7

660 27 5
                                    

Dzisiaj miał odbyć się mecz quidditcha. Mimo, że odkąd Potter stał się kapitanem Gryfoni nigdy nie przegrali martwił się i stresował, że odniosą klęskę.
Mecz mijał, a James cały czas nie potrafił dostrzec złotej kulki. Po kilku minutach udało mu się. Nie interesowało go czy przeciwnik leci od razu za nim albo czy zaraz spadnie z miotły. Liczył się tylko znicz.
Okularnik leciał jak najszybciej się dało. Można było uznać, że wygiął się tak, iż zaraz spadnie.
Nic z tych rzeczy. Utrzymał się w idealnej pozycji i złapał kulkę. Poczuł jak skrzydełka trzepoczą pod jego palcami.
-GRYFFINDOR! GRYFFINDOR WYGRAŁ! - słyszał krzyki zza siebie.
Przyszedł mu do głowy pewien pomysł .
Podleciał na miotle pod trybuny i wyszukał wśród nich upragnioną dziewczynę. Przesunął się bliżej. Wręczył jej znicz i lekko pocałował w policzek. Po tym wrócił do drużyny. Przed odejściem zobaczył ogromny rumieniec na twarzy Lily.
Widok jej czerwonej, aż po cebulki włosów był przeuroczy.
W szatni podszedł do niego Syriusz.
-Stary co to było!?
-Ale o co ci chodzi? - zapytał Potter wzburzony.
-Dałeś jej piłkę, ucałowałeś a ona cię nawet nie uderzyła!
-Widzisz, czasem sytuacja związana z relacjami i stosunki z innymi osobami się zmieniają
-Co ty pieprzysz!
-Chciałem powiedzieć, że znajomość może ulec zmianie! Weź czasem coś przeczytaj!
Black jedynie prychnął na wypowiedź przyjaciela i wyszedł z przebieralni.
Reszta tygodnia minęła wszystkim o niczym. Chodzili na zajęcia, spotykali się w pokojach wspólnych do odrabiania lekcji. Nawet ślizgoni odpuścili sobie prowokowanie innych.
Piątkowa noc w pokoju Gryfonów była dla niektórych nie do zapomnienia. Ognista Whisky lała się strumieniami. Jedynymi trzeźwymi mieszkańcami domu lwa byli :Remus i James oraz Lily. To oni pilnowali aby nic się nikomu nie stało.
Rano w sobotę do dormitorium dziewcząt zapukała w okno piękna czarna sowa.
-Ciszej bo głowa mi pęka! Nigdy już nie pije! - skarżyła się Drocas. Na ziemi leżało jeszcze kilka innych Gryfonek.
Ruda otworzyła okno i wpuściła puchacza.
Ptak zostawił liścik i odleciał.

Lily
Mam nadzieję(cały czas), że przyjdziesz na dzisiejsze spotkanie. Jeśli tak prosiłbym abyś ubrała się tak jak Ci wygodnie i spotkała się ze mną w pokoju wspólnym. Tak jak wspominałem wcześniej będę czekał o 18.
Ps:nie mogę się doczekać.
Twój James.

Znowu ten twój James... Chciałaby go nazywać swoim...znaczy ccoo.. Nie w życiu. Bała się przyznać, że czuję do niego coś więcej.
Spojrzała na zegar.
-O Merlinie!-wydarła się.
Za krzyk oberwała poduszką. Miała dość zachowania swojej przyjaciółki a więc wyjeła z szuflady kilka mugolskich tabletek na kaca. Zgarneła butelkę wody i włożyła Meadows do gardła. Na początku tamta krzyczała jednak Lily wyjaśniła, że to dla jej dobra. Ruda przyspieszyła działanie leku zaklęciem, dzięki czemu Dorcas poczuła się wreszcie jak żywa.
-Merlinku dziękuję!
Następnie obydwie ruszyły do sypialni Huncwotów. Na szczęście ich piżamy były dość uniwersalne. Jedynie Meadows musiała dać kilka poprawek, gdyż to Lily ją ubierała.
Wpadły do dormitorium męskiego jak huragan z opakowaniem tabletek i wodą.
James i Remus czytali jakieś książki. Petera nie było, więc jedyną osobą której trzeba było pomóc był Syriusz.
-Black otwieraj mordę! - krzyczała przyjaciółka Rudej.
Chłopak niewiele myśląc zrobił to co mu kazała. Następnie Evans zrobiła to co w przypadku swojej koleżanki.
Łapa od razu wstał i poczuł się rozbudzony.
-Co ty mu dałaś? - zapytał przejęty Remus.
-Kilka mugolskich tabletek na kaca.
-Na co?
-Na kaca... Po piciu alkoholu dostajesz bólu głowy, chce ci się wymiotować. To jest właśnie to.
Kiwnął jedynie głową.
Dziewczęta wróciły do siebie. Rozmawiały odrobinę podjadając czekoladę, którą Lupin dał im jakieś 2 tygodnie temu. Nie wiedziały kiedy te 6 godzin minęło a zegary wskazywały 17.
-Mam spotkanie o 18. Pójdę się naszykować-przerwała ruda wypowiedź Meadows.
Oczywiście Dorcas zaczęła zadawać masę pytań, lecz Lily wszystkie spławiła.
-Opowiem Ci jak wrócę obiecuję!
Założyła czarne jeansy z wysokim stanem, a do tego białą koszulę. Dorzuciła czarne koturny i złoty gruby naszyjnik. Wyglądała idealnie, a zarazem było jej wygodnie. Nie malowała ust, gdyż z natury były one czerwone. Rozczesała włosy i umyła zęby. Była gotowa do wyjścia. Wybiła 17:58. Gryfonka zeszła na dół do pokoju wspólnego. Czekała ją tam miła niespodzianka.
Potter stał ubrany w zwykłą koszule i czarne spodnie. W dłoni trzymał ogromny bukiet przepięknych lilii. Na jej widok uśmiechnął się szeroko a w jego policzkach pojawiły się dołeczki

You are the only one- Lily and James (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz