20 {Nie bez siebie}

865 96 13
                                    

Mówię, że potrzebuję przestrzeni, a on mi ją daje, ponieważ już nie wie, jak mnie uszczęśliwić. Nie mogę powiedzieć, że nie próbuje i nie mogę tego uznać za poddanie, a co jedynie za możliwość odpocznięcia od siebie. Odkąd się poznaliśmy to pierwszy raz gdy jesteśmy osobno i zdecydowanie potrzebuję tego osobno. Jednak na długo taka nie zostanę, ponieważ pod moimi drzwiami siedzi mężczyzna. Mężczyzna, którego dobrze znam.

– Co ty tu robisz?

– O cześć – jak ja nienawidzę tego ‚cześć'.

– Co ty tu robisz, Luke?

– Potrzebowałem wytchnienia.

– I znalazłeś je pod moimi drzwiami?

– Mogę wejść? – to jego odpowiedź.

– Masz dosyć swojej dziewczyny i zapewne mamy, więc przyszedłeś tutaj? – po co tworzę formy pytające, skoro to oczywiste.

– Gina, ja... – nerwowo przeczesuje swoje włosy – Zachowałem się jak idiota w szpitalu, ale byłem po wypadku, więc czy moglibyśmy.. – kręci głową – Nie wiem co. Przyszedłem jako przyjaciel.

– Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi – uświadamiam go.

– Dobrze, to kłamstwo. Przyszedłem jako facet, który cię cholernie kochał i cię teraz potrzebuje.

– Ja też cię potrzebowałam gdy byłeś w tym cholernym szpitalu, a ty odesłałeś mnie bez żadnych informacji.

– Gina – wstaje i przypiera mnie do drzwi.

Nie powinien tego robić i nigdy nie powinien przestać. Ostatnio stare płaczę i jeśli zaraz się nie odsunie zrobię to znowu.

– Nie możesz tu sobie od tak przychodzić, Luke.

Nie możesz tu przychodzić, skoro zaraz odejdziesz.

Obracam się przez ramie, żeby go zobaczyć, żeby przyjrzeć się jego twarzy, żeby go dotknąć. Nie mogę, nie mogę sobie tego robić. On zawsze przychodzi, bo nie może beze mnie wytrzymać i zawsze odchodzi, bo nie może ze mną wytrzymać.

– Jesteś jeszcze z tym chłopakiem ze sklepu?

Uciekłam od niego, a on uciekł od swojej lekarki. On uciekł do mnie, a ja do pustego mieszkania, bo nie sądziłam, że on jest w opcji.

– Dobrze, możesz wejść.

Nie może ukryć uśmiechu.

Wchodzimy do środka. Siada na kanapie, a ja idę do kuchni, żeby zrobić nam kawy, ale jej nie ma.

– Jest tu jeszcze bardziej pusto niż zapamiętałem.

– Bo rzadko tu bywam.

– Ruszyłaś do przodu, co?

– Znalazłeś idealną kandydatkę na żonę, co? – odpowiadam.

– Miałaś tu kiedyś Monopoly, zamówmy pizzę i zagrajmy – wstaje, żeby jej poszukać, a ja idę za nim, upewniając się, że jest prawdziwy, że naprawdę tu jest.

– Mamy jeść pizzę, zamiast cudnych obiadków twojej mamy?

– Rzygam nimi. Mam trzydzieści lat, a ona traktuje mnie jakbym miał dziesięć.

– Gotują sobie razem z Marią? – wiem, że to bezczelność, ale może chcę go do siebie zrazić.

– Tu jest – oczywiście, że mnie ignoruje.

Nie wiem, jak długo oboje ignorowaliśmy drugiego i to, co do siebie mówiliśmy, ale tym razem tak nie będzie.

Tym razem.

Mindfulness {Luke Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz