około kilometr z tąd, będzie szybciej jak się mnie złapiesz. Znam drogę.
- Dobra, ale następnym razem lecę sama.- Zarządziłam.
- Więcej tam nie wrócimy, tak będzie rozsądniej.
Pająk podszedł do mnie, objął mnie w talii, ja zaczepiłam się o jego ramiona.
Oderwał się od ziemi, skakał z budynku na budynek, aż dolecieliśmy do wieżowca. Ukryliśmy się w jakiejś alejce, Pająk założył na kostium zwykłe ciuchy a na maskę czarną kominiarkę (żeby nikt wiedział kim jest) i poszliśmy w stronę Oscorp.
Weszliśmy przez wielkie, szklane drzwi, podeszliśmy do recepcji, za biurkiem siedziała kobieta.
- Dzień dobry my do doktora Connorsa.- Powiedział Pająk.
- Nie może pan zdjąć tej czapki?- Zapytała recepcjonistka.
- Mam na twarzy głębokie rany, i niestety muszę ją nosić.- Widać miał przygotowany cały plan.
- Bardzo mi przykro,- Spojrzała na niego ze współczuciem.- w takim razie proszę siebie odnaleźć.- Dodała, przeglądając papierkową robotę.
Pająk pokazał mi plakietki, znajdujące się na blacie.
- Weź byle którą.- Szepnął mi do ucha, biorąc plakietkę z czyimś nazwiskiem.
Zrobiłam co kazał, wzięłam do ręki plakietkę niejakiej Penelope Chang.
Weszliśmy na piętro, była tam reszta grupy.
Po chwili zobaczyłam dwie osoby, które były wynoszone z budynku siłą, krzyczały coś w stylu:
- Ktoś zajął moje miejsce! - Albo. - To ja jestem prawdziwy James Green!
Spojrzałam na plakietkę Pająka, było na niej nazwisko tego chłopaka.
- Czy ten plan się uda?- Zapytałam Pająka tracąc nadzieję, że to wypali.
- Jeśli raz się udało, to uda się i tym razem. Nie martw się .- Dodał mi otuchy.
Chwilę później podeszła do nas dziewczyna, kojarzyłam ją.
- Część, nazywam się Gwen Stacy i oprowadzę was po budynku.- Wtedy mi zaświtało, podeszłam do Pająka i powiedziałam:
- Ona chodzi ze mną do klasy, co jeśli mnię rozpozna?- Wyszeptałam mu do ucha.
- Załóż kaptur.- Powiedział, jakby to było oczywiste.
- Nie jestem pewna, czy będziemy wyglądać normalnie.
- Masz lepszy pomysł?
- Nie.
Po chwili namysłu założyłam kaptur, wyglądaliśmy co najmniej dziwnie.
Kiedy zaczęła nas oprowadzać Pająk zaciągnął mnie na bok i szepnął mi do ucha:
- Teraz odłączymy się od grupy, rób to co ja.
Wyszliśmy na jakiś korytarz. Szliśmy przed siebie, nikt się nie odzywał.
W końcu dotarliśmy do drzwi, Pająk wytłumaczył mi jak mam się zachować kiedy wejdziemy.
- Czyli mam dać na siebie wysypać setki pająków tak?- Zapytałam. W moim tonie głosu dało się usłyszeć ,,Czy ty upadłeś na głowę?"
- Tak jakby.- Powiedział, po czym zaczął majstrować przy dotykowym zabezpieczeniu.
Kiedy je otworzył weszliśmy do środka. Była tam komora, w której żyły pajęczaki.
Pająk kazał mi tam wejść, zrobiłam to, po czym zleciał na mnie deszcz pająków.
- Dobra możesz już wyjść. Za około pół godziny zrobi Ci się słabo, ale potem wszystko będzie już dobrze.
- To naprawdę pocieszające.- Skarciłam go.
- Teraz nie możesz wykonywać gwałtownych ruchów. Prawdopodobnie masz na karku pająka, on nie może spaść.- Wytłumaczył.
Miałam wielkie szczęście że nie boję się pająków, bo pewnie darłabym się na cały budynek.
- Dobrze, a co będziemy robić przez ten czas?- Zapytałam, mając nadzieję że wrócę do domu, zamiast patrolować miasto.
- Jak chcesz możemy iść do Central Parku, albo wskoczymy na Statułę Wolności.- Zaproponował, a mi na twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- Z chęcią, tylko muszę jeszcze gdzieś podskoczyć.- Spodobało mi się że mam takiego nauczyciela.
- Nie ma problemu. To co, nic tu po nas.- Mówiąc to podszedł do okna, otworzył je.
Zdjęłam bluzę i spodnie, ukazując czerwono-niebieski kostium.-Pająk poszedł w moje ślady.
- Na razie nie możesz skakać, masz na plecach pająka.- Przypomniał.
- To co zamierzasz zrobić?- Zapytałam myśląc, że muszę zostać tu na pół godziny.
Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić wyszedł przez okno, wziął mnie na ręce i zaczął schodzić po wieżowcu.
Gdy już byliśmy na dole Pająk zapytał mnie:
- To gdzie najpierw idziemy?
- Chcę sobie kupić kawę albo gorącą czekoladę, więc idziemy do Starbucksa.
Że ja przez pół godziny nie mogłam skakać po budynkach, musieliśmy iść pieszo.
Dojście do kawiarni zajęło nam około 15 minut, była dosyć blisko.
Gdy weszliśmy zrobiliśmy masę szumu, wiele osób pytało się nas kim jestem:
- Spider-Manie czy to jest twój nowy wspólnik?- Masa osób chciała znać odpowiedź na to pytanie.
- Można powiedzieć że to wspólniczka, raczej jeszcze ją szkolę.- Spojrzał na mnie.- Idzie jej lepiej niż się spodziewałem.- Dodał, stawiając mnie już na początek w dobrym świetle.
- Możemy poznać jej pseudonim?- Zapytała dziewczyna mniej więcej w moim wieku.
Wtedy spojrzałam na Pająka, nie wiedziałam co powiedzieć więc on odpowiedział:
- Jej pseudonim to Spider-Girl.- Trafił dokładnie w mój gust.
Potem oczywiście była masa młodszych dzieci, które chciały mieć z nami zdjęcia.
Kiedy prawie wszyscy zrobili zdjęcia i dostali autografy Pająka, jakaś dziewczyna zapytała nas:
- Czy jesteście razem?- Czułam że cała się rumienę, dobrze że miałam maskę, przez którą nie było tego widać.
Pająk też się zawstydził, bo zaczął drapać się po karku, i jąkać:
- M-my...eee.
- Z-znamy się parę dni...- Zaczęłam.
- ...Można powiedzieć że..jesteśmy kolegami po fachu.- Dokończył.
Przez dłuższą chwilę nikt się już nie odezwał, wszyscy ludzie usiedli w swoich fotelach, zajmując się sobą.
- Tak...to może zamówimy?- Odezwał się w końcu Pająk.
- Racja. - Powiedziałam, i zaczęłam patrzeć w kartę zawieszoną nad ladą.
Chwilę później podeszliśmy zamówić napoje, ja zdecydowałam się na gorącą czekoladę.
- Dzień dobry, poprosimy..co sobie życzysz?- Zapytał mnie.
- Poproszę białą gorącą czekoladę.
- Coś jeszcze?- Zapytała młoda kobieta.
- Tak, jeszcze zwykłą gorącą czekoladę, wszystko na wynos.- Powiedział.
- Pięć dolarów, czterdzieści cętów.- Powiedziała.
Wyciągałam z portfela, pieniądze za swoją porcję, ale Pająk już podał kobiecie dziesięcioro-dolarowy banknot.
Kiedy oddała mu resztę powiedziała że będziemy czekać około 20 minut.
Usiedliśmy przy stoliku, czekając.
- Musiałeś zapłacić za mnie?- Zapytałam głupio.- Nie lubię tego uczucia długu.
- Tak, musiałem. I nie masz żadnego długu.- Powiedział pewnie.
- Następnym razem płacę sama za siebie.- Odrzekłem stanowczo.
- Ymhm.- Droczył się że mną.
- Mówię Ci że tak.
Przekomażaliśmy się jeszcze, aż podali nam nasze gorące napoje.
- To gdzie idziemy?- Zapytał, kiedy wychodziliśmy z kawiarni.
- Podsunąłeś mi pomysł ze Statuą Wolności.
- To lecimy.- Już chciał mnię złapać i polecieć, ale przypomniałam mi o czymś:
- Chyba trzydzieści minut minęło?- Zapytałam z cwanym uśmieszkiem.
- A poczułaś się inaczej niż normalnie?- Zapytał przenikliwie.
- Jeszcze nie ale...- Nie dokończyłam, ponieważ poczułam ukłucie w okolicy karku.- Ałłł...- Dodałam.
- Widzisz, po wszystkim.- Spojrzał na mnie z troską.
- Tak ale jakby źle się czuję.- Powiedziałam upadając na kolana.
- To normalne, przejdzie za pięć minut.- Zapewnił mnie, pomagając mi wstać.
- Mam nadzieję.- Wzięłam łyk napoju, biorąc się w garść.- To lecimy na tą statuę.- Dodałam.
- Ymhm. - Powiedział, po czym zaczął wspinać się po ścianie Starbucksa, uważając by nie rozlać napoju.
Poszłam w jego ślady, po paru sekundach byliśmy na dachu.
- Masz coś co zatka otwór na picie?- Zapytał, pokazując na swój kubek.
- Zdaje się, że oboje mamy coś takiego w rękawie.- Odpowiedziałam, na to banalne pytanie.
Szybko zorientował się o co mi chodzi, korzystając ze swojej pajęczy zakleił cały kubek i włożył go do swojego plecaka.
Zrobiłam dokładnie to samo, oddając swój kubek Pająkowi.
Kiedy byliśmy gotowi do skoku, z zabezpieczonymi napojami zapytał:
- Znasz drogę?
- Nie za bardzo, dopiero się tu przeprowadziłam.- Odpowiedziałam zawstydzona.
- To leć za mną.
- Ok.
Zeskoczyliśmy z budynku, zachaczaliśmy sieciami gdzie się tylko dało.
Po paru chwilach dotarliśmy na szczyt Statuy Wolności, byłam cała zgrzana i musiałam zdjąć maskę. Ja usadowiłam się na ramieniu statuy, a Pająk na tablicy, na której wyryta była data podpisania deklaracji niepodległości.
Po chwili Pająk wyciągnął nasze napoje, zdjął maskę do połowy, aby mieć jak się napić, nie pokozując mi twarzy. Popijając czekoladę rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim.
- Jeden mały pajączek doszczętnie zmienił moje życie.- Rozmawiał ze mną, jakbyśmy znali się całe życie.
Chciałam odpowiadzieć, jednak przeszkodziła mi w tym jedna mała łza, samotnie wędrująca po moim policzku. Próbowałam wytrzeć ciecz spływającą po mojej twarzy, tak aby Pająk tego nie zauważył. Jednak bez skutecznie.
- Co się stało? Powiedziałem coś nie tak?- Widać zmartwił się moją reakcją.
- Wszystko się teraz zmieni, prawda?- Zapytałam, wycierając dwie kolejne łzy. Nie chciałam okłamywać rodziny ani przyjaciół.
- Tak, ale wszystko będzie dobrze. Nie martw się.- Wstał i zrobił coś czego się nie spodziełam, przytulił mnie.
Zamknął mnie w uścisku, który szybko odwzajemniłam.
Staliśmy tak przytuleni do siebie przez dłuższą chwilę, oboje nie zwracaliśmy uwagi na nic więcej.
- Widzę że gołąbeczki wolą zajmować się sobą, zamiast trenować.- Przerwał nam znajomy głos Starka.
Ja i Pająk odruchowo odsunęliśmy się od siebie, zawstydzeni powyższą sytuacją.
- J-ja..tylko, znaczy...- Pająk nie mógł zebrać odpowiednich słów.
- Jakbym zaraz nie przyleciał, pewnie zaczęlibyście się całooować.- ,,Zażartował", a przy ostatnim wyrazie wytrzeszczył na nas oczy.
Zawstydziło mnie to bardzo, poczułam że muszę wybrać najprostszą kwestię..
.. stchórzyć i uciec.
Tak też zrobiłam, założyłam maskę i zaczęłam przemieszczać się przez Nowy York.
Do domu weszłam przez okno, w domu nikogo nie było, mama pewnie poszła na zakupy.
Nagle do głowy przyszła mi myśl:
Prawdziwy bohater nie tchórzy i nie ucieka, przez byle taką sprawę.
Ten głos z tyłu głowy dręczył mnie jeszcze długi czas...