- Hej Peter, Sara, Ned! Jest próba!- Krzyknął jakiś ciemnoskóry chłopak.
- Już idziemy Abraham, ty też jedziesz?- Spytał mnie pulchniejszy.
- Tak, zapisałam się. Jadę dla zabytków i tak dalej...- Przyznałam się.
- Szczerze mówiąc prawie każdy oprócz Liz jedzie dla zabytków, jej rodzice „próbują załatwić jej lepszą przyszłość" i inne głupoty.
- Skoro się zapisała, to chyba jest mądra...- Powiedziałam wstając od stołu, po chwili resztki jedzenia i pustą butelkę wody wrzuciłam do kosza, chłopcy zrobili to samo i poszliśmy się na salę.
- Peter?
- Hmm?- Odpowiedział nawet nie spoglądając w moją stronę.
- Dlaczego się nie odzywasz?
- Bo muszę się wypisać z olimpiady.- Szepnął, jednak ja to usłyszałam.
- Co? Dlaczego?
- Bo pan Stark może mnie w tym czasie potrzebować.- Mruknął pod nosem.
- Ciągle tylko ten „staż u Starka", jakbyś nie miał nic lepszego do roboty...
- Mówiłem ci już, że z tego może coś wyjść.
- A co bujasz się w moim mentorze?- Zaśmiałam się, jednak po chwili zrozumiałam, że obok mnie stoi Ned i wszystko słyszał.
- C-co?
- Nic...
- To twój mentor?
- Mam ten sam staż, co Pete.- Wypaliłam na co wspomniany chłopak przełknął głośno ślinę.
- Ja też się zapiszę!
- Mówiąc „staż u Starka" mam na myśli, że wykupiony przez niego nauczyciel pomaga nam zrozumieć pewne rzeczy...- Peter za wszelką cenę starał się mu wytłumaczyć.
- ...nigdy nie byliśmy z nim sam na sam.- Dokończyłam.
- Szkoda, w takim razie to nie dla mnie.Po chwili weszliśmy do sali, zauważyłam że wzrok wszystkich był skupiony na mnie.
- Posłuchajcie to jest...eee...- No to się facet przygotował...
- Sara Moon.<•>
Tak, jak myślałam wzięli mnie na pierwszy ogień, siedziałam przy stole, przed sobą miałam dzwonek podobny do takich w wielkich korpo. Byłam zestresowana, ale nie pozwoliłam tego po sobie poznać. Na pewno lepiej bym się czuła, gdybym nie wiedziała, że tak naprawdę nie znam tu nikogo oprócz Neda, bo Pete ma „staż u Starka" i nie jedzie.
- Przejdźmy do następnego pytania. Najcięższy naturalnie występujący pierwiastek.- Otrząsnęłam się i spojrzałam na Liz, która odczytała pytanie. Przyznam, że była ładna, ładniejsza ode mnie...
- Najlżejszy jest wodór, ale nie o to pytałaś.- Jeśli dobrze pamiętam taką głupotę palnął Charles.
- Uran.- Odpowiedziałam przedtem naciskając na dzwonek.
- Tak, dokładnie tak, brawo Sara.- Ona jest nawet spoko...chyba...- Otwórzcie podręczniki na stronie szóstej.- Jakoś nie bardzo miałam na to ochotę, więc wlepiłam wzrok w mojego przyjaciela.
- Peter, to etap krajowy, po prostu poproś o wolny weekend i już.
- A jeśli pojadę do Waszyngtonu i nagle okaże się, że pan Stark mnie potrzebuje.- Nie mam pojęcia, czemu nie weźmie wolnego. Przecież świat się nie zawali.
- Nigdy nawet nie byłeś w jednym pokoju z Tonym Starkiem.- Spojrzałam w stronę osoby, która jakby nigdy nic siedziała na krześle i przeglądała gazetę.
- Zamknij się Flash.- Wysyczałam.
- Zaraz, o co chodzi?- Spytała dziewczyna, której imienia oczywiście zapomniałam.
- Peter nie jedzie do Waszyngtonu.- Odpowiedziała jej inna leżąca na podłodze w otoczeniu jakichś papierów.
- Nie, nie, nie , nie, nie, nie, nie, nie, ...nie, nie.- Komuś bardzo na tym zależy...
- Ale dlaczego?- Prychnął chłopak, który przyszedł po nas, przerywając nam lunch.
- Serio, teraz się wycofujesz?
- Rzucił też orkiestrę i robotykę.- W jednej chwili wzrok całej sali był skierowany na MJ.- Nie żebym miała obsesję na jego punkcie.- W tym momencie pomyślałam, że to jest odrobinę przerażające...
- Flash zastąpisz Petera.- Liz chyba jest tu tą „szefującą", bo nie widzę, żeby ktoś inny niż ona „wydawał rozkazy".
- No nie wiem, muszę najpierw spojrzeć w kalendarz, umówiłem się na randkę z Czarną Wdową.- Zakpił dalej wpatrując się w gazetę. Powiem o tym Nat...
Usłyszałam brzdęk dzwonka, a po chwili odezwał się Abraham.
- Totalna ściema.
- Co ja wam mówiłem, o nadużywaniu dzwonków dla zgrywu?- Nareszcie odezwał się pan Harrington, o ile to jego prawdziwe nazwisko, bo nie do końca wszystkich pamiętam.<•>
Na ostatniej lekcji zauważyłam, że Peter bardzo się niecierpliwi, cały czas patrzył na zegar i zapewne odliczał czas do końca szkoły.
W którymś momencie, kiedy nauczycielka jeszcze mówiła zadzwonił dzwonek i nareszcie byliśmy wolni. Zanim zdążyłam się spakować chłopaka już nie było, stwierdziłam, że pewnie ma swoje powody i zadzwonię do niego później, jak już zrobi wszystko, co chce.___________
Pov. Peter:Miałem dosyć dzisiejszego dnia, najpierw Flash prawie rozjechał mnie na ulicy krzycząc przy tym jak zwykle „Penis Parker", Sara prawie przyłapała mnie przy robieniu płynu sieciowego, swoją drogą w tej kwestii miałem ogromne szczęście, że mam pajęczy zmysł, potem ledwo odpowiedziałem na pytanie i musiałem wypisać się z olimpiady naukowej, nigdy nie wiadomo, czy coś się nie stanie. W sumie jeszcze wszystko może się zdarzyć, byle by Ned nie dowiedział się, że jestem Spider-Manem wszystko będzie dobrze. Jest moim przyjacielem, ale to straszny gaduła i nawet z nieuwagi może coś chlapnąć...
Właśnie biegłem do sklepu z najlepszymi kanapkami w Queens, potem miałem ochotę tylko i wyłącznie na jakąś ciekawą akcję. Przed sklepem przywitałem się z jednym mężczyzną, swoją drogą jest bardzo miły.
- Dobry panie Delmar.- Przywitałem się wchodząc do środka, rzuciłem na kasę jakieś przypadkowe dwie paczki żelek i czekałem aż właściciel sklepu zaproponuje mi moje ulubione zamówienie.
- Hej pan Parker! Piąteczka prawda?
- Tak i emmm...dorzuć jeszcze ogórka i tak go ściśnij. Dobrze? Dzienks.- Poprosiłem żywo gestykulując.
- Się robi szefie.- Odpowiedział mi mężczyzna przygotowujący mi jedzenie.
- Co u cioci?- Właściciel spytał, po chwili usłyszałem jak po hiszpańsku mówi drugiemu jaka to z niej ślicznotka.
Więc zrobiłem coś podobnego.
- A co u pańskiej córki?- Spytałem również w tym samym języku, co on z cwanym uśmiechem. Widząc jak mężczyzna spoważniał zachciało mi się śmiać, jednak wolałem tego nie robić.
- 10 dolców, 10 dolców.- Odpowiedział.
- Jak 10 jak 5!
- Za ten tekst 10 dolców.
- Ok, dobra żartuję.- Wyciągnąłem portfel i podałem mężczyźnie pieniądze.- Proszę, piątak.- Pan Delmar wziął banknot, a ja podszedłem do kota leżącego obok.- Co tam Murph? Jak tam kolego?- Spytałem kota drapiąc go za uchem, ten tylko miałknął, a ja z powrotem podszedłem do właściciela.
- Co tam w szkole?
- A...nuda znam lepsze zajęcia.
- Ucz się chłopcze wierz, że warto inaczej skończysz tak, jak ja.- Powiedział wyciągając ręce.
- Dla mnie bomba.
- Najlepsze kanapki w Queens.- Starszy mężczyzna podał mi jedzenie, a po chwili biegłem zatłoczoną ulicą, aby zacząć robotę...================================
Dzień dobry hah! Szczerze mówiąc to moim zdaniem uda nam się dobić 10.000, ale mniejsza! Dzięki za przeczytanie rozdziału do napisania!
★Spider-Girl★