W chwili, w której zadzwonił ostatni dzwonek mało powiedziane że serce biło mi szybko. Z klasy wyszłam udając spokojną, a od razu za mną Peter, który miał głęboko gdzieś co mu się stanie.
Kiedy większość uczniów wyszła z sali gwałtownie szarpnęłam Petera z koszulę ciągnąc go na inny korytarz.
- Słuchaj uważnie bo tego nie powtórzę.- Szepnęłam.
- Ok.
- Jeśli nie zaczniecie się lać nie mam zamiaru się w to wcinać, rozumiesz.
- Jasne.
- A jak Flash zapyta gdzie jestem to powiesz że mam taki sam staż u Starka jak ty i facet wzywał mnie natychmiast...
- To się nie może udać...
- A właśnie że się uda.- Powiedziałam i rozdzieliliśmy się, ja poszłam do łazienki, a Pete za szkołę.Przebrałam się jak najszybciej się dało i wybiegłam z budynku, tak aby nikt mnie przypadkiem nie zauważył.
Wspięłam się dyskretnie na dach, przeszłam po nim aby mieć widok na całą sytuację, spojrzałam w dół i momentalnie zrobiło mi się gorąco.
Przyszłam za późno.
Widok, który tam zobaczyłam był... przerażający. Dwaj chłopacy bijący się na zaniedbanej uliczce, nie była to zwykła walka, oboje zdążyli zostawić sobie nawzajem na twarzy krwawe ślady, a ja stałam tam jak ten debil nie będąc zdolną do choćby poruszenia się. Kiedy sytuacja była na tyle poważna że mogliby się tam pozabijać wzięłam się w garść i zeskoczyłam z budynku.
- Hej! Co wy tu robicie!!??- Krzyknęłam, a oni momentalnie od siebie odskoczyli.
- On zaczął.
- On mi nie wygląda na takiego co lubi się lać!- Krzyknęłam podchodząc do Petera, który przez cały czas trzymał krwawiący łuk brwiowy.
- Wynocha! Już!!!- Wydarłam się, a Flash od razu pobiegł w swoją stronę.
- O mój Asgardzie...- Szepnęłam patrząc na stan mojego przyjaciela.
- Wszystko gra.- Powiedział.
- Przepraszam.- Złapałam się za głowę nie wiedząc co robić.
- Jest ok.
- Przestań kłamać! Przecież widzę jak wyglądasz!
- Sara,- Szepnął próbując mnie uspokoić.- Sara spójrz na mnie.- Powiedział trochę pewniej kładąc mi ręce na ramionach.
Spojrzałam mu głęboko w oczy, ich barwa miała w sobie coś, co mnie uspokajało. Wzięłam jeszcze parę głębokich wdechów, które były w tej sytuacji niezbędne i szybko przytuliłam chłopaka. Parkerowie mieli w sobie tyle miłości, która uspokajała nawet w najgorszych sytuacjach.
Wtuliłam się w chłopaka jeszcze mocniej czując się w jego ramionach bezpiecznie, on syknął dając mi znak że nie jest to zbyt przyjemne. Odsunęłam się gwałtownie zdając sobie sprawę z tego co zrobiłam.
- Lecimy do mnie.- Powiedziałam przyciągając go do siebie i odrywając się od ziemi.<•>
Kiedy dotarliśmy do Tower wbiegłam do środka ciągnąć za sobą chłopaka.
Wjechaliśmy windą na odpowiednie piętro i zaprowadziłam go do mojego pokoju.
- Usiądź.- Rozkazałam zdejmując maskę.- Zostań tu, idę po apteczkę.Wybiegłam z pokoju kierując się w kierunku sali treningowej, wiedziałam że spotkam tam kogoś kto pomoże.
- Pani Romanoff!- Krzyknęłam widząc jak strzela z pistoletu do celu.
- Tak?
- M-mam problem!- Wydukałam roztrzęsiona.
- Jaki?
- Gdzie j-jest apteczka!?
Nic nie odpowiedziała tylko zaczęła szperać we wszystkim gdzie mogłaby się znajdować rzecz w tej chwili niezbędna.Po chwili podała mi dużą skrzynkę, a ja bez słowa wybiegłam z sali.
___________
Pov. Nat:Gdy dziewczyna wybiegła pobiegłam za nią, nie widziałam o co dokładnie chodziło, ale coś musiało być na rzeczy.
Po chwili pajęczyca wpadła do swojego pokoju trzaskając drzwiami, usłyszałam krótką wymianę zdań i...cisza.
Delikatnie przycisnęłam klamkę tym samym uchylając drzwi, tak aby nikt tego nie zauważył, udało się, a ja mogłam przyjrzeć się sytuacji.___________
Pov. Sara:Do pokoju wbiegłam nie zważając na nic, spojrzałam na Petera, siedział na łóżku opierając się o ścianę. Szybko otworzyłam apteczkę i wyjęłam z niej wszystko co było potrzebne do opatrzenia ran.
Usiadłam obok chłopaka, przyjrzałam się mu tym razem dokładnie, na policzku miał zdartą skórę, rozcięty łuk brwiowy i wielkiego siniaka pod okiem.
Wzięłam do ręki jakiś środek do czyszczenia ran i wacik, namoczyłam go w nim, już chciałam przemyć ranę przyjaciela gdy przeszkodził mi zasłaniając sobie policzek dłonią.
- Nie tym.- Powiedział stanowczo.
- Posłuchaj...
- To szczypie.
- Nie musiałeś pakować się w tą chorą sytuację, bądź mężczyzną i daj mi odkazić ranę.- Odpowiedziałam spokojnie.
- Ale nie zrobisz mi krzywdy?
- Obiecuję.
Powoli zabrał rękę z twarzy, ja przybliżyłam się i delikatnie dotknęłam jego policzka wacikiem.
- Sssss..
- Wężem jesteś?- Zaśmiałem się z jego reakcji.
- S Z C Z Y P I E...
- Jakbyś był na misji i dostałbyś granatem, miałbyś zdartą skórę i byłbyś ledwo żywy...pozwoliłbyś się wyleczyć czy jojczyłbyś jak dziewczyna?- Spojrzałam w stronę drzwi, stała tam Czarna Wdowa, przyglądała się nam w skupieniu.
- Peter Parker, dzień dobry...- Powiedział zmieszany.
- Natasha Romanoff, odpowiesz na moje pytanie?
- Eeee...raczej pozwoliłbym się wyleczyć.
- Więc nie jojcz jak baba i daj dziewczynie robić swoje.- Pete więcej się nie odezwał.Z powrotem przyłożyłam mu do policzka wacik, odkaziłam rany i przykleiłam plaster z opatrunkiem, potem zajęłam się resztą.
<•>
- Wszystko powinno być już dobrze tyle że mogłeś sobie coś nadwyrężyć. Wstań.- Chłopak wykonał moje polecenie bez słowa.
- Pomoże mi pani?- Spytałam kobietę, która przez cały ten czas stała w drzwiach.
- Jasne, tylko w czym?
- Nie wiem czy Peter przypadkiem nic sobie nie zrobił, no oprócz tego co ma na twarzy. Tak czy inaczej mogłaby pani sprawdzić?
- Nie ma problemu.Kobieta podeszła do mojego przyjaciela i zaczęła wykręcać mu ręce i nogi na najróżniejsze sposoby.
Pete nie wydał żadnego dźwięku, ani nic nie chrupnęło mu w kościach.
- Na moje oko wszystko jest w porządku. Dobrze sobie poradziłaś.- Powiedziała wychodząc.
- Przyniosę ci lód, zaraz wracam.
Z powrotem wybiegłam z pokoju, pobiegłam do kuchni, otworzyłam zamrażarkę i wyjęłam woreczek z lodem.
Pędem wróciłam, podałam Peterowi woreczek, a chłopak przyłożył go sobie do oka.
- Co tam się stało?- Spytałam spokojnie, siadając obok chłopaka.
- Zapytał mnie gdzie cię wcięło, wytłumaczyłem mu krótko i zaczął gadać że skoro ciebie tam nie ma to policzy się ze mną inaczej...
- Przepraszam.- Wypuściłam powietrze kładąc się na łóżku w celu ochłonięcia.
- Już to mówiłaś.- Powiedział zaczynając bawić się moimi włosami ręką, którą nie trzymał lodu.
- Wiem ale dalej obwiniam się o to, że nie przyleciałam na czas...
- Wygrywałem.
- Tak z tymi mięśniami i sześciopakiem na pewno...- Czy ja serio to powiedziałam???!!!
- Trochę to w tym pomogło.- Na szczęście nie potraktował tego poważnie, jednak moje policzki i tak były czerwone.
- A ja jadę na niebezpieczną misję bez tego wyposażenia...
- Skoro będziesz przez dwa tygodnie biegać z Kapitanem to na bank wyrobisz nogi.
- Tak, na sto procent.- Zaśmiałam się, jednak gdy spojrzałam na twarz chłopaka zauważyłam śmieszny wyraz twarzy, który chyba w zamyśle miał wyglądać na poważny, jednak było to mega urocze.
- Nie żartuję.- Powiedział odkładając lud na półkę nocną.
- Pete w dwa tygodnie to ja nie nauczę się piec ciasta, więc nie myśl że cokolwiek się stanie.
- Dobra, gdy okaże się że dałaś radę...upieczesz mi kremówki.- Powiedział plecąc mi warkocza.
- A jak mi się nie uda...narysuję cię na siłowni.- Nie mam pojęcia dlaczego, jednak postanowiłam i zdania nie zmienię.
- Dobra...- Spojrzał na mnie zawstydzony, jednak nie zaprzeczył.
- Czyli umowa stoi?
- Tak.
- Idziemy na siłownię Pete.- Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Czekaj, co?
- Nie wyrobię formy przez ten czas, więc bież tyłek w troki i biegniemy na siłownię!
- Pójdę dlatego że muszę utrzymać sześciopak, a nie dlatego że mnie zmuszasz...
- Idę po jakieś ciuchy dla ciebie, zaraz wracam!- Krzyknęłam wybiegając na korytarz.Przebiegłam całe piętro, aż w końcu trafiłam na odpowiednią osobę siedzącą pod drzwiami toalety.
- Pietro!
- Cześć.- Powiedział odkładając jogurt, który przed chwilą jadł.
- Mam prośbę tyle że... dlaczego tu siedzisz?
- Stark siedzi tam godzinę, czekam na swoją kolej.
- Pęcherz ci pęknie!- Krzyknęłam.
- Chcę się umyć, nie muszę skorzystać...
- Dobra, a wracając do tej prośby, Pożyczysz mi jakieś ciuchy na siłownię?
- Ale ja mam męskie.- Zaśmiał się.
- Tyle że właśnie takie są mi potrzebne.
- Jasne, masz u siebie kogoś?
- Eeee...przyjaciel.- Bąknęłam.
- Poczekaj tu.- Powiedział, a po chwili zniknął.Czekałam około minuty i białowłosy był z powrotem, tym razem z ubraniami w jednej ręce.
- Oddam ci je już wyprane, do zabaczenia.- Podziękowałam mu i pobiegłam w stronę mojego pokoju.
- Mam!
- Dzięki, ale czy wy przypadkiem nie macie tu siłowni?- Spytał.
- Z kąd to wiesz?
- Przy wejściu jest mapa.
- Serio?
- Tak.
- Ale mam mentora...wracając najprawdopodobniej jest tam teraz Czarna Wdowa, poza tym ta siłownia jest do walki, strzelania z łuku, pistoletu czy sieci więc lepszą opcją jest ta zwykła.- Wytłumaczyłam.
- Wow...
- To ja może przebiorę się z tego stroju w coś normalnego.- Powiedziałam otwierając szafę, wyjęłam z niej pierwsze ciuchy, które rzuciły mi się w oczy i wbiegłam do łazienki.Z toalety wyszłam ubrana w zwykłe dresowe spodnie i biały top, kostium schowałam do szafy i spakowałam do plecaka szkicownik i ołówek. Wzięłam od Petera pożyczone ubrania i zrobiłam z nimi to samo.
- Możemy iść?- Chłopak spytał wstając z łóżka.
- Tak.- Odpowiedziałam i wyszliśmy z pokoju.
Zjechaliśmy windą na dół Wieży i ruszyliśmy w stronę najbliższej siłowni.================================
Mamy już 3000 odczytów...nie wiem co powiedzieć, nigdy nie sądziłam że będzie powyżej 1000.Idziemy po 4000!!!
I chcę podziękować kakaowiec, która gwiazdkuje mi (W tej chwili, o której to piszę.) wszystkie rozdziały.😗♥️😗