33

350 13 0
                                    

-Dzień Dobry Professor!-wykrzyknęli razem Łapa i Rogacz.
-O proszę! Łaskawie dotarliście na lekcję spóźniając się jedynie 4 minuty! Nowy rekord! Tak wcześnie jeszcze nie byliście!
Nagle do pomieszczenia wpadł Dumbledore
-Pan Potter! Zapraszam!
Po raz pierwszy tak krzyczał i większość uczniów naprawdę zaczęła się go bać.

Minęło 3 dni odkąd James wyjechał do Św Munga aby czuwać przy ojcu. Fleamont został zaatakowany przez śmierciożerców i narazie był w śpiączce. Podobno nie było to bardzo poważne, gdyż nie raz obrywał mocniej.
Jutro Rogacz miał wrócić do szkoły, więc wydawałoby się, że wszystko wróci do normalności. Niestety nie...

Lily pov:
Rano zeszłam na śniadanie dość późno, zwracając uwagę na fakt, że przeważnie jestem pierwsza w Wielkiej Sali.
Czekało mnie ogromne zaskoczenie, kiedy przy stołach siedziało tylko kilku uczniów, a na dodatek nie było nauczycieli. Coś było nie tak.
Sięgnęłam po różdżkę aby sprawdzić czy ją mam i zajęłam swoje miejsce. Syriusz patrzył na mnie jakbym była nienormalna.
-Lilka wszystko okej? - zapytał pomiędzy kęsami.
-Tak... Ttak...
Tak jak się spodziewałam nic nie było w porządku. Przed wejściem do Hogwartu stała cała grupa sług Czarnego Pana i on we własnej osobie.
Wyszłam pierwsza i jak ich zobaczyłam, w środku coś się poruszyłam... Nie był to strach.. Była to złość... Na nich wszystkich.
Voldemort widząc mnie lekko się uśmiechnął i rozpłynął się w powietrzu, a jego banda zaczęła rzucać zaklęciami w jakiś pierwszorocznych.
-SYRIUSZ ZABIERZ ICH STĄD! NATYCHMIAST!
-Oszalałaś! NIE ZOSTAWIĘ CIĘ! JAMES MNIE ZABIJĘ!
-Tylko jeśli nie zrobią tego oni!
Ze szkoły wybiegli nauczyciele, którzy kazali młodzikom wracać do pokojów wspólnych.
Walkę ze śmierciożercami prowadziłam ja i Black , zaś po chwili dołączyła się McGonagall i Dyrektor.
Mieliśmy przewagę.
Kiedy udało się ich wszystkich związać, a ja odwróciłam się aby wrócić do zamku poczułam jak ktoś trafia zaklęciem w moje plecy...
Jedyne co później słyszałam to - BIERZEMY JĄ DO MUNGA!... potem już pustka i ciemność.

James pov:
Siedziałem tu już kilka dni... Nie spałem oraz nie jadłem... Mój ojciec leżał w śpiączce i obiecałem sobie, że nie tkne nic do jedzenia ani nie usnę dopóki on się nie obudzi.
Wysłałem mamę do domu. Nie mogła tu cały czas siedzieć. Należał jej się odpoczynek, po tylu godzinach ile ze mną spędziła w szpitalu.
Schowałem twarz w dłonie, zaś po chwili do moich uszu doszły krzyki. Znałem ten głos! Dumbledore?! To niemożliwe.
Jeszcze raz zerknąłem przez szybę, czy z moim tatą wszystko w porządku i ruszyłem dowiedzieć się co w Mungu robi dyrektor.
-Proszę szybciej! Najlepiej niech od razu się nią zajmą. Dostała jakimś zaklęciem, ale nie było to uśmiercające.. Szybciej ona krwawi! Ruchy!.
Prowadziły mnie krzyki naprawdę zdenerwowanego Albusa.
Kiedy mnie zobaczył, wystaraszył się odrobinę. To do niego nie podobne. Zobaczyłem, że na noszach wiozą kogoś to sali.
Podeszłem bliżej i przywitałem się z Dyrektorem.
-Dzień dobry
Nic nie odpowiedział tylko oglądał co się dzieję na sali. Poszłem w jego ślady i dopiero teraz zobaczyłem tą burzę kasztanowo-rudych włosów. Zamarłem.
Gdyby wzrok mógł zabijać to najpewniej Dumbledore leżał by już martwy.
Wbiegłem do środka pokoju w którym leżała.
Była cała blada, zaś jej włosy poczochrane. Jej usta straciły dawny malinowy kolor i były teraz biało-fioletowe.
Przysunąłem sobie krzesło obok jej łóżka i przez chwilę wpatrywałem się w nią. Nie zwracałem uwagi na krzyk pielęgniarki, że mam wyjść.
Aby udostępnić jej miejsce i mniej ją denerwować odsunąłem się na bok.
Kto jej to zrobił?! Jeśli ona nie przeżyje... Nie ona będzie żyć.. Jest za silna aby umrzeć...
-Oberwała jakimś zaklęciem, które miało na celu zabić ją powoli... Szybko! Amy dawaj mi cały zestaw z krwią jednorożców! Jeśli dobrze pójdzie wybudzimy ją ale nie ma czasu! Szybko, już!-słyszałem głos podirytowanego lekarza.
Wyszłem i stanąłem cały czas wściekły przed nauczycielem. Powinien ją chronić do cholery jasnej!
-Co jej się stało?! Dlaczego nikt jej nie uratował albo nie pilnował! Powinna być bezpieczna w tej pieprzonej szkole a tym czasem okazuję się, że mniej narażona by była na ulicy!
-Panie Potter proszę się uspokoić - mówił tak spokojnym głosem, że miałem ochotę go tam zabić.
-Uspokoić! Uspokoić! Dobry żart! Mój ojciec został napadnięty i leży w śpiączce. Zostawiam wam Lily pod opieką, po czym widzę ją tu kilka dni później walczącą o życie! I jak ja mam być spokojny! Co tam się do cholery stało!
-Pan Black i Panna Evans bardzo ładnie załatwili śmierciożerców i ich związali ale jeden jakimś cudem zachował różdżkę i wycelował w nią jakimś zaklęciem...
-Syriusz też tam był?! Miał jej pilnować! Jak coś się jej stanie to gwarantuję Ci, że postawię Hogwart na...
-James! Jak ty się odnosisz do Dyrektora!-rozległ się krzyk Pani Potter.
-Euphemio-skinął głową Dumbledore
-Albusie.. Jamie co tu się dzieję?
Chłopak nic jej nie odpowiedział tylko wskazał na salę i szybę, w której było widać ratowaną Evans.
Na początku matka Rogacza nie wiedziała o co mu chodzi, dopiero po zobaczeniu operacji zrozumiała.
-O Matko! Co jej jest?!
-Tylko śmierciożercy w szkole, wiesz nic poważnego... - rzucił okularnik z sarkazmem.
-Śmierciożercy? - spojrzała na niego przerażona.
-To są tacy ludzie co... - zaczął wyjaśniać Dyrektor Hogwartu.
-Wiem kim są! - wydarła się wkurzona matka Pottera - ale jakim cudem w szkole! Biedactwo - mówiąc ostatnie bez pukania lub wcześniejszego zawiadomienia weszła na salę i zaczęła coś krzyczeć do lekarza, który (widać było) bał się.
-Mamo co ty zrobiłaś? - spytał kiedy wyszła jej syn.
-Nic.. Po prostu wiem, że nie zostawisz ani jej ani ojca więc poprosiłam aby byli w jednej sali.
-Poprosiłaś? - mruknął lekko uśmiechając się Dumbledore.
-Tak.. No może lekko rozkazując ale się zgodzili.
Odeszła i ruszyła do sali męża.

-Lily... Kochanie obudź się proszę... Nie zostawiaj mnie...
Lekarze oznajmili, że jeśli nie obudzi się w ciągu 24 h to jej szansę na przeżycie zmaleją o 50%... Dlaczego ja! Czemu akurat mój ojciec i moja Lilka...
-Wiesz co... Zrobiłem listę co chcę powiedzieć tobie, mamie, tacie i przyjaciołom jak stąd wyjdziemy...U ciebie jest takich rzeczy najwięcej - zaśmiałem się lekko.
Odwróciłem się w stronę mojego rodzica i zobaczyłem, że aparatura szybciej pika i dźwięk robi się regularny. Mama też to zobaczyła.
-Co się dzieję? Gdzie ja... Euphemia? James?-wymamrotał obudzony ojciec. Z oczu matki popłyneły łzy, zaś ja pobiegłem po lekarza.

Zrobili mu kilka badań oraz podali eliksiry. Teraz przenieśli go do innej sali, gdzie przebywał z osobami osłabionymi lub kurującymi się...
Ja cały czas siedziałem i trzymałem dłoń Rudej...
-Pamiętasz jak założyłaś się z Łapą o to, że mnie pocałujesz... Nie zrobiłaś tego...Przegrałaś co było szokiem dla wszystkich... To ty zawsze wygrywałaś z królem zakładów w Hogwarcie... Do tej pory nie wiem czemu tego nie zrobiłaś... Wiedziałaś, że Ci na to pozwolę...jak już wrócisz to porozmawiamy...-widząc ją zacząłem wspominać wszystkie wspólne chwilę... Kiedy złamała mi nos albo kiedy za karę tak mocno pchnęła Syriusza, że ten złamał rękę. Zaśmiałem się... Te 7 lat były niesamowite...
-Z czego się śmiejesz? - spytał bardzo zmęczony i przygaszony głos... Rozpoznałbym go wszędzie...
-Lily.. Lily - łzy zebrały się w moich oczach ale musiałem być twardy - zaraz pójdę po medyka. Nie ruszaj się dobrze?
-Niby jak miałabym to zrobić hmm?
Nie odpowiedziałem tylko pobiegłem do pokoju pielęgniarek, gdyż nigdzie nie widziałem uzdrowicieli.

You are the only one- Lily and James (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz